[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uriah też się ubiera i zaciska usta.- Tylko oni nie żyją - szepcze.- Nie wydaje ci się, że coś tu jest nie tak?- Na pewno wiedzieli, że ich zastrzelimy, ale i tak przyszli - mówię.- Pózniej będzie czas napytania.Teraz musimy iść na górę.- Na górę? Po co? Powinniśmy raczej stąd spadać.- Chcesz uciekać, zanim się dowiesz, co się dzieje? -Patrzę na niego ze złością.- ZanimNieustraszeni, którzy zostali na górze, dowiedzą się, co to było?- A jeśli ktoś nas rozpozna? Wzruszam ramionami.- Miejmy nadzieję, że nie.Biegnę do schodów, Uriah za mną.W chwili, gdy stawiam stopę na pierwszym stopniu,zastanawiam się, co właściwie zamierzam zrobić.W budynku na pewno jest więcejNiezgodnych, ale czy wiedzą, kim są? Czy będą wiedzieć, że muszą się ukryć? I co, do diabła,chcę osiągnąć, rzucając się na armię zdrajców z Nieustraszoności?Gdzieś w głębi serca znam odpowiedz: to lekkomyślność.Pewnie nic w ten sposób niezyskam.Pewnie zginę.Bardziej niepokojące jest jednak co innego: mało mnie to obchodzi.- Będą szli na górę - mówię zdyszana.- Musisz więc.iść na trzecie piętro.Kazać im.uciekać.Byle cicho.- A ty gdzie pójdziesz?- Na drugie.- Popycham ramieniem drzwi na drugie piętro.Wiem, co muszę tam zrobić:znalezć Niezgodnych.Idę korytarzem, przekraczając nieprzytomnych ludzi ubranych na biało i czarno.Przypominamsobie słowa piosenki śpiewanej przez dzieci Prawości, gdy myślały, że nikt ich nie słyszy: Nieustraszeni są najokrutniejsi z całej piątki,Sami siebie rozrywają na strzępy."Nigdy nie wydawało mi się to bardziej prawdziwe niż teraz, gdy widzę, jak zdrajcy zNieustraszoności aplikują symulację snu, a ta wcale aż tak bardzo nie różni się od tej, któraniecały miesiąc temu sprawiła, że zabijali członków Altruizmu.Tylko w naszej frakcji mogło dojść do takiego rozłamu.Serdeczność nie dopuściłaby dopodziału, a żaden z Altruistów nie byłby aż takim egoistą.Prawi dyskutowaliby do czasu, ażznalezliby rozwiązanie, które zadowalałoby wszystkich, i nawet Erudyci nigdy nie postąpilibyrównie nielogicznie.Naprawdę jesteśmy najokrutniejszą frakcją.Przechodzę nad czyimś ramieniem i kobietą z otwartymi ustami, mrucząc cichutko począteknastępnej linijki piosenki: Erudyci są najbardziej wyrachowani z całej piątki, Wiedza to drogocenna rzecz."Zastanawiam się, kiedy Jeanine zorientowała się, że Erudyci i Nieustraszeni to śmiertelnepołączenie.Wygląda na to, że za pomocą bezwzględności i zimnej logiki można osiągnąćwłaściwie wszystko, nawet uśpić półtorej frakcji.Przyglądam się twarzom i ciałom, staram się wypatrzeć nieregularny oddech, ruch drżącychpowiek, cokolwiek, co wskazywałoby, że leżący na ziemi ludzie tylko udają, że straciliprzytomność.Jak dotąd wszyscy oddychają miarowo i nie poruszają powiekami.Może wśródPrawych nie ma Niezgodnych?- Erie! - krzyczy ktoś z drugiego końca korytarza.Wstrzymuję oddech, bo Erie idzie prosto na mnie.Zastygam.Jeśli się poruszę, zobaczy mnie ina pewno rozpozna.Spuszczam wzrok i spinam się tak, że aż zaczynam się trząść.Nie patrz namnie, nie patrz na mnie, nie patrz na mnie.Mija mnie i skręca w korytarz po lewej.Powinnam jak najszybciej wznowić poszukiwania, aleciekawość każe mi podejść bliżej do osoby, która zawołała Erica.Bo jej głos brzmiał tak, jakbychodziło o coś ważnego.Podnoszę wzrok i widzę żołnierza Nieustraszoności -stoi nad klęczącą kobietą.Kobieta ma nasobie białą bluzkęi czarną spódnicę, ręce trzyma na potylicy.Uśmiech Erica nawet z profilu wygląda drapieżnie.- Niezgodna - mówi.- Dobra robota.Zabierz ją pod windy.Pózniej ustalimy, kogo zabijemy, akogo wezmiemy ze sobą.Nieustraszony łapie swoją ofiarę za kucyk i zaczyna ciągnąć ją w stronę wind.Kobietawrzeszczy, po czym z trudem podnosi się na nogi i idzie zgięta wpół.Próbuję przełknąć ślinę, alemam wrażenie, że gardło zapchało mi się kłębkami waty.Erie oddala się korytarzem w przeciwną stronę, a ja staram się nie patrzeć na mijającą mniePrawą, którą żołnierz Nieustraszoności ciągle trzyma za włosy.Już wiem, na jakiej zasadziedziała ich terror: poddaję się mu na kilka sekund, potem zmuszam do działania.Jeden.dwa.trzy.Ruszam naprzód z nowym poczuciem celu.Przyglądanie się każdemu, żeby sprawdzić, czyzachował świadomość, zajmuje za dużo czasu.Gdy natykam się na nieprzytomnego, mocnonadeptuję mu na mały palec.Zero reakcji, ani drgnie.Zostawiam go i znajduję kolejną osobę.Czubkiem buta przygniatam jej palec.Też zero reakcji.Słyszę, jak gdzieś z daleka ktoś krzyczy:  Mam!", i zaczynam szukać bardziej gorączkowo.Przeskakuję nad leżącymi mężczyznami, kobietami, dziećmi, nastolatkami i staruszkami; depczęim po palcach, brzuchach i kostkach, wypatrując oznak bólu.Po chwili niemal przestaję widziećich twarze, ale i tak nie wychwytuję żadnej reakcji na ból.Bawię się w chowanego zNiezgodnymi, ale wiem, że nie tylko ja jestem jedną z  tych".I nagle jest.Nadeptuję na mały palec dziewczynki z Prawości, a ona się krzywi.Tylkoodrobinę - imponująca próba zamaskowania bólu - wystarczy jednak, by zwrócić moją uwagę.Oglądam się przez ramię, żeby sprawdzić, czy w pobliżu ktoś się kręci, ale wszyscy rozeszlisię na boki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •