[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fabienne stała ze spuszczoną skromnie głową, jak przystoi wystraszonej wieśniaczce.%7ładenze zbrojnych nie pomyślał, że wieśniaczki nie noszą zazwyczaj nabijanych cekinami,obcisłych kubraczków.Podjechali bliżej, zaczęli ją okrążać.Wstrzymywane wierzchowce tańczyły w miejscu.Jeden schylił się, chcąc chwycić za jasne włosy.Wywinęła się zręcznie.Zbrojny zaklął. Co tak, dziewko, nie boisz się tak sama, po lesie?  rechotał drugi. Nie  odpaliła Fabienne. Pieniędzy nie mam, pieprzyć się lubię.Przesadza, pomyślał Match, widząc na twarzy napastnika wyraz zaskoczenia,przechodzącego w złość.Sprężył się do skoku.Za pózno.Fabienne znakomicie wyczekała na dogodny moment.Gdy drugi, ten młodszy, pochyliłsię w siodle, by znów spróbować złapać ją za włosy, jej ręka wystrzeliła na chwilę do góry.Zanim jeszcze napastnik z rozchlastanym gardłem wydał przerazliwe skrzeczenie, Fabiennepodrzuciła nóż, chwyciła za ostrze.Zbrojny nie zrozumiał jeszcze, co się stało.Rozdziawił gębę, tak, że można było policzyćwszystkie spróchniałe zęby.Tylko tyle zdążył zrobić, na więcej nie starczyło już czasu.Ciężki nóż trafił dokładnie w otwarte usta, przebił podniebienie.Jezdziec zwalił się jak wórmąki prosto na łęk siodła.Krew chlusnęła z ust, plamiąc i tak brudny czaprak.  Aap konie!  wrzasnęła Fabienne.Drugi wierzchowiec pognał przed siebie, zbrojny z poderżniętym gardłem zwisał z siodła,noga ugrzęzła mu w strzemieniu.Jeszcze żył, bo wciąż skrzeczał.Match wyskoczył na gościniec.I zamarł.Zza zakrętu wypadli galopem trzej następni.I nadjeżdżający nie mieli żadnych trudnościz oceną sytuacji.Chciał w pierwszej chwili uskoczyć, nie bacząc na zdobyte konie.W gąszczu konni niemieliby szans ich dogonić.Ale Fabienne została.Match zaklął tylko.Stała na środku gościńca, z rękami luzno opuszczonymi wzdłuż ciała.Nie zauważył,kiedy dobyła dwóch noży.Nie domyślał się nawet, gdzie je przedtem ukrywała.Zbrojni galopowali ze wzniesioną bronią.Dwóch przodem, obaj w barwach Nottingham,w kubrakach równie brudnych, jak poprzedni.Trzeci nieco z tyłu, nie miał miecza, wywijałwięc krzywym sejmitarem, podobnym do tych, którymi posługiwał się Nazir.Co gorsza,wyglądało na to, że umie nim władać.Match chciał wyskoczyć przed dziewczynę, przyjąć pierwszy atak.Ale zrozumiał, że jużza pózno, są za blisko.Sprężony obserwował, jak podpuszcza ich coraz bliżej, zostało niewięcej niż kilkanaście kroków.Zwariowała dziewczyna.Jeszcze zdążę, przemknęło mu przezgłowę.Odepchnę ją na bok, potem niech się dzieje, co chce.Jeszcze kilka kroków.Już miał skoczyć do przodu, kiedy zobaczył, że Fabienne wyrzucaobie ręce do góry.Noże trafiły bezbłędnie, tuż nad kolcze napierśniki.Pierwszy z napastników wypuściłmiecz, żelazo zamigotało w powietrzu.Byli zbyt blisko, dziewczyna nie zdążyła uskoczyć,uderzenie końskiej piersi odrzuciło ją, wyniosło wprost pod wzniesiony sejmitar.Match zanurkował pod brzuchem konia, rozpaczliwie wyrzucił miecz, na oślep, licząc nato, że zdąży zatrzymać spadającą szablę.Wiedział, że nie zdąży.I nie zdążył, ostrze trafiło w pustkę.Match stracił równowagę, upadł na kolano, niepoczuł, jak ostry żwir rozdziera spodnie i skórę.Fabienne miała szczęście.Napastnik umiał wywijać sejmitarem.Co nie znaczy, żepotrafił się nim posługiwać.Szerokie cięcie nie trafiło, dziewczyna usłyszała tylko świst, poczuła podmuch napoliczku.Bardzo blisko.Zrobiła jedyną rzecz, którą mogła zrobić, padła płasko na ziemię,ryzykując stratowanie.Zanim zamknęła oczy, ujrzała kopyto, które wryło się w ziemię kilkacali od twarzy.Ziarnka żwiru uderzyły ją w twarz.Zbrojny popełnił błąd.Zamiast zwrócić się przeciwko Matchowi, przechylił się w siodle,usiłował przyszpilić Fabienne do ziemi.Prawie mu się udało.Ale chwila zawahania wystarczyła.Match zdążył sięgnąć samym sztychem, niewygodnie,od dołu ciął w pochyloną, pociemniałą z wysiłku twarz.Napastnik wrzasnął, gdy ostrzeweszło w oczodół, puścił broń, która wbiła się w grunt.Chwycił się za twarz, spomiędzy jego palców spływała krew zmieszana ze śluzem.Match poderwał się, ciął jeszcze raz, już stojąc, wycelował dokładnie w bok nabrzmiałejod krzyku szyi.Było po wszystkim.Stał, ciężko oddychając.Fabienne wciąż leżała nieruchomo, wbity wziemię sejmitar kołysał się lekko.Match popatrzył wokoło.Przedsięwzięcie zwane  kupnem koni zakończyło się pomyślnie.Mieli trzywierzchowce, dwa pozostałe odbiegły, nie było sensu ich gonić.Ale wystarczą trzy.Fabienne podniosła się powoli.Była bardzo blada.Nachyliła się nad leżącym ciałem, wyrwała swój nóż, otarła o kubrak zabitego.Drugiegonie mogła odzyskać, koń, ciągnący za sobą napastnika z nogą uwięzioną w strzemieniu,zniknął już za zakrętem.Dziewczyna podeszła do Matcha. Jeśli powiesz  dziękuję. uprzedził ją.Nic nie powiedziała.Musnęła tylko wargami jego policzek. Szkoda. szepnęła. Nie, nie to, o czym myślisz.Szkoda, że kochasz inną. IVBut I feel I m growing olderAnd the songs that I have sungEcho in the distanceLike the soundOf a windmill goin roundI guess I ll always beA soldier of fortuneDeep Purple, Soldier of Fortune To wszystko, Claymore?  Marcel z Tours nie przerwał swej ulubionej czynności,której oddawał się w każdej wolnej chwili.Nie podniósł nawet wzroku, zdawał się całkowiciepochłonięty doprowadzaniem klingi prostego, oprawnego w drewno noża do ostrościbalwierskiej brzytwy.Zasyczała ślina spadająca pomiędzy żarzące się węgle.Brat Marcela, Jean-Pierre, splunąłbez słowa w dogasające ognisko.Zazwyczaj swój udział w negocjacjach handlowychograniczał właśnie do tego.Ramirez nie odpowiedział od razu.Prowadził już wiele podobnych rozmów, ostateczniewspółpracowali od lat.Nie spodziewał się niczego nowego.Jak zawsze przy podobnychokazjach, przyglądał się braciom, zastanawiając się, ile jest prawdy w tym, co o sobieopowiadają.Przypuszczał, że niewiele.Jean-Pierre był wielki, ociężały, wręcz tłusty.Pozlepiane w brudne strąki jasne włosyopadały mu na niskie czoło, przesłaniając małe oczka, mające zwykle wyraz beznadziejnejtępoty.Marcel był jego przeciwieństwem  mały, szczupły, czarniawy.%7łeby było śmieszniej,powiadali się blizniakami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •