[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuła, że budzi się w niej gniew.Jan wypytał Annę o zdrowie, okazując szczerą troskę w związku zezbliżającym się terminem porodu.- Co takiego? Tak, czuję się dobrze - odparła nieprzytomnie, odrywającwzrok od kuzynki, udającej brak zainteresowania rozmową.- Nie potrwa to długo, Anno, kochanie - powiedziała Zofia, wpatrzona wrobótkę - jeśli nie będziesz o siebie dbała.Powinnaś być w łóżku.- Nic mi nie jest, Zofio - odparła.- A czy ty nie powinnaś przygotowywaćsię do wieczornego przyjęcia? - spytała na pozór lekko, wiedząc jednak, żekuzynka pojmie aluzję.O czym ci dwoje mogli rozmawiać, nim zeszła dosalonu?- Och, jest jeszcze mnóstwo czasu - odparła Zofia tym samym fałszywielekkim tonem.- Mam na to całe popołudnie.Jan i Anna usiedli obok siebie na sofie.Gość wyjaśnił, że jezdził doKrakowa z polityczną misją i że za dzień czy dwa będzie musiał tam wrócić.Czuła, że tylko obecność Zofii powstrzymuje go od ucałowania jej dłoni, anawet przytrzymania jej w uścisku.Spotkali się oto po raz pierwszy po śmierciAntoniego i wiedziała, iż żadne z nich nie ośmieli się głośno powiedzieć tego,co mówiły ich spojrzenia.Przez pół godziny prowadzili grzeczną i dość sztywną konwersację.GniewAnny rósł z każdą straconą minutą.W końcu miała dość.Nie pozwoli, by Zofiaswoim wtrącaniem się popsuła jej szyki.Przemówiła bezpośrednio do Jana,ignorując jej obecność.- Janie, poród zawsze niesie ze sobą ryzyko.Gdyby mi się coś stało.- Ależ Anno, wyglądasz wspaniale! Nic ci się nie stanie.- Mimo to chciałabym, abyś to wziął.- Wyjęła spomiędzy fałd spódnicyzapieczętowany dokument.- To mój testament i ostatnia wola.Spisałam je nawypadek, gdyby dziecko mnie przeżyło.Twarz Jana pociemniała.Sięgnął po dokument.Anna poczuła, że Zofia się jej przygląda.Zignorowała to.- Zanim go wezmiesz, muszę poprosić cię, byś, jeśli umrę, zostałopiekunem mego dziecka.Zofia zaczerpnęła głośno oddechu i poruszyła się na fotelu, lecz Anna nadalnie zwracała na nią uwagi.- Oczywiście, Aniu - szepnął Jan.Podała mu dokument.RS 320- Los mego dziecka i jego byt będzie zależał tylko od ciebie.Dopilnuj jegoedukacji.Chcę, aby poznało cztery czy pięć języków.Znajomość języków toklucz do przyszłości.Dopilnujesz tego? Wiem, że proszę o wiele.- Skądże znowu, lecz nie musimy martwić się o takie rzeczy.Samanauczysz je polskiego, rosyjskiego i francuskiego!- Nie martwię się o siebie, Janie.Chcę, by mój syn wyrósł na mężczyznę osilnym charakterze.- Skąd wiesz, że to będzie chłopiec? Wzruszyła ramionami.- Powiedzmy, że mam przeczucie.Zdziwiłabym się, gdyby urodziła siędziewczynka.Nagle poczuła, że robi jej się słabo.- Dobrze się czujesz? - zapytał Jan.- Pobladłaś.- To nic, zakręciło mi się w głowie.Zaraz przejdzie.- Jest zbyt słaba, by nie leżeć w łóżku - powiedziała Zofia.- Wiedziałam, żeta wizyta okaże się dla ciebie zbyt męcząca, Anno Mario.Boże, jesteś bladajak Marzanna!Jan zignorował Zofię, jak przedtem Anna.- Zostanę w Warszawie, dopóki nie urodzi się dziecko - powiedział.- Nie ma takiej potrzeby - odparła.- To jeszcze kilka tygodni, a masz nagłowie ważne sprawy.Skinął z ociąganiem głową.- Pewnie i tak na nic bym się nie przydał.Lecz zadbam o to, byś wiedziała,gdzie jestem, i mogła w każdej chwili zawiadomić mnie o porodzie lub o tym,że jestem ci potrzebny.- Dziękuję, Janie.Uśmiechnął się i przez chwilę Anna, otulona ciepłem tego uśmiechu, czułasię absolutnie szczęśliwa.- Anno, kochanie - powiedziała Zofia z naciskiem - pora, byś wróciła doswego pokoju.- Zofia ma rację - przytaknął Jan, nim Anna zdążyła zaprotestować.-Powinienem już iść.Wstał i skłonił się.Zofia zadzwoniła po Lutiszę.A kiedy służąca weszła do salonu, wstałanagle i powiedziała:- Odprowadzę pana Stelnickiego do drzwi, Lutiszo, a ty pomóż Anniedostać się do sypialni.RS 321Anna zawrzała z gniewu.Kuzynka znów się wtrącała.Ciekawe, copowiedziałby Jan, gdyby mogli choć na chwilę zostać sami, pomyślała.Wychodząc, spojrzał na nią po raz ostatni kobaltowoniebieskimi oczami,jakby chciał dodać jej otuchy.Zapamięta to spojrzenie i będzie czerpała zniego siłę w trudnych chwilach porodu.RS 322Rozdział czterdziesty dziewiąty.Choć Konstytucja 3 maja podzieliła szlachtę, pierwszą rocznicę jejuchwalenia obchodzono w stolicy hucznie i ze szczerą radością.Tego dnia Anna przyjmowała w salonie na parterze szwaczki i handlarki.Pomimo iż stosunki pomiędzy Zofią a matką pozostawały chłodne, kuzdumieniu Anny kuzynka uczestniczyła w spotkaniu i wyglądało na to, że zprzyjemnością pomaga jej i hrabinie wybierać dziecięce ubranka.Hrabina Grońska wydziergała kilka ubranek, lecz trzeba było jeszcze sporodokupić.Anna wolała czytać niż szyć, więc tym bardziej doceniałamistrzostwo, jakiego wymagało uszycie jedwabnych czapeczek, koronkowychi płóciennych koszulek, malutkich, dzierganych buciczków i, oczywiście,pieluch.Każda rzecz miała wpleciony we wzór ozdobny zakrętas, stanowiącypodpis szwaczki, i Anna kupiła od każdej po kilka sztuk.- Och, Anno - zawołała Zofia z zachwytem - pozwól, że kupię dla twegodziecka tę białą jedwabną koszulkę.Doprawdy, godna jest samego księcia!Anna nie odpowiedziała, gdyż trzymała się za brzuch, dysząc z bólu.Przeszywający skurcz pojawił się nieoczekiwanie.Krew napłynęła jej dotwarzy, zalewając nieprzyjemnym żarem, a potem odpłynęła.Po chwili paroksyzm ustąpił, lecz zaraz pojawił się następny.Annakrzyknęła z bólu.Kobiety zakrzątnęły się wokół niej niczym pszczoły wokółswej królowej.Nakłoniono ją, by odchyliła się na krześle.Oddychała z trudem,podczas gdy ciotka i kuzynka, stojące po obu stronach krzesła, wypytywały ją idodawały otuchy.Lutisza i Marta krzątały się w pobliżu z wielce poważnymiminami.Annie brakowało powietrza.Zrobiło jej się słabo.Ból zaatakował po raz trzeci i ogarnęła ją panika.Czy to normalne? Czyżbydotrwała do tego momentu, by teraz poronić, jak jej matka?Wskazała na leżące na stole ubranka, które wybrała.Po chwili miała je jużna kolanach i przyciskała do piersi.Zamknąwszy oczy, poczuła przypływgorąca i dziwne, obce ruchy wewnątrz swojego ciała.- Proszę pochylić się do przodu i oddychać - powiedziała Lutisza,naciskając ręką na jej głowę.Drugą rękę - jakaż ona wielka, pomyślała Anna -położyła jej na brzuchu.Podczas następnych kilku minut ból to pojawiał się, toznikał.- Pani Anna - oznajmiła w końcu Lutisza - wkrótce urodzi.- To niemożliwe! - powiedziała hrabina.- Termin przypada dopiero wprzyszłym miesiącu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •