[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przypominało toszybkiego posiłku z Arią i Roarem.Widział prawdziwy głód.Wściekły jak walka o życie.Perry przypomniał sobie, jakobrzydliwie chłopiec gryzł chleb wczoraj wieczorem.Zdałsobie sprawę, że Cinder próbował w ten sposób ukryć, jakgłęboki jest jego głód.Powinien powiedzieć Cinderowi to, co zamierzał, i odejść.Nie chciał wplatać chłopca w zbliżającą się jatkę z Krukorami.Spojrzał na zachód, w stronę Marrona.Roar i Aria na pewnonie uszli daleko.Mógł poświęcić jeszcze kilka minut.Zciągnąłłuk i usiadł.Cinder spojrzał w górę swoimi czarnymi oczami, nie prze-rywając jedzenia.Perry wyciągnął kilka strzał z kołczanu.Czekając, sprawdzał lotki.Zastanawiał się, dlaczego Roar po-magał Cinderowi.Widząc chłopca w takim stanie, zrozumiał.Czy z jego plemieniem stanie się to samo, jeśli nie dostaniekolejnego transportu od Sablea?- Czemu jest z tobą ta dziewczyna?Perry podniósł wzrok, zaskoczony.Cinder nadal przeżuwał,ale na kiju nie było już ani kawałka mięsa.Zsunięte brwinadawały mu gniewny wyraz. Perry wzruszył ramionami, pozwalając sobie na zarozumiałyuśmieszek.- Nie domyślasz się? - Oczy chłopca zrobiły się wielkie zezdziwienia.- %7łartuję, Cinder.Nic z tych rzeczy.Pomagamysobie wybrnąć z kłopotów.Cinder wytarł twarz brudnym rękawem.- Aadna jest.Perry uśmiechnął się szeroko.- Naprawdę? Nie zauważyłem.- Jasne.- Cinder uśmiechnął się, jakby obaj uzgodnili cośbardzo ważnego.Odgarnął włosy z twarzy, ale chwilę pózniejznów opadły mu na oczy.Były zupełnie poplątane. Trochę jakmoje własne", pomyślał Perry.- Co to za kłopoty? - zapytał Cinder.Perry wziął głęboki oddech.Nie miał ani siły, ani czasu, abypo raz kolejny opowiadać tę historię od początku.Postanowiłprzejść do tego, co teraz liczyło się najbardziej.Przechylił siędo przodu i oparł ręce na kolanach.- Słyszałeś kiedyś o Krukorach?- Kanibalach? Pewnie, że słyszałem.- Zadarłem z nimi kilka dni temu.Poszedłem na polowanie izostawiłem Arię samą.Kiedy wróciłem, okazało się, że jąznalezli.Było ich trzech.Osaczyli ją.- Perry przejechał palcempo grocie strzały i przycisnął opuszek do ostrej główki.Niełatwo mu było opowiadać tę historię, zauważył jednak, jaktwarz chłopca złagodniała.Za maską kpiarza tkwiło zwykłedziecko, wsłuchane w emocjonującą historię.Perry mówiłwięc dalej.- Byli głodni jak diabli.Na odległość mogłem wyczuć ichapetyt.Może dlatego, że Aria jest Osadniczką.że jest inna.skąd mam wiedzieć.Nie mieli zamiaru tak po prostu odejść.Dwóch z nich załatwiłem z łuku.Trzeciego nożem.Cinder oblizał usta, urzeczony opowieścią. - Więc teraz chcą cię dorwać? A ty jej tylko pomagałeś?- Krukorzy pewnie widzą to inaczej.- Ale musiałeś ich zabić.- Potrząsnął głową.- Ludzie nigdytego nie rozumieją.Perry czuł, że ma zaskoczoną minę.Cinder wypowiedział tesłowa w niepokojący sposób, jakby przez chłopca przemawiałciężar jego własnych doświadczeń.- Cinder.a t y rozumiesz? Chłopiec nieufnie spojrzał naPerry ego.- Naprawdę wiesz, kiedy kłamię?Perry wzruszył ramionami i poczuł, że serce bije mumocniej.-Tak.- No to może wiem.Perry nie mógł w to uwierzyć.Ten dzieciak.żałosny, małychłopiec kogoś zamordował?- Co ci się przydarzyło? Gdzie są twoi rodzice?Usta Cindera wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu, a jegonastrój nagle stał się zimny.- Zginęli podczas burzy eterowej jakieś dwa lata temu.B u mi było po nich.Smutne, co nie?Perry nie potrzebował specjalnych zdolności, by wiedzieć, żechłopiec kłamie.- Wygnano cię tutaj? - Wodzowie Krwi zsyłali morderców izłodziei na ziemie niczyje.Cinder zaśmiał się jak ktoś dużo starszy.- Mnie się tu podoba.- Uśmiech znikł z jego twarzy - To mójdom.Perry potrząsnął głową.Włożył strzałę z powrotem dokołczanu, wziął łuk i wstał.Musiał ruszać w drogę.- Nie możesz tak się za nami snuć.Nie masz tyle sił, a zrobisię niebezpiecznie.Uciekaj, póki masz jeszcze czas.- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. - Masz pojęcie, co Krukorzy robią z dziećmi?- Nic mnie to nie obchodzi.- A powinno.Skieruj się na południe.O dwa dni drogi stądznajduje się osada.Jeśli będziesz chciał spać, wdrap się nadrzewo.- Nie boję się Krukorów.Nie mogą mi nic zrobić.Nikt niemoże.Perry prawie roześmiał mu się w twarz.Taka deklaracjabrzmiała jak żart, jednak emocje Cindera były chłodne, ostre iwyrazne.Perry zrobił głęboki wdech i czekał, aż poczujekwaśny zapach kłamstwa.Nie doczekał się.Gdy Perry podążał za Arią i Roarem, w głowie kłębiły mu sięsetki myśli.Był zbyt pochłonięty tym, co powiedział Cinder,dlatego potrzebował samotności i trzymał się trochę z tyłu. Nie mogą mi nic zrobić.N i kt nie może".Był absolutniepewien swoich słów.Tylko jak Cinder mógł wierzyć w cośtakiego?Perry zastanawiał się, czy dobrze odczytał zapachy chłopca.Czy to sosny, a może dziwny eterowy zapach Cindera myliłyjego nos? A może Cinder był niespełna rozumu? Może wmówiłsobie, że nikt nie może go tknąć, żeby przetrwać wsamotności? Popołudniowe godziny mijały cicho i szybko, aPerry nadal z trudem próbował zrozumieć.O zmierzchu wyszli z gęstego sosnowego zagajnika w ka-mienistą kotlinę.Północny horyzont otaczało pasmo ostrychszczytów.Roar na chwilę zostawił Arię i cofnął się nieco, bylepiej wyczuć odległość pomiędzy nimi a Krukorami.Perryszybko zajął miejsce przy jej boku.Odliczył dwadzieścia kro-ków, zanim ośmielił się zapytać, czy Aria chce odpocząć. Zastanawiał się, jak daje sobie radę.Nawet jego bolały stopy,a nie były ani poranione, ani pokryte odciskami.Aria wlepiła wniego swoje szare oczy.- A po co w ogóle pytasz? Perry przystanął.- Nie tak działa mój Zmysł.Nie jestem w stanie powiedzieć,czy.- Myślałam, że tutaj nie wolno nam nic mówić - powiedziała,nie zatrzymując się ani na chwilę.Perry zmarszczył brwi, patrząc, jak Aria idzie przed siebie.Jak to się stało, że teraz, gdy on chce rozmawiać, ona nie chce.Roar dołączył do niego chwilę pózniej.- Nie mam dobrych wieści.Krukorzy podzielili się na małegrupy.Chcą nas osaczyć, a nie uciekliśmy im daleko.Perry przerzucił łuk i kołczan na plecy i zmierzył przyjacielawzrokiem.- Nie musisz tego robić.Aria i ja musimy dotrzeć doMarrona, ale ty nie.- No to spadam.- odpowiedział Roar z uśmiechem.Perryspodziewał się takiej odpowiedzi.On też nigdy niezostawiłby Roara.Cinder to zupełnie co innego.- Dzieciak sobie poszedł?- Nadal za nami drepcze - odpowiedział Roar.- Mówiłem ci,uczepił się jak rzep psiego ogona.Wasza mała pogawędkanajwyrazniej nie pomogła.Teraz pewnie nigdy się nie odczepi.- Słyszałeś nas?- Każde słowo.Perry potrząsnął głową.Zapomniał, jak dobry słuch ma jegoprzyjaciel.- Podsłuchiwanie nigdy ci się nie nudzi?- Nigdy.- Jak myślisz, co on zrobił? - Mam to w nosie i ty też powinieneś.Chodz.Trzeba dogonićArię.Poszła tamtędy.- Wiem, gdzie poszła.- Tylko cię sprawdzam - odpowiedział Roar, szturchając gow ramię.Pózną nocą, gdy Perry nie mógł się już doliczyć, ile przeszlikilometrów, jego myśli stały się barwne jak sny.Wyobraziłsobie, jak na plaży Osadnicy ciągną Cindera do poduszkowca.A potem Talona, otoczonego mężczyznami w czarnych pe-lerynach i kruczych maskach.Z nadejściem świtu Krukorzyokrążali ich gęstą siecią i Perry postanowił, że zrobi, co w jegomocy.Nie będzie ryzykował życia Cindera [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •