[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ćwierć sekundy po owym wstrząsie, który tańczące w sali pary pokotem naparkietach położył, dobiegło z rufy ogłuszające:- Tarrrachchchtraaachdrinnnbruuummm! ROZDZIAA IIPANIKADzikim akordem rozpoczęła się modernistyczna symfonia zniszczenia.Ostry pęd OldBoya, któremu dziób wraka wjechał w rufę na parę metrów głęboko, porwał za sobąnapastnika, więc w dalszym ciągu jęczały saksofony pękających arkuszy stalowej blachydzwoniły czynele rozbitych szyb, huczały basy, kotły, bębny łamanych belek, listew, desek,aż ponad wszystko wybił się inny instrument i od tej chwili grał pierwsze skrzypce już dokońca: to głos ludzki!Napastliwy wrak, powleczony przez Old Boya niczym pies, co się wczepi w zadniąłydkę postrzelonego niedzwiedzia, wykonał ćwierćobrót, rozpruł łapą zwisającej niskokotwicy potężną ranę w burcie swej ofiary, wyłamał sobie przy tym szpic dzioba, aż odpadł wkońcu, kiedy pękł zardzewiały łańcuch kotwiczny.Tylna część okrętu zajmowała druga klasa, średniozamożni kupcy, agenci handlowi,urzędnicy jadący z rodzinami do kolonii, majętniejsi kolorowi, gardzący hołotą tych z trzeciej,lecz sami w pogardzie u tych z pierwszej, wreszcie ojcowie i matki obdarzeni zbyt licznądzieciarnią, by sobie pozwolić na podróż pierwszą klasą.słowem stan średni, poczciwe,ociężałe mieszczuchy, nienawykłe do przebywania poza sypialnią po północy.Większośćspała już smacznie, gdy nagle nastąpił krach, trzask, wstrząs, brzęk, szum.Piżamy, koszule, koszulki zerwały się z łóżek, jeśli już nie spadły przy wstrząsie.- Co to?.- Boże!.- Co się stało?.- Słyszysz?.- Tatusiu, woda cieknie.- Pewnie burza.Piorun uderzył w maszt.- Tatusiu słyszysz? Woda gdzieś cieknie.Moment ciszy, nadsłuchiwanie w dziesięciu kabinach, w stu innych wrzaski, okrzyki.Tak, słychać.Szum.szum.złowrogi szum!- Wodospad? - Jakiś śpioch przecierał oczy.- Gdzież ja jestem właściwie?Gdzie indziej pater familias uczył dzieci swoje:- Znowu mamy ulewę.Na morzu często padają deszcze.Połóżcie się grzecznie, wyjrzę, zobaczę, opowiem wam potem.W drugim końcu korytarza głuche, wściekłe dudnienie, potem ryk rozdzierający:- Otwórzcie!.Otworzyć!Pater familias wciągał spodnie, żona mankiety nogawek trzymała.- Nie odchodz,James.Boję się, och Boże, Boże!.Odpowiedz rozsądna, ton strofujący: - Panuj nad nerwami.Nie przerażaj dzieci.Nicsię nie stało.Gorzej było w prawej stronie rufy, w pobliżu miejsca, gdzie dziób wraka wżarł się wbok Old Boya.Potężny wstrząs wypaczył milimetrową dokładność spojeń, listew, zawiasów,nastąpiło przesunięcie się o cal, może o kilka cali, ścian, podłóg, sufitów, kąty prostezwiększyły się lub zmniejszyły o parę stopni, a ramy, futryny, progi ściśnięte w przechyle,wywarły swą zemstę na drzwiach, przyskrzyniając je na głucho.I nagle ciepłe, zacisznekabiny stały się więzieniami, by niebawem stać się kazniami strasznej tortury, celami śmierci.Bo już ściany potniały od wilgoci, już język wody ciekawy wdzierał się do wnętrza przezszparę przy progu.- Otworzyć!.- Mateczko!.Mamusiu.Mamo.- Daisy, dzwoń na służbę.Dzwoń, mówię, jednym cięgiem!- Jack, tam się stało coś okropnego!.Wyjdz, zobacz.- Nie mogę.Do diaska!.Wyłamię te deski.- Rrrrum.- Każą ci płacić.- Mamo!.Mamusiu.- Cicho!.leci ktoś nareszcie.Korytarzem biegł blady steward, rozpryskując wodę płytkiego, lecz wartko płynącegostrumyczka.Zapukał do drzwi energicznie:- Na pokład! - Podbiegł do drugich drzwi: - Wszyscy na pokład!.- Do trzecich,dziesiątych, dwudziestych pukał, wołał i śpieszył dalej.Nagle z którejś klitki zatrzaśniętej na amen dobiegł nieludzki krzyk jednego zgiermków straszliwej władczyni, paniki:- Statek tonie!!! Ratujcie się kto może!Chwila osłupienia, bo nikt dotychczas nie brał rzeczy aż tak poważnie.Nawet ci,którzy w swych kabinach ujrzeli języczki wody nie wzięli sobie tego zbytnio do serca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •