[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- E tam - prychnął Corky.- Ludzie w okolicy go widzieli.- Ostatnio? - zapytał Dern.- Niemożliwe.- Gil skrzywił się z niedowierzaniem.- Odkąd uciekł, niktgo nie widział.Corky nie dawał za wygraną.- Ale stary Remus Calhoun.- To zwykły kłamczuch.Lubi rozsiewać pogłoski.- Gil wydawał sięświęcie przekonany, że nie ma w nich ani krzty prawdy.- Remus twierdzi też, żewidział Wielką Stopę i zaklina się, że kiedy byłw Szkocji, widział potwora z Loch Ness.- Upił kolejny łyk, wytarł ustarękawem i zakończył: - Ile w tym może być prawdy?- Więc od czasu ucieczki nikt nie widział Reece'a? - drążył Dern.Milczącygrubas potwierdził ruchem głowy i nawet Corky odpuścił.- Pewnie utonął, próbując przedostać się na ląd.Wiesz, jak ci kolesie, copróbowali uciec z Alcatraz - Gil myślał na głos.- Jeden z Churchów twierdzi, żewidział go tamtego dnia, jak odpływał.- Który?- Niech się zastanowię.- odparł Gil i zamyślił się.W końcu powiedział: -Brat tej dziewczyny na wózku.Jim, Jack czy.Corky skrzywił się z niesmakiem.- Jacob.- Tak, właśnie ten - przyznał Gil.- Ten szpenio od komputerów.Milczącyznowu skinął głową.- Swoją drogą, ten Lester to taki nasz lokalny Elvis - zauważył Gil.-Wszystkim się wydaje, że go widzieli, zupełnie jak Presleya, ale nie, nie ma gotutaj.Tak jak D.B.Coopera.- Jego śmiech przerodził się w atak kaszlu ipoczerwieniał gwałtownie.- W porządku, Gil? - upewnił się barman.Gil przestał kaszleć i upił sporyłyk.- Taa - odchrząknął.- Może przerzuć się na mentole - poradził mu Corky.- A ty się zamknij.- Gil łypnął na niego groznie, jednak chudzielec tego niezauważył, bo wychylał piwo do dna.Dern dopił swojego drinka.Nie pytał więcej ani o wyspę Church, ani ojejmieszkańców, ale postanowił pogadać z Jacobem, który zbliżał się dotrzydziestki, ale jako wieczny student ciągle wyjeżdżał i wracał.Jeszcze przezkilka minut słuchał barowych pogaduszek.Rozmowa, co normalne o tej porzeroku, przeszła na połowy krabów i nowinki piłkarskie.Dokończył drinka, rzuciłkilka banknotów na kontuar i wyszedł, niezauważony przez trzech mężczyznpogrążonych w dyskusji na temat szans drużyny Seahawks w tegorocznychrozgrywkach.Gil twierdził, że Seattle da radę, a milczący grubas tylko pokręciłgłową i skinął na barmana.Corky też nie był optymistą.Już zamykając za sobądrzwi, Dern słyszał, jak chudzielec narzeka na tego kretyna trenera".Teraz, gdy wrócił na wyspę i patrzył na psa skulonego przy piecu,rozmyślał o Avie Church.Była bardzo piękna; miała gęste czarne włosy i oczy, wktórych oprócz smutku kryły się inteligencja i niezależność.Zanim los zaczął rzucać jej kłody pod nogi, była niepokonaną kobietąinteresu.Nadal jest atrakcyjna i pociągająca, mimo paskudnych blizn nanadgarstkach, które stanowiły namacalny dowód na to, że przynajmniej w częściplotek na jej temat jest ziarno prawdy.Rozważał, czy nie nalać sobie whisky, ale najpierw poszedł do stajni, dokoni.Rozglądał się za Jacobem, ale nigdzie nie było go widać, a drzwi domieszkania w piwnicy były zamknięte na klucz.Wyatt na nią czekał.Siedział w saloniku i oglądał kanał informacyjny w telewizji, ale podniósłwzrok, gdy stanęła w drzwiach.Położył pilot na stole.- Słyszałem, że byłaś w miasteczku.Skinęła głową.- Ty też.- Owszem.Sam cię zapraszałem, zapomniałaś już? Na lunch.- Wyatt.- Ale dałaś mi jasno do zrozumienia, że ze mną nie popłyniesz, bouważasz, że nie spałem w naszym łóżku.Czuła, jak wzbiera w niej gniew, ale wiedziała, że kolejna kłótnia niczegonie rozwiąże.Pojednawczo rozłożyła ręce, zanim przywołał stare argumenty.- Nie zaczynajmy od nowa.Złościł się jeszcze przez chwilę, zanim powiedział:- Tak, masz rację.Kłótnia w niczym nie pomoże.- Odprężył się trochę.-Nie ma sprawy, wyrwiemy się na lunch innym razem.Po prostu zdziwiłem się,słysząc, że wybrałaś się do miasta.- To był impuls.- Miała nadzieję, że zdoła go udobruchać.-Musiałam sięstąd wyrwać.Chciałam spotkać się z Tanyą, ale jej nie zastałam.A ty?- Interesy - odparł.- Kontaktowałem się z Outreach.Outreach to filiakancelarii z Seattle, w której pracował.A więcoboje starannie omijali prawdę.Kiedy tak bardzo się od siebie oddalili, odkiedy muszą unikać ważnych spraw, żeby w ogóle porozmawiać? On chyba teżto poczuł, zorientował się, że lada chwila pęknie i tak cienka nić zaufania, bopatrzył na nią jak na skomplikowaną łamigłówkę, z którą nie może sobieporadzić.- Mogłaś pojechać ze mną- powiedział miękko.- Proponowałem.- Tak, wiem.Ja po prostu.uznałam, że dobrze nam zrobi krótkierozstanie, choć właściwie dużo czasu spędzamy osobno.- Omiotła spojrzeniempokój, jego wielkie okna i wygodne meble.- Ale zrozum, musiałam się stądwyrwać, zobaczyć coś więcej niż te cztery ściany.- Rozumiem.- Skinął głową.- Naprawdę rozumiem.Tu można oszaleć.- Niektórzy uważają, że już mnie to spotkało.Parsknął śmiechem,podszedł do niej i uściskał mocno.- Wiem - szepnął z ustami w jej włosach.Zawsze był silny i wysportowany i ilekroć brał ją w ramiona, miaławrażenie, że chce, by została tam na zawsze.Teraz poczuła zapach jego wody pogoleniu i przypomniała sobie, co czuła, gdy się w nim zakochała.Zamrugałaszybko, żeby powstrzymać palące łzy.- Następnym razem pojedziesz ze mną - powiedział.- Dobrze - szepnęła i opanowała odruch, by ulec słabości i wtulić się wniego.Ale czy naprawdę mu ufa? Nawet teraz, gdy ją okłamuje?Opuściła ręce i chciała się cofnąć, ale cały czas czuła jego dłoń naramieniu.- Co się z nami stało, Wyatt? Dawniej byliśmy sobie.- Bliżsi?- No wiesz, chciałam powiedzieć, że dawniej dobrze nam było razem.- Wiem.- Pocałował ją w czubek głowy.- Zobaczymy się wkrótce,obiecuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- E tam - prychnął Corky.- Ludzie w okolicy go widzieli.- Ostatnio? - zapytał Dern.- Niemożliwe.- Gil skrzywił się z niedowierzaniem.- Odkąd uciekł, niktgo nie widział.Corky nie dawał za wygraną.- Ale stary Remus Calhoun.- To zwykły kłamczuch.Lubi rozsiewać pogłoski.- Gil wydawał sięświęcie przekonany, że nie ma w nich ani krzty prawdy.- Remus twierdzi też, żewidział Wielką Stopę i zaklina się, że kiedy byłw Szkocji, widział potwora z Loch Ness.- Upił kolejny łyk, wytarł ustarękawem i zakończył: - Ile w tym może być prawdy?- Więc od czasu ucieczki nikt nie widział Reece'a? - drążył Dern.Milczącygrubas potwierdził ruchem głowy i nawet Corky odpuścił.- Pewnie utonął, próbując przedostać się na ląd.Wiesz, jak ci kolesie, copróbowali uciec z Alcatraz - Gil myślał na głos.- Jeden z Churchów twierdzi, żewidział go tamtego dnia, jak odpływał.- Który?- Niech się zastanowię.- odparł Gil i zamyślił się.W końcu powiedział: -Brat tej dziewczyny na wózku.Jim, Jack czy.Corky skrzywił się z niesmakiem.- Jacob.- Tak, właśnie ten - przyznał Gil.- Ten szpenio od komputerów.Milczącyznowu skinął głową.- Swoją drogą, ten Lester to taki nasz lokalny Elvis - zauważył Gil.-Wszystkim się wydaje, że go widzieli, zupełnie jak Presleya, ale nie, nie ma gotutaj.Tak jak D.B.Coopera.- Jego śmiech przerodził się w atak kaszlu ipoczerwieniał gwałtownie.- W porządku, Gil? - upewnił się barman.Gil przestał kaszleć i upił sporyłyk.- Taa - odchrząknął.- Może przerzuć się na mentole - poradził mu Corky.- A ty się zamknij.- Gil łypnął na niego groznie, jednak chudzielec tego niezauważył, bo wychylał piwo do dna.Dern dopił swojego drinka.Nie pytał więcej ani o wyspę Church, ani ojejmieszkańców, ale postanowił pogadać z Jacobem, który zbliżał się dotrzydziestki, ale jako wieczny student ciągle wyjeżdżał i wracał.Jeszcze przezkilka minut słuchał barowych pogaduszek.Rozmowa, co normalne o tej porzeroku, przeszła na połowy krabów i nowinki piłkarskie.Dokończył drinka, rzuciłkilka banknotów na kontuar i wyszedł, niezauważony przez trzech mężczyznpogrążonych w dyskusji na temat szans drużyny Seahawks w tegorocznychrozgrywkach.Gil twierdził, że Seattle da radę, a milczący grubas tylko pokręciłgłową i skinął na barmana.Corky też nie był optymistą.Już zamykając za sobądrzwi, Dern słyszał, jak chudzielec narzeka na tego kretyna trenera".Teraz, gdy wrócił na wyspę i patrzył na psa skulonego przy piecu,rozmyślał o Avie Church.Była bardzo piękna; miała gęste czarne włosy i oczy, wktórych oprócz smutku kryły się inteligencja i niezależność.Zanim los zaczął rzucać jej kłody pod nogi, była niepokonaną kobietąinteresu.Nadal jest atrakcyjna i pociągająca, mimo paskudnych blizn nanadgarstkach, które stanowiły namacalny dowód na to, że przynajmniej w częściplotek na jej temat jest ziarno prawdy.Rozważał, czy nie nalać sobie whisky, ale najpierw poszedł do stajni, dokoni.Rozglądał się za Jacobem, ale nigdzie nie było go widać, a drzwi domieszkania w piwnicy były zamknięte na klucz.Wyatt na nią czekał.Siedział w saloniku i oglądał kanał informacyjny w telewizji, ale podniósłwzrok, gdy stanęła w drzwiach.Położył pilot na stole.- Słyszałem, że byłaś w miasteczku.Skinęła głową.- Ty też.- Owszem.Sam cię zapraszałem, zapomniałaś już? Na lunch.- Wyatt.- Ale dałaś mi jasno do zrozumienia, że ze mną nie popłyniesz, bouważasz, że nie spałem w naszym łóżku.Czuła, jak wzbiera w niej gniew, ale wiedziała, że kolejna kłótnia niczegonie rozwiąże.Pojednawczo rozłożyła ręce, zanim przywołał stare argumenty.- Nie zaczynajmy od nowa.Złościł się jeszcze przez chwilę, zanim powiedział:- Tak, masz rację.Kłótnia w niczym nie pomoże.- Odprężył się trochę.-Nie ma sprawy, wyrwiemy się na lunch innym razem.Po prostu zdziwiłem się,słysząc, że wybrałaś się do miasta.- To był impuls.- Miała nadzieję, że zdoła go udobruchać.-Musiałam sięstąd wyrwać.Chciałam spotkać się z Tanyą, ale jej nie zastałam.A ty?- Interesy - odparł.- Kontaktowałem się z Outreach.Outreach to filiakancelarii z Seattle, w której pracował.A więcoboje starannie omijali prawdę.Kiedy tak bardzo się od siebie oddalili, odkiedy muszą unikać ważnych spraw, żeby w ogóle porozmawiać? On chyba teżto poczuł, zorientował się, że lada chwila pęknie i tak cienka nić zaufania, bopatrzył na nią jak na skomplikowaną łamigłówkę, z którą nie może sobieporadzić.- Mogłaś pojechać ze mną- powiedział miękko.- Proponowałem.- Tak, wiem.Ja po prostu.uznałam, że dobrze nam zrobi krótkierozstanie, choć właściwie dużo czasu spędzamy osobno.- Omiotła spojrzeniempokój, jego wielkie okna i wygodne meble.- Ale zrozum, musiałam się stądwyrwać, zobaczyć coś więcej niż te cztery ściany.- Rozumiem.- Skinął głową.- Naprawdę rozumiem.Tu można oszaleć.- Niektórzy uważają, że już mnie to spotkało.Parsknął śmiechem,podszedł do niej i uściskał mocno.- Wiem - szepnął z ustami w jej włosach.Zawsze był silny i wysportowany i ilekroć brał ją w ramiona, miaławrażenie, że chce, by została tam na zawsze.Teraz poczuła zapach jego wody pogoleniu i przypomniała sobie, co czuła, gdy się w nim zakochała.Zamrugałaszybko, żeby powstrzymać palące łzy.- Następnym razem pojedziesz ze mną - powiedział.- Dobrze - szepnęła i opanowała odruch, by ulec słabości i wtulić się wniego.Ale czy naprawdę mu ufa? Nawet teraz, gdy ją okłamuje?Opuściła ręce i chciała się cofnąć, ale cały czas czuła jego dłoń naramieniu.- Co się z nami stało, Wyatt? Dawniej byliśmy sobie.- Bliżsi?- No wiesz, chciałam powiedzieć, że dawniej dobrze nam było razem.- Wiem.- Pocałował ją w czubek głowy.- Zobaczymy się wkrótce,obiecuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]