X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszedł do jasnegopomieszczenia, mrużąc oczy.Chłopak o chudej, pryszczatej twarzy.Blond włosy ostrzyżone na jeża.Przestraszone oczy.Wyglądało na to, żeboi się nie mniej niż Perkins.Patrzyli sobie w oczy.Chłopak podniósłpowoli rękę.Słońce błysnęło oleiście na oksydowanej lufie pistoletu.Wargi chłopaka poruszały się przez moment, zanim udało mu sięwykrztusić:- R-r-r-rę-ręce do góry.Policja.Jest pan aresztowany.ZacharyZachary przypomniał sobie, jak go wtedy znalazł Oliver.Wtedy, wstarym domu w zaułku.To było ponad rok temu.Leżał w sypialni, napodłodze, przy swoim starym łóżku.Był nagi, a ciepłe nocne powietrzeomywało go jak woda.Wyobrażał sobie, że unosi się w tej wodzie.Płynie, dryfuje, rozpływa się.Pogrążał się w tej wizji.Patrzył na tamteobrazy, śmiał się i płakał.Nawet wtedy nie słyszał, kiedy przyszedł Ollie.Potem, ni stąd, ni zowąd, Oliver się pojawił.Zach z początku myślał,że brat jest po prostu elementem tej wizji.Ale Oliver był głośny, twardy.Nie chciał się unosić ani rozpływać.Krzyczał na niego, kazał muwstawać.Zach próbował wyjaśnić, jak to było z tamtą filiżanką doherbaty.Zmiał się.Chodziło o tę filiżankę, która leżała koło matki, kiedyumarła.Widział, jak unosi się w płynnym powietrzu gdzieś nad nim: tania fajansowa filiżanka z brązowym szlaczkiem.Tyle że teraz była inna  i nie chodziło o wygląd, o nie  ona uległametamorfozie wewnętrznej.Była wypełniona znaczeniem, którejednoczyło ją ze znaczeniem wszystkiego na świecie.Jakby przestała byćoddzielnym przedmiotem, a stała się wzorem w wielkim deseniu nieskoń-czonego kobierca.Zach próbował wyjaśnić to starszemu bratu. Słuchaj, Ollie - powiedział wtedy, uśmiechając się radośnie.-Wypełniona miłością.Naszą miłością.Braterską.Wszechogarniającą.Wcałym swoim jestestwie, w każdym atomie.Widzisz ją? O, tutaj. Wstawaj, głupi kutasie!  ryczał Oliver.Nie widział nic.- Ruszsię! Jedziemy do szpitala!Zach przypominał sobie to wszystko, gdy stał przyciśnięty do ścianykoło okna.Teraz też był nagi.Jądra naprężyły mu się ze strachu, członekskurczył.Zerkał na ulicę, obserwując wywiadowcę po drugiej stronie.Detektyw był osiłkiem o nalanej twarzy, w kraciastej wiatrówce.Przysiadł na masce niebieskiego dodge'a z długą rysą na drzwiach.Paliłcamela i badawczo rozglądał się po ulicy.Wypatrywał Zacha.Czekał,żeby go aresztować z powodu tych zwłok w starym mieszkaniu w zaułku.Tak wyglądał świat bez narkotyku, bez aquariusa: kost-ropaty odszczegółów.Zgniecione niedopałki na chodniku pod nogami detektywa.Gruz na nie zabudowanym placu po drugiej stronie ulicy.Poszarpanyzygzak pęknięcia w tynku tuż przed nosem Zachary'ego.Jak ma myśleć,kiedy to świństwo Majstruje mu umysł?Odsunął się od okna, oparł głowę o ścianę.Trzeba pomyśleć.Trzebasię stąd wydostać, dotrzeć do Olliego.Policja może tu być w każdejchwili.Zrobią rewizję.Znajdą go.Otworzą czerwoną torbę podróżną.Musi się jakoś przedrzeć przez tę czujkę na dole.Wziąć tyłek w troki idostać się do wielkiego brata.Osunął się po ścianie, szorstki tynk drapał go w nagie plecy.Naczworaka, żeby go nie było widać z ulicy, z wypiętym gołym tyłkiemruszył ostrożnie.Przełazi przez całe mieszkanie z powrotem do sypialni.Brodził w kłaczkach kurzu na drewnianej klepce.Po szarych plamach w miejscu, gdziefarba się starła. Jezu, błagam" - mamrotał bezgłośnie.%7łałowałbezgranicznie, że zaćpał się wczorajszej nocy.Wiedział, że Bóg go karzeza złamanie obietnicy.Ale nie chciało mu się wierzyć, że Jezus może goskazywać na taką samotność, takie oderwanie od tego nieskończonegokobierca utkanego z miłości.Wstał dopiero przy drzwiach szafy.Wślizgnął się do środka.Zpowrotem pomiędzy ubrania Tiffany.W ten jej delikatny piżmowyzapach.Chodziła głównie w dżinsach, ale od czasu do czasu, naszczęście, nosiła spódnice.Długie spódnice w kolorowepołudniowoamerykańskie wzory.Wybrał sobie teraz jedną z nich.Długado kostek, w czerwono-niebieski deseń przedstawiającyzgeometryzo-wane kultowe figurki ludzi i owiec.Wzór nasunął muwspomnienie kłótni Olliego z Tiffany u Lancera, w knajpce na dole.- O-li-ver! - tłumaczyła mu wtedy Tiffany, przeciągając melodyjniezgłoski.Popijała herbatę rumiankową.- Czy do tego stopnia jesteśzaślepiony w tym swoim europocentryz-mie, że odmawiasz sztuceetnicznej prawa do miana sztuki?� Ollie, odchylając głowę do tyłu i patrząc w sufit, jęknął:- Nie odmawiam, nie odmawiam.Sztuka ludowa jest sztuką, amedycyna ludowa - medycyną.Ale osobiście wolę chirurga z ParkAvenue i Picassa.Zachowi kręciło się w głowie.Oparł się o ścianę.Zamknął oczy.Przypomniał sobie wymoczony kwiat rumianku na jej spodeczku.Ikawowe fusy na dnie jego filiżanki.Wyraz ślicznej twarzy Tiffany, jakbysłowa Olliego bardziej ją smuciły niż gniewały.1 ten lekceważący gestręki brata.Zach przypomniał sobie jeszcze samego siebie, jak siedziałmiędzy nimi, z tym wątłym uśmiechem na twarzy, i mówił:- Wiecie, a ja jestem przekonany, że wczytując się naprawdę głębokow mistykę Nowego Testamentu, dostrzeglibyście, jak mało znaczącewobec transcendencji są te wasze podziały.Błogosławieni ci, którzyniosą pojednanie, albowiem są nieskuteczni.Westchnął.Otworzył oczy.Ma tyle spraw do odkręcenia.Nigdy musię to nie uda.Po pierwsze, policja myśli, że to on zabił tę kobietę w starym domu.Wsadzą go za to do więzienia.Właściwie może od razu dać za wygraną.Ale nie zrobił tego.Poruszając się z trudem, ściągnął z wieszakasweter Tiffany.Obszerny, robiony na drutach gwatemalski sweter zsurowej owczej wełny.Szary w granatowe zygzaki. Pod Wulkanem" -głosiła metka.Sweter i spódnicę zaniósł pod toaletkę, która stała przyotwartym oknie.Poczuł jesienne powietrze na skórze.Zasmuciło go to inapełniło nieokreśloną tęsknotą.Jeśli zamkną go z powodu tej kobiety wzaułku, pomyślał, zabije się.I tyle.Jeśli go oskarżą, sporządzą aktoskarżenia, zabije się.Nie wytrzyma tego.Rzuci się pod pociąg czy coś wtym rodzaju.Otworzył szufladę z bielizną Tiffany, po czym się rozmyślił.Poszedłpo własne slipy i białe skarpetki.Odsunął się od okna.Nie chciał, żebyzobaczył go ktoś z budynków otaczających ogródek Lancera.Poszedł do łazienki.Najpierw się ogolił, starannie, uważając, żeby sięnie zaciąć.Włożył slipy i skarpetki, a potem spódnicę Tiffany.Wciągnąłsweter.Wiedział, że powinien się spieszyć, ale nie był w stanie skupić sięna tym, co robi.W pewnym momencie po prostu stanął; stał i gapił siębezmyślnie.Na pianę ze ścinkami zarostu w umywalce.Na smugę pastydo zębów na kranie. Te wszystkie b z d u r y " - pomyślał.Boże!Otrząsnął się.Otworzył lustrzane drzwiczki.Tiffany nie malowała się mocno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •  

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.