[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stał chwilę naprzeciwoświetlonych okien zamyślony, potem pędem wbiegł do salki na dole, w którejjuż gwar panował, i ledwie po niej rzuciwszy okiem, zasiadł przy pierwszymwolnym stoliczku, dysponując sobie kuropatwę pieczoną i pół butelki wina.Po głosach poznawał w głębi u okrągłego stołu z daleka z nazwisk muznajomych pięknego Zdzisia, pachnącego Romana, dowcipnego Jeremiego, ieleganckiego Tadzia.Z nimi razem był i stary pułkownik, który przez lornetkępopatrzał na wchodzącego, schował ją do kamizelki, i zamyślił się.Z widzenia i ci panowie znali Adolfa, jako dalekiego kuzyna hrabiegoLamberta, bo tym tak się on głośno chwalił, iż niepodobna było nie wiedzieć otym jego przymiocie.Wyróżniało go to z tłumu.Rywale w pałacu hrabiny Julii, tu u okrągłego stołu byli jak najserdeczniejszymiprzyjaciółmi.Dzień to był dla pana Adolfa z pewnych względów szczęśliwy.Najbogatszy ztych młodzieńców, zwany pięknym Zdzisiem, zobaczywszy go izrekognoskowawszy przez szkiełko, pochylił się ku pułkownikowi. Nie mylę się, spytał, śliczną białą ręką w pierścieniach całą nalewając mukieliszek Johannesbergu, wszak to ten ubogi kuzyn Lamberta? Tak, Adolf Siennicki. Jak? spytał Zdziś.Pułkownik wyraznie powtórzył nazwisko. Ten, którego siostra panna Aniela jezdzi niekiedy ze starą hrabiną.Dziwnyurok ma dla mnie ta panienka.Leliwa ruszył, ramionami i pochylił mu się do ucha. A hrabina Julia? a hrabianka Eliza? szepnął stary.Zdziś ruszył ramionami. O! to czysto artystyczna tylko admiracja główki, która mi przypomina coś.Monnę Lizę? nie wiem? Chciałbym się poznać z tym młodym człowiekiem.Przyzwoity jest? Zupełnie! odparł pułkownik  rozgarniony bardzo.lecz, czuję w nimrozpuszczonego nieco! A! zachciałeś  rzekł Zdziś!Gdy wstaniemy od stołu, będziemy się przechadzali po salce, stań u jego stolika i  z siebie tak, proprio motu, zaprezentuj mi go.Leliwa kiwnął głową.Przyniesiono kuropatwę i wino.Pan Adolf już zajadałwięcej smakując w towarzystwie, niż w kuropatwie, gdy Leliwa zatrzymał się ujego stolika ze Zdzisiem, i przemówiwszy słów parę, poznajomił tych panów. Hr.Zdzisław siadł na miejscu opróżnionym naprzeciw Adolfa, od niechcenia takjakoś, zaczynając rozmowę.Wielce uszczęśliwiony brat panny Anieli, można sobie wyobrazić jak żwawo i zjakim wysiłkiem dowcipu bawić go się starał.Rozmowa przechodząc różnestadia, potoczyła się na dom hrabiny Laury.o którym bez złośliwości wieleciekawych rzeczy mógł powiedzieć Adolf, nie dając czuć, że z nim teraz jużżadne bliższe nie łączyły go stosunki.Hr.Zdzisław słuchał go z zajęciem, uprzejmie i wyciągał na coraz noweopowiadania.Konwersacja ta na uboczu tak się jakoś przeciągnęła, że innipanowie, należący do okrągłego stolika porozchodzili się.Pułkownik sięwyniósł.Adolf skończył kuropatwę i wino, a hr.Zdziś siedział jeszcze,wywiadując osobliwie o Lamberta.Wprawdzie znał go dawniej, ale podróż zagranicę znajomość bardzo daleką, prawie zatarła.Zdawał się nim wielceinteresować.Wstał wreszcie hr.Zdziś i tak mu widać usłużny, gadatliwy Adolf przypadł dosmaku, że go do swego domu na jutro na obiad zaprosił.Gdy pózniej rozpłaciwszy się, w najlepszym humorze, winszując sobie pomysłutego, iż zaszedł do restauracji, powracał do hoteliku swego p.Adolf, nie mogłoto ujść jego baczności, że dwa razy w tym dniu powołany został do dawaniainformacji o hr.Lambercie  Zerwane stosunki z tym domem szkodzić mumogły, postanowił zrobić krok jakiś, aby hr.Lambertowi na nowo stać sięznośnym, a przez niego wkupić się znowu  jeśli nie w łaski, to w miłosierdziestarej hrabiny.Postanowił rozpocząć od tego, iż nie potrzebuje nic, tylko by z domuwykluczony nie był, że poznawszy swe błędy chce się z nich poprawić i t.p.Gdy nazajutrz kazał się zameldować do hr.Lamberta, służący mu odpowiedział,że wyjechał na wieś  i  niewiadomo było kiedy powróci.**W Zagórzanach, majątku podlaskim należącym do rodziny, do której hr.Lambert się liczył, można było pół wieku spędzić nie będąc widzianym od ludzii ludzi nie widząc.Część ta kraju dziś jeszcze przedstawia obraz jaki niegdyś,przy niniejszy nasiedleniu całość musiała stawić przed oczy podróżnych co jąopisywali.W szesnastym wieku przejeżdżający te kraje Niemcy i Francuzi,opowiadają o ogromnych lasach i znacznych przestrzeniach wśród których osadnie spotykali.Podlasie mniej żyzne pozostało dotąd prawie czym było w XVIwieku.Przejeżdża się tu kilkomilowe zarośla, wyniszczone bory, moczary ipiaski, ledwie gdzie jaką znajdując lichą karczemkę.Niegdyś puszcze całe jeszcze i nietknięte mogły tym okolicom pewnąmalowniczą nadawać fizjognomię, dziś pnie i łomy a piaski i wrzosy, nieznośnączynią tę podróż po zapomnianym jakby od ludzi i Boga zakątku.Zagórzany, nieopodal od Buga, w okolicy Włodawy, wprawdzie lasy miałylepiej zachowane, drogi utrzymywane staranniej, lecz kraj, otaczał je dziwniesmutny  pustynia.Fundum, stanowiące dóbr tych znacznych główne ognisko. Zagórzany same miały wielki dwór stary na piaszczysty wzgórzu, z widokiemna łęgi i zarośla, z ogrodem dawnym, i równie dawnymi zabudowaniami, lecznie weselszą były oazą, wśród tych puszcz milczących i zdziczałych.Można tubyło tylko wymieszkać z Bogiem, smutkiem i starością, która się chroni odzgiełku świata i szuka pustelni dla siebie.Siostra ojca hr.Lamberta, bezdzietna wdowa, kasztelanicowa Brzeska, paniElżbieta.mieszkała tu od lat wielu.Z samego wyboru rezydencji domyśleć się było można, iż oryginalną ienergiczną być Musiała, gdy z dobrej woli zakopała się w tym kącie sama jedna.Ojciec hr.Lamberta był człowiekiem miękkim i dobitym, mającym wszystkiesłabostki swojego stanu i epoki, szczególnym trafem jedyna jego siostra zaniego i za siebie wzięła od natury siłę woli ogromną, i charakter prawdziwiemęski [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •