[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wracając do poprzedniego wątku, Russell zapytał:- Czyli co tak naprawdę masz? Dwieście tysięcy w akcjachGM, których kurs do końca twoich dni już się nie ruszy.Toszmelc.Podwoję ci to w trzy miesiące.- Nie ma żadnej gwarancji, że wam się uda.- Nawet jeżeli popłyniemy, kurs podskoczy, jak tylkoogłosimy zamiar przejęcia.W najgorszym wypadku odejdziemyod stolika z górą żetonów.- GM przynajmniej coś wytwarza.Może to nie jest najefek-tywniej zarządzana firma na świecie.Może jesteśmy dinozaura-mi.Ale coś jest nie tak z gospodarką, jeżeli wynagradza speku-lantów, prawników i bankierów, którzy nic nie produkują.Niedziwota, że Japole zostawiają nas w tyle.Krzywiąc się niemiłosiernie, ojciec zapalił papierosa.Russellprzypomniał sobie, jak ten grymas napawał kiedyś przerażeniemjego znajomych.I swego czasu jego.Teraz czuł troskę - to niemaltak, przyszło mu do głowy, jakby to on był zatroskanymrodzicem.I w atmosferze znajomego pokoju, siedząc na starejwersalce, która z biegiem lat nabrała miękkości, zaraził się czę-ścią niepokoju ojca.Tu się wychowywał i mimo że się przeciwkotemu buntował, wchłonął jakąś część poglądów ojca, tak jakwdychał dym jego papierosów. - Jak myślisz, co by na to powiedziała matka? - zapytał nagleojciec Russella.- Zrozumiałaby, że muszę to zrobić - odparł Russell.-Wierzyłaby, że obaj zrobimy to, co do nas należy.Ojciec pokiwał głową, spojrzał na sufit, wypuszczając z noz-drzy dym papierosowy.- Wiesz - powiedział nieco trzęsącym się głosem - musieliściezarabiać na swoje kieszonkowe nie dlatego, że byłem skąpy.Matka uważała, że jestem dla was zbyt surowy.Zwłaszcza tegolata na studiach, kiedy chciałeś jechać z Jeffem do Europy.- Boże, ale byłem wtedy na ciebie wściekły.- Chciałem tylko, żebyście wiedzieli.Chciałem, żebyścieumieli o siebie zadbać.- Rozumiem - odrzekł Russell nieco obcesowo; już to kiedyśprzerabiali.- Wiesz, o czym mówię? - zapytał ojciec, jakby nie dosłyszał.- Tak, wiem.Nie przejmuj się tym.Nie będę miał ci za złe,jeżeli się do tego nie dołożysz.Mamy fundusze od tego gościaMelmana.Chciałem tylko, żebyś wiedział, jakie mam zamiary, imyślałem, że mógłbyś chcieć w to zainwestować.- I jest jeszcze kwestia twojego brata.To nie byłoby uczciwe,żebyś tak po prostu dostał cały majątek.- Odpaliłbym mu działkę.- Jak tylko Russell to powiedział,skrzywił się na dzwięk własnej wielkopańskiej maniery.- Ale zemnie panicho, co?Ojciec obserwował dym rozwijający się z koniuszka papiero-sa.To był dla Russella jeden z trudniejszych aspektów rzucaniapalenia, przyjemność z posiadanej zabawki, obiekt, którymmożna zająć dłonie.- Nie każę ci być jak twój stary i przez całe życie tyrać naetacie w jakimś molochu.Ale wiesz co? - Nagle spuścił wzrok i spojrzał twardo na Russella.- To skurwiele.Koniec końcówludzie ich w ogóle nie obchodzą.To właśnie powiedział miojciec, związkowiec z krwi i kości, który pracował na taśmieprodukcyjnej, widział wszystko z dołu, a mnie się wydawało, żejestem od niego mądrzejszy.Ale on miał rację.Russell bał się, że jego ojciec zaraz się rozpłacze.Powiedziałwięc tak łagodnie, jak potrafił:- Tato, masz kłopoty w pracy?Choć bardzo zależało mu na zrozumieniu ojca, bał się, żeautentyczna bliskość po tych wszystkich latach kontaktu na dy-stans ujawni w nim samym jakąś przerażającą genetyczną ta-jemnicę.- Idę na wcześniejszą emeryturę.To ich decyzja, nie moja.Niemasz wyboru?Pokręcił głową.- Cholera.- Aadnie to ująłeś - powiedział ojciec po chwili, kiedy auraprzygnębienia zaczęła się rozpraszać.Odsunął stolik do jedzeniai zabrał ich talerze do kuchni.- Rozumiem, dlaczego chcesz być teraz ostrożny ze swoimioszczędnościami - powiedział idący za nim Russell.- Mogę też zagrać va bangue.Wypijmy kieliszek na sen.XXSpanie samej było jak śmierć.Nawet z głębi swoich snówpotrafiła czasami wyczuć ciało Russella albo jego nieobecność.Jakby kiedyś stało się coś strasznego, coś, o czym zapomniała,miała teraz sny o tym, że ktoś ją goni, że tnie ją ostry metal, akiedy się z nich budziła, samotność była jak kolejna rana.Przez tewszystkie lata z Russellem nie wyzbyła się do końca poczucia, że w każdej chwili może zostać sama.Jej matka miała wzwyczaju znikać, pierwszy raz, kiedy Conine miała sześć lat -Corrine i jej siostra Hilary bawiły się w swoim pokoju, nagledrzwi otworzyły się z impetem i matka wrzeszczała na nie zzajadłym, wściekłym wzrokiem, były najgorszymidziewczynkami, zniszczyły jej życie, zerwała obrazki ze ścian,rozrzuciła zabawki i ubrania.Corrine i Hilary kuliły się w kącie,aż zniknęła tak* nagle, jak wpadła.Wtedy nie było jej przez trzydni.Ojciec, który nie lubił, gdy małe dziewczynki zadają za dużopytań, nic nie powiedział.Kiedy wróciła, wszystko było wporządku, dobra matka, która gra z nimi w karty i oglądatelewizję.I każdego ranka Corrine wyskakiwała z łóżka i pędziłapo schodach na dół, by się upewnić, że ich matka nadal z nimijest.Obudziwszy się w sobotni poranek bez Russella, zastanawia-ła się, czy za nią tęskni, kiedy nie są razem.Miała wrażenie, że tomoże być dla niego prawie ulga, przerwa od jej ciągłej obecności,jej natarczywego zainteresowania.Leżała w ciepłym kokonie pod kołdrą wpatrzona w cienkipasek słońca, które podświetlało kurz, wpadając do pokoju przezszczelinę u zbiegu ciężkich zasłon z perkalu kupionych, kiedyprzed kilkoma laty Manhattan oszalał na punkcie styluangielskiej wsi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •