[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja nadaluznaję przede wszystkim instynkt samozachowawczy.- No tak.Opuściłam Altruizm, bo nie byłam wystarczająco bezinteresowna, choćbymnie wiem jak próbowała.- To niezupełnie prawda.- Uśmiecha się do mnie.- Ta dziewczyna, która pozwoliła,żeby rzucać w nią nożami, chciała oszczędzić strachu przyjacielowi.A kto uderzył mojegoojca pasem, żeby mnie chronić? Ta bezinteresowna dziewczyna.Czy to ty?Więcej o mnie wie niż ja sama.I chociaż to niemożliwe, żeby coś do mnie czuł, jeślizałożyć, że nie jestem… może nie.Marszczę brwi.- Bardzo uważnie mi się przyglądałeś, prawda?- Lubię obserwować ludzi,- Może wyrzucili cię z Prawości, Cztery, bo straszny z ciebie kłamca.Kładzie rękę na kamieniu obok siebie, jego palce leżą obok moich.Spoglądam w dół,na nasze dłonie.On ma długie i wąskie.Stworzone do precyzyjnych, wprawnych ruchów.Niedłonie Nieustraszonego, które powinny być grube i twarde, gotowe do łamania przedmiotów.- Doskonale.- Przysuwa twarz do mojej twarzy, skupia wzrok na podbródku, ustach,nosie.- Obserwowałem cię, bo cię lubię.- Powiedział to otwarcie, dzielnie, a jego oczy zaj-rzały w moje.- I nie mów do mnie Cztery, okay? Miło znowu słyszeć własne imię.Tak po prostu wreszcie wyznał swoje uczucia, a ja nie wiem, jak zareagować.Na po-liczkach mam wypieki.- Ale ty jesteś dwa lata starszy ode mnie… Tobias.- To wszystko, co mogę powie-dzieć.- Tak, ta wyjąca dwuletnia przepaść jest naprawdę nie do przebycia, co? - Uśmiechasię do mnie.- Nie zamierzam być zbyt skromna - mówię.- To najzwyczajniej do mnie nie trafia,jestem młodsza.Nie jestem piękna.Ja…Wybucha śmiechem, który jakby dochodził z głębi jego osoby, i dotyka mojej skroniustami.- Nie udawaj.- Ledwo dyszę.- Wiesz, że to prawda.Nie jestem brzydka, ale na pewnoteż nie piękna.- Doskonale.Daleko ci do piękności.I co? - Całuje mnie w policzek.- Podobasz misię.Jesteś cholernie bystra.Odważna.I chociaż dowiedziałaś się o Marcusie… - Głos mu ła-godnieje.- Nie patrzysz na mnie tak, jakbym był skopanym szczeniakiem albo czymś tam.- Hm… Bo na takiego nie wyglądasz.Przez sekundę jego czarne oczy wpatrują się w moje oczy, nic nie mówi.Potem doty-ka mojej twarzy muska wargami moje wargi.Rzeka ryczy, czuję mgiełkę na kostkach.Czteryuśmiecha się i przyciska usta do moich ust.Z początku jestem spięta, niepewna siebie, więc kiedy się odsuwa, myślę, że zrobiłamcoś źle albo kiepsko.Ale on bierze moją twarz w dłonie, czuję jego silne palce na skórze, iznowu mnie całuje, tym razem mocniej, z większym przekonaniem.Otaczam go ramieniem,przesuwam rękę po jego szyi i krótkich włosach.Przez kilka minut całujemy się, głęboko w przepaści, otoczeni przerażającym hukiemwody.A kiedy razem wstajemy, zdaję sobie sprawę, że gdybyśmy oboje dokonali innych wy-borów, mogłoby się to skończyć tak samo, robilibyśmy te same rzeczy, w bezpieczniejszym miejscu, w szarych ubraniach, a nie w czarnych.Rozdział 27Budzę się oszołomiona i lekka.Ile razy zdmuchnęłabym uśmiech z twarzy, zaraz wra-ca.W końcu przestaję z nim walczyć.Rozpuszczam włosy i zamiast uniformu z luźnych ko-szulek wkładam te z wycięciem na ramionach, odsłaniające moje tatuaże.- Co jest z tobą dzisiaj? - pyta Christina po drodze na śniadanie.Oczy nadal ma opuch-nięte od snu, a jej potargane włosy tworzą kosmatą aureolę wokół twarzy.- Och, wiesz… Słońce świeci.Ptaszki ćwierkają.Unosi brew, jakby chciała mi przypomnieć, że jesteśmy w podziemnym tunelu.- Daj spokój, niech dziewczyna nie traci dobrego nastroju - wtrąca się Will.- Może toostatni raz.Trzepię go po ramieniu i szybko idę do jadalni.Serce mi wali, bo wiem, że w ciągupół godziny zobaczę Tobiasa.Siadam na swoim miejscu obok Uriaha, z Willem i Christinąnaprzeciwko nas.Miejsce po mojej lewej jest puste.Zastanawiam się, czy Tobias tam usią-dzie; czy będzie się do mnie uśmiechał podczas śniadania; czy będzie patrzył potajemnie,ukradkiem, tak jak sobie wyobrażam, że patrzę na niego.Chwytam grzankę z talerza na środku stołu i zaczynam smarować ją masłem z trochęprzesadnym entuzjazmem.Wiem, że zachowuję się jak wariatka, ale nie mogę się powstrzy-mać.To byłoby tak, jakbym przestała oddychać.Wtedy wchodzi on.Włosy ma krótsze, teraz wyglądają na ciemniejsze, prawie czarne.Zaczynam rozumieć, że to jeż Altruistów.Uśmiecham się i podnoszę rękę, żeby do niego po-machać, ale on siada obok Zekego i nawet nie patrzy w moją stronę, więc ramię mi opada.Gapię się na grzankę.Teraz łatwo się nie uśmiechać.- Coś nie tak? - pyta Uriah z ustami pełnymi jedzenia.Kręcę głową i odgryzam kawałek.Czego ja się spodziewałam? Tylko to, że się poca-łowaliśmy, nie oznacza, że cokolwiek się zmieni.Może mu się odwidziało i już mnie nie lubi.Może myśli, że pocałunek to była pomyłka.- Dzisiaj jest dzień krajobrazu strachu - przypomina Will.- Myślicie, że zobaczymywłasne krajobrazy strachu?- Nie.- Uriah kręci głową.- Przechodzisz przez jeden z krajobrazów instruktora.Bratmi mówił.- Wiesz, to nie w porządku, że wy wszyscy dostajecie poufne informacje, a my nie.-Will patrzy ze złością na Uriaha.- A ty akurat byś nie skorzystał z przewagi, gdybyś ją miał - odpala Uriah.Christina ich ignoruje.- Mam nadzieję, że to krajobraz Cztery.- Dlaczego? - W moim pytaniu jest zbyt wiele niedowierzania.Gryzę się lekko w war-gę, żałuję, że nie mogę cofnąć słów.- Wygląda na to, że ktoś ma huśtawkę nastrojów.- Christina unosi oczy.- Jakbyś niechciała wiedzieć, jakie są jego koszmary.Taki z niego twardziel, a pewnie boi się ludzika zpianki ślazowej, słonecznych poranków albo czegoś tam.Kompensuje sobie poczucie niższo-ści.Kręcę głową.- To nie on.- Skąd wiesz?- Tylko przewiduję.Pamiętam Marcusa w krajobrazie strachu.Tobias nie pozwoliłby, żeby wszyscy to zo-baczyli.Spoglądam na niego.Na sekundę przenosi na mnie wzrok.Patrzy zimno.Potem sięodwraca.Lauren, instruktorka nowicjuszy od Nieustraszonych, stoi z rękami na biodrach przed pomieszczeniem krajobrazu strachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •