[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamwrażenie, jakbym w środkurozpadała się na kawałki.To boli.I nie jest mi lżej na duszy, kiedy Michaił może to czuć.-Tak właśnie powinno być, bo twoim pierwszym odruchem jest go chronić.Byłaśprzerażona nasamą myśl, że mógłby tak cierpieć jak ty.-Nie lubię, kiedy ktoś cierpi.A w Michaile jest cos smutnego, jakby zbyt długo już nosiłna swoichbarkach ciężar całego świata.Czasami patrzę na jego twarz i widzę na niej, i w oczach takismutek.Ravenwestchnęła.Chybaplotę bez sensu, ale jemu potrzebny jest ktoś, kto odgoni tecienie.-Interesujące stwierdzenie, dziecko, i wiem, o co ci chodzi.Też to zauważam.Odgonić cienie powtórzyłna głos właśnietak.Raven pokiwała głową.-Zupełnie jakby widział zbyt wiele przemocy, zbyt wiele okropnych rzeczy, i jakby to corazbardziej wciągało go w mrok.Kiedy jestem blisko niego, wyraźnie to czuję.Stoi niczym strażnikprzy drzwiach czegoś złego, strasznego, i powstrzymuje potwory, żebyśmy mogli żyć normalnie,nawet nie wiedząc, że coś nam zagrażało.Ojcu Hummerowi aż dech zaparło.-Tak go widzisz? Strażnik u bram?-Ten obraz jest bardzo żywy w mojej wyobraźni.Pewnie w uszach księdza takie słowa brzmiąmelodramatycznie.-Żałuję, że sam nie mogłem ich wypowiedzieć.Nieraz tu przychodził szukać pociechy, a jednaknigdy nie miałem zupełnej pewności, że przekazałem mu to, co powinienem.Modliłem się, żebyBóg zesłał mu jakąś pomoc w uzyskaniu odpowiedzi, Raven, i wygląda na to, że zesłałciebie.Drżała, miała zamęt w głowie, walczyła z potrzebą dotknięcia Michaiła, z myślą, że znikłzpowierzchni ziemi.Wzięła głęboki, uspokajający oddech, pełna wdzięczności dla księdza.-Nie wydaje mi się, żebym była odpowiedzią na cokolwiek, ojcze.W tej chwili mam ochotęzwinąć się w kłębek i płakać.-Raven.jeśli chcesz, możesz.Wiesz, że on żyje.Napiła się herbaty.Była gorąca i pyszna.Rozgrzała ją, ale nie mogła zapełnić tej okropnej pustkiziejącej zimnem, która pożerała jej duszę.Powoli, centymetr po centymetrze, ta przepaść rosła.Próbowała skoncentrować się na innych rzeczach, cieszyć się rozmową z duchownym, któryznał szanował, a może nawet kochał Michaiła.Napiła się jeszcze herbaty, rozpaczliwie walcząc ozachowanie jasności umysłu.-Michaił to niezwykły człowiek mówiłojciec Hummer z nadzieją, że jakoś odwróci jej uwagę.Zrównoważony,łagodny, niewielu takich zdarzyło mi się spotkać.Jego wyczucie dobra i złajest niesamowite.Ma żelazną wolę.-Widziałam to w nim.-Nie wątpię.To człowiek o silnym charakterze, lepiej nie mieć w nim wroga.Jest lojalny ipotrafi dbać o innych.Widziałem, jak niemal bez pomocy, przywrócił do życia właśnie tę wioskę po kataklizmie.Tu każdy jest dla niego ważny.Ma wielkie serce.Podciągnęła kolana pod brodę i zakołysała się w przód i w tyl.Oddychanie sprawiało jej trudność.Michaił! Gdzie jesteś? Ten krzyk wyrwał jej się prosto z serca.Potrzebowała go chociażna moment, żeby odpowiedział, żeby jej dotknął Chociaż raz.Czarna czeluść ziała przed nią.Raven przygryzła z całej siły dolną wargę, cieszyła się bólem,koncentrowała na nim Jest silna! Ma swój rozum! Cokolwiek ją gnębi, wmawiając, że nie da sobierady bez Michaiła, ona to pokona.To nie było rzeczywiste.Ojciec Hummer wstał, a potem posadził ją obok siebie.-Dość tego, Raven.Chodźmy na dwór, do ogrodu.Gdy weźmiesz trochę ziemi na dłonie, odetchniesz świeżym powietrzem, poczujesz się lepiej.Jeślito nie pomoże, nie miałby innegowyjścia, jak tylko rzucić się na kolana i zacząć modlić.Raven udało się roześmiać przez łzy.-Kiedy ojciec mnie dotyka, otwiera przede mną swój umysł.Czy księdzu wypada myśleć z takąniechęcią o klękaniu na kolana?Odsunął się od niej, jakby parzyła, a potem zaczął się śmiać.-W moim wieku, moja droga? Z moim reumatyzmem? Kiedy klęczę, mam większąochotę kląć,niż się modlić.A ty odkryłaś jeden z moich największych sekretów.Mimo wszystko roześmieli się, wychodząc na poranne słońce.Oczy Raven zaczęłyłzawić,protestując przeciw rażącemu światłu.Ból przeszył jej głowę, przymknęła oczy.Zakryła je dłonią.-Słońce jest takie jasne! Prawie nic nie widzę i strasznie mnie boli, kiedy otwieram oczy.Ojcuto nie przeszkadza?-Możliwe, że Michaił zostawił tu jakieś szkła przeciwsłoneczne.Pójdę sprawdzić.Często musię to zdarza, kiedy przegra w szachy.Wrócił z parą ciemnych okularów specjalnie wykonanych dla Michaiła.Były dla niej za duże,ale ojciec zamocował je gumką.Powoli uniosła powieki.Okulary, zadziwiająco lekkie, miałybardzo ciemne szkła.Przyniosły oczom natychmiastową ulgę.-Są rewelacyjne.Ale nie rozpoznałam marki.-Przyjaciel Michaiła robi mu na zamówienie.W ogrodzie Raven uklękła i zanurzyła dłonie w żyznej, ciemnej ziemi.Zamknęła w palcach jejbogactwo.Jakiś ciężar spadł jej z serca, pozwolił złapać więcej powietrza zmęczonym płucom.Miała ochotę położyć się na życiodajnej grządce, zamknąć oczy i chłonąć siłę ziemi przez skórę.Piękny ogród ojca Hummera pozwolił jej przetrwać długie godziny poranka.Kiedy słońcerozprażyło się w południe, wrócili do domu.Nawet pod osłoną okularów oczy paliły ją, łzawiły ibolały w silnym słońcu.Miała wrażenie, że jej skóra też się uwrażliwiła, zaczynała się czerwienić,chociaż Raven nigdy wcześniej nie spiekła się na słońcu.W domu rozegrali dwie partie szachów, jedną przerwali, kiedy Raven znów skupiła się na walcez demonami.Była wdzięczna ojcu Hummerowi za obecność, niepewna, czy bez niego przeżyłabyrozstanie z Michaiłem.Bolesną rozłąkę.Popijała ziołową herbatę, żeby jakośprzeciwdziałaćogarniającej ją słabości, bo przecież nic nie jadła.Godziny popołudniowe ciągnęły się bez końca.Raven starała się trzymać dzielnie, ale nie zdołała opanować paru napadów płaczu.Koło piątej po południu była wykończona i zdecydowana,że dla zachowania własnej godności powinna chociaż tych ostatnich kilka godzin przetrwać sama.Michaił powinien skontaktować się z nią za dwie godziny, najdalej trzy, o ile mówiłprawdę.JeśliRaven miała samej sobie spojrzeć w oczy, odzyskać choć odrobinę godności iniezależności, teostatnie godziny musiała spędzić sama.Nawet kiedy słońce zniżyło się nad horyzontem, mocno raziło ją w oczy mimoochronnychszkieł.Bez nich.nie udałoby się jej wrócić uliczkami wioski do gospody.Pani Galvenstein i personel zajmowali się przygotowaniami do obiadu i nakrywaniem w jadalni.Na szczęście nikogo ze znajomych gości nie było i Raven udało sięniepostrzeżenieprzemknąć do swojego pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Mamwrażenie, jakbym w środkurozpadała się na kawałki.To boli.I nie jest mi lżej na duszy, kiedy Michaił może to czuć.-Tak właśnie powinno być, bo twoim pierwszym odruchem jest go chronić.Byłaśprzerażona nasamą myśl, że mógłby tak cierpieć jak ty.-Nie lubię, kiedy ktoś cierpi.A w Michaile jest cos smutnego, jakby zbyt długo już nosiłna swoichbarkach ciężar całego świata.Czasami patrzę na jego twarz i widzę na niej, i w oczach takismutek.Ravenwestchnęła.Chybaplotę bez sensu, ale jemu potrzebny jest ktoś, kto odgoni tecienie.-Interesujące stwierdzenie, dziecko, i wiem, o co ci chodzi.Też to zauważam.Odgonić cienie powtórzyłna głos właśnietak.Raven pokiwała głową.-Zupełnie jakby widział zbyt wiele przemocy, zbyt wiele okropnych rzeczy, i jakby to corazbardziej wciągało go w mrok.Kiedy jestem blisko niego, wyraźnie to czuję.Stoi niczym strażnikprzy drzwiach czegoś złego, strasznego, i powstrzymuje potwory, żebyśmy mogli żyć normalnie,nawet nie wiedząc, że coś nam zagrażało.Ojcu Hummerowi aż dech zaparło.-Tak go widzisz? Strażnik u bram?-Ten obraz jest bardzo żywy w mojej wyobraźni.Pewnie w uszach księdza takie słowa brzmiąmelodramatycznie.-Żałuję, że sam nie mogłem ich wypowiedzieć.Nieraz tu przychodził szukać pociechy, a jednaknigdy nie miałem zupełnej pewności, że przekazałem mu to, co powinienem.Modliłem się, żebyBóg zesłał mu jakąś pomoc w uzyskaniu odpowiedzi, Raven, i wygląda na to, że zesłałciebie.Drżała, miała zamęt w głowie, walczyła z potrzebą dotknięcia Michaiła, z myślą, że znikłzpowierzchni ziemi.Wzięła głęboki, uspokajający oddech, pełna wdzięczności dla księdza.-Nie wydaje mi się, żebym była odpowiedzią na cokolwiek, ojcze.W tej chwili mam ochotęzwinąć się w kłębek i płakać.-Raven.jeśli chcesz, możesz.Wiesz, że on żyje.Napiła się herbaty.Była gorąca i pyszna.Rozgrzała ją, ale nie mogła zapełnić tej okropnej pustkiziejącej zimnem, która pożerała jej duszę.Powoli, centymetr po centymetrze, ta przepaść rosła.Próbowała skoncentrować się na innych rzeczach, cieszyć się rozmową z duchownym, któryznał szanował, a może nawet kochał Michaiła.Napiła się jeszcze herbaty, rozpaczliwie walcząc ozachowanie jasności umysłu.-Michaił to niezwykły człowiek mówiłojciec Hummer z nadzieją, że jakoś odwróci jej uwagę.Zrównoważony,łagodny, niewielu takich zdarzyło mi się spotkać.Jego wyczucie dobra i złajest niesamowite.Ma żelazną wolę.-Widziałam to w nim.-Nie wątpię.To człowiek o silnym charakterze, lepiej nie mieć w nim wroga.Jest lojalny ipotrafi dbać o innych.Widziałem, jak niemal bez pomocy, przywrócił do życia właśnie tę wioskę po kataklizmie.Tu każdy jest dla niego ważny.Ma wielkie serce.Podciągnęła kolana pod brodę i zakołysała się w przód i w tyl.Oddychanie sprawiało jej trudność.Michaił! Gdzie jesteś? Ten krzyk wyrwał jej się prosto z serca.Potrzebowała go chociażna moment, żeby odpowiedział, żeby jej dotknął Chociaż raz.Czarna czeluść ziała przed nią.Raven przygryzła z całej siły dolną wargę, cieszyła się bólem,koncentrowała na nim Jest silna! Ma swój rozum! Cokolwiek ją gnębi, wmawiając, że nie da sobierady bez Michaiła, ona to pokona.To nie było rzeczywiste.Ojciec Hummer wstał, a potem posadził ją obok siebie.-Dość tego, Raven.Chodźmy na dwór, do ogrodu.Gdy weźmiesz trochę ziemi na dłonie, odetchniesz świeżym powietrzem, poczujesz się lepiej.Jeślito nie pomoże, nie miałby innegowyjścia, jak tylko rzucić się na kolana i zacząć modlić.Raven udało się roześmiać przez łzy.-Kiedy ojciec mnie dotyka, otwiera przede mną swój umysł.Czy księdzu wypada myśleć z takąniechęcią o klękaniu na kolana?Odsunął się od niej, jakby parzyła, a potem zaczął się śmiać.-W moim wieku, moja droga? Z moim reumatyzmem? Kiedy klęczę, mam większąochotę kląć,niż się modlić.A ty odkryłaś jeden z moich największych sekretów.Mimo wszystko roześmieli się, wychodząc na poranne słońce.Oczy Raven zaczęłyłzawić,protestując przeciw rażącemu światłu.Ból przeszył jej głowę, przymknęła oczy.Zakryła je dłonią.-Słońce jest takie jasne! Prawie nic nie widzę i strasznie mnie boli, kiedy otwieram oczy.Ojcuto nie przeszkadza?-Możliwe, że Michaił zostawił tu jakieś szkła przeciwsłoneczne.Pójdę sprawdzić.Często musię to zdarza, kiedy przegra w szachy.Wrócił z parą ciemnych okularów specjalnie wykonanych dla Michaiła.Były dla niej za duże,ale ojciec zamocował je gumką.Powoli uniosła powieki.Okulary, zadziwiająco lekkie, miałybardzo ciemne szkła.Przyniosły oczom natychmiastową ulgę.-Są rewelacyjne.Ale nie rozpoznałam marki.-Przyjaciel Michaiła robi mu na zamówienie.W ogrodzie Raven uklękła i zanurzyła dłonie w żyznej, ciemnej ziemi.Zamknęła w palcach jejbogactwo.Jakiś ciężar spadł jej z serca, pozwolił złapać więcej powietrza zmęczonym płucom.Miała ochotę położyć się na życiodajnej grządce, zamknąć oczy i chłonąć siłę ziemi przez skórę.Piękny ogród ojca Hummera pozwolił jej przetrwać długie godziny poranka.Kiedy słońcerozprażyło się w południe, wrócili do domu.Nawet pod osłoną okularów oczy paliły ją, łzawiły ibolały w silnym słońcu.Miała wrażenie, że jej skóra też się uwrażliwiła, zaczynała się czerwienić,chociaż Raven nigdy wcześniej nie spiekła się na słońcu.W domu rozegrali dwie partie szachów, jedną przerwali, kiedy Raven znów skupiła się na walcez demonami.Była wdzięczna ojcu Hummerowi za obecność, niepewna, czy bez niego przeżyłabyrozstanie z Michaiłem.Bolesną rozłąkę.Popijała ziołową herbatę, żeby jakośprzeciwdziałaćogarniającej ją słabości, bo przecież nic nie jadła.Godziny popołudniowe ciągnęły się bez końca.Raven starała się trzymać dzielnie, ale nie zdołała opanować paru napadów płaczu.Koło piątej po południu była wykończona i zdecydowana,że dla zachowania własnej godności powinna chociaż tych ostatnich kilka godzin przetrwać sama.Michaił powinien skontaktować się z nią za dwie godziny, najdalej trzy, o ile mówiłprawdę.JeśliRaven miała samej sobie spojrzeć w oczy, odzyskać choć odrobinę godności iniezależności, teostatnie godziny musiała spędzić sama.Nawet kiedy słońce zniżyło się nad horyzontem, mocno raziło ją w oczy mimoochronnychszkieł.Bez nich.nie udałoby się jej wrócić uliczkami wioski do gospody.Pani Galvenstein i personel zajmowali się przygotowaniami do obiadu i nakrywaniem w jadalni.Na szczęście nikogo ze znajomych gości nie było i Raven udało sięniepostrzeżenieprzemknąć do swojego pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]