[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. OleÅ„ka!  krzyknÄ…Å‚ zdumiony Kmicic.Lecz ona wstaÅ‚a i zakrywszy twarz zasÅ‚onÄ…, rzekÅ‚a do miecznika: Stryju! chodzmy, chodzmy stÄ…d prÄ™dko!I wyszli przez drzwi zakrystii.Pan Andrzej próbowaÅ‚ wstać, wyjść za niÄ…, lecz nie mógÅ‚.SiÅ‚y opuÅ›ciÅ‚ý go zupeÅ‚nie.Natomiast w kwadrans pózniej znalazÅ‚ siÄ™ przed koÅ›cioÅ‚em, trzy-many pod rÄ™ce przez pana WoÅ‚odyjowskiego i pana ZagÅ‚obÄ™.TÅ‚umy obywatelstwa, drobnej szlachty i pospolitego ludu cisnęłysiÄ™ dokoÅ‚a; niewiasty  zaledwie która zdoÅ‚aÅ‚a siÄ™ oderwać od piersiNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG339wracajÄ…cego z wojny męża  już wiedzione ciekawoÅ›ciÄ…, pÅ‚ci swojejwÅ‚aÅ›ciwÄ…, biegÅ‚y popatrzyć na tego strasznego ongi Kmicica, dziÅ›zbawcÄ™ Laudy i przyszÅ‚ego starostÄ™.KoÅ‚o zaciskaÅ‚o siÄ™ coraz wiÄ™cej, ażlaudaÅ„scy musieli w koÅ„cu otoczyć i bronić od natÅ‚oku rycerza. Panie Andrzeju!  woÅ‚aÅ‚ pan ZagÅ‚oba  ot, przywiezliÅ›my ci go-Å›ciÅ„ca.Sam siÄ™ takiego nie spodziewaÅ‚eÅ›! Do Wodoktów teraz, do Wo-doktów, na zrÄ™kowiny i wesele!.Dalsze sÅ‚owa pana ZagÅ‚oby zginęły w gromkim okrzyku, który na-raz pod przywództwem Józwy Beznogiego podnieÅ›li wszyscy laudaÅ„-scy: Niech żyje pan Kmicic! Niech żyje!  powtórzyÅ‚y tÅ‚umy. Nasz starosta upicki niech ży-je! niech żyje! Do Wodoktów! Wszyscy!  huknÄ…Å‚ pan ZagÅ‚oba. Do Wodoktów! do Wodoktów!  wrzasnęło tysiÄ…c ust. W swatydo Wodoktów, z panem Kmicicem, z naszym zbawcÄ…! Do panienki! doWodoktów!I ruch uczyniÅ‚ siÄ™ ogromny.Lauda siadÅ‚a na koÅ„; z tÅ‚umów, ktożyw, dopadaÅ‚ wozów, bryczek, wasÄ…gów, podjezdków.Piesi na przeÅ‚ajpoczÄ™li biec przez lasy i pola.Okrzyk:  Do Wodoktów! , brzmiaÅ‚ wcaÅ‚ym miasteczku.Drogi zaroiÅ‚y siÄ™ różnobarwnymi kupami ludzi.Pan Kmicic jechaÅ‚ w skarbniczku miÄ™dzy WoÅ‚odyjowskim i ZagÅ‚o-bÄ… i raz wraz któregoÅ› braÅ‚ w ramiona.Mówić jeszcze nie mógÅ‚, bozbyt byÅ‚ wzruszony, zresztÄ… pÄ™dzili tak, jakby Tatarzy na UpitÄ™ napadli.Wszystkie bryki i wozy pÄ™dziÅ‚y tak samo koÅ‚o nich.Byli już dobrze za miastem, gdy nagle pan WoÅ‚odyjowski pochyliÅ‚siÄ™ do ucha Kmicica. JÄ™drek  spytaÅ‚ siÄ™  a nie wiesz, gdzie tamta? W Wodoktach!  odpowiedziaÅ‚ rycerz.Wówczas, czy wiatr poczÄ…Å‚ tak poruszać wÄ…sikami pana MichaÅ‚a,czy wzruszenie, nie wiadomo, dość, że przez caÅ‚Ä… drogÄ™ nie przestawa-Å‚y wysuwać siÄ™ naprzód, jakby dwa szydÅ‚a lub dwie macki chrabÄ…szcza.Pan ZagÅ‚oba Å›piewaÅ‚ z radoÅ›ci tak okrutnym basem, że aż siÄ™ koniepÅ‚oszyÅ‚y:Dwoje nas byÅ‚o, KasieÅ„ko, dwoje na Å›wiecie,Ale mi siÄ™ coÅ› wydaje, że jedzie trzecie.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG340Anusia nie byÅ‚a tej niedzieli w koÅ›ciele, bo przy sÅ‚abej pannie Kul-wiecównie z kolei zostać musiaÅ‚a, przy której siÄ™ z OleÅ„kÄ… dzieÅ„ podniu zmieniaÅ‚y.CaÅ‚y ranek zajÄ™ta byÅ‚a doglÄ…daniem i opatrunkiem cho-rej, tak że pózno dopiero mogÅ‚a siÄ™ zabrać do pacierzy.Zaledwie jednak wymówiÅ‚a ostatnie:  Amen , gdy zaturkotaÅ‚oprzed bramÄ… i OleÅ„ka wpadÅ‚a jak wicher do pokoju. Jezus, Maria! Co siÄ™ staÅ‚o?  krzyknęła spojrzawszy na niÄ… pannaBorzobohata. Anusiu! wiesz, kto jest pan Babinicz?.To pan Kmicic!Anusia zerwaÅ‚a siÄ™ na równe nogi. Kto ci powiedziaÅ‚? Czytano list królewski.pan WoÅ‚odyjowski przywiózÅ‚.laudaÅ„-scy. To pan WoÅ‚odyjowski wróciÅ‚?. krzyknęła Anusia.I nagle rzuciÅ‚a siÄ™ w ramiona OleÅ„ki.OleÅ„ka przyjęła ten wybuch czuÅ‚oÅ›ci jako dowód Anusinego afektudla siebie, bo zresztÄ… byÅ‚a zgorÄ…czkowana, prawie nieprzytomna.Natwarzy miaÅ‚a ogniste wypieki, a pierÅ› jej falowaÅ‚a, jak gdyby z wielkie-go zmÄ™czenia.WiÄ™c poczęła opowiadać bez Å‚adu i przerywanym gÅ‚osem wszystko,co w koÅ›ciele sÅ‚yszaÅ‚a, biegajÄ…c przy tym jak szalona po komnacie ipowtarzajÄ…c co chwila:  To ja go niewarta!  czyniÄ…c sobie zarzutyokrutne, że go najgorzej ze wszystkich skrzywdziÅ‚a, że nawet modlićsiÄ™ za niego nie chciaÅ‚a wówczas, gdy on we krwi wÅ‚asnej za NajÅ›wiÄ™t-szÄ… PannÄ™, za ojczyznÄ™ i za króla siÄ™ pÅ‚awiÅ‚.Próżno Anusia, biegajÄ…c za niÄ… po izbie, próbowaÅ‚a jÄ… pocieszać.Ona powtarzaÅ‚a wciąż jedno, że go niewarta, że nie Å›miaÅ‚aby mu woczy spojrzeć; to znów poczynaÅ‚a mówić o czynach Babinicza, o po-rwaniu BogusÅ‚awá, o jego zemÅ›cie, o ocaleniu króla, o Prostkach iWoÅ‚montowiczach, i CzÄ™stochowie; to wreszcie o swoich winach i oswej zawziÄ™toÅ›ci, za którÄ… musi odpokutować w klasztorze.Dalsze jej wyrzekania przerwaÅ‚ pan Tomasz, który wpadÅ‚szy jakbomba do komnaty zakrzyknÄ…Å‚: Na Boga! caÅ‚a Upita do nas wali! Już sÄ… we wsi, a Babinicz pew-nie z nimi!Jakoż za chwilÄ™ daleki okrzyk zwiastowaÅ‚ zbliżanie siÄ™ tÅ‚umów.Miecznik porwaÅ‚ OleÅ„kÄ™ i wyprowadziÅ‚ na ganek; Anusia wypadÅ‚a zanimi.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG341Wtem tÅ‚umy ludzi i koni zaczerniÅ‚y siÄ™ w dali i jak okiem siÄ™gnąćcaÅ‚a droga byÅ‚a jeszcze nimi zapchana.Dobiegli w koÅ„cu do dziedziÅ„-ca.Piesi przedostawali siÄ™ szturmem przez fosÄ™ i pÅ‚oty; wozy tÅ‚oczyÅ‚ysiÄ™ w bramie, a wszystko to krzyczaÅ‚o, wyrzucaÅ‚o czapki w górÄ™.Wreszcie ukazaÅ‚ siÄ™ huf zbrojny laudaÅ„skich, otaczajÄ…cych skarbni-czek, w którym siedziaÅ‚o trzech mężów: pan Kmicic, pan WoÅ‚odyjow-ski i pan ZagÅ‚oba.Skarbniczek zatrzymaÅ‚ siÄ™ nieco opodal, bo już tyle ludu natÅ‚oczyÅ‚osiÄ™ przed gankiem, że nie można byÅ‚o tuż dojechać.ZagÅ‚oba z WoÅ‚ody-jowskim wyskoczyli pierwsi i pomógÅ‚szy Kmicicowi zsiąść, zarazchwycili go pod ramiona. RozstÄ…pcie siÄ™!  krzyknÄ…Å‚ ZagÅ‚oba. RozstÄ…pić siÄ™!  powtórzyli laudaÅ„scy.Ludzie usunÄ™li siÄ™ zaraz, tak że Å›rodkiem tÅ‚umu utworzyÅ‚a siÄ™ pustadroga, po której wiedli Kmicica aż do ganku dwaj rycerze.On sÅ‚aniaÅ‚siÄ™ i blady byÅ‚ bardzo, ale szedÅ‚ z gÅ‚owÄ… podniesionÄ…, zarazem zmie-szany i szczęśliwy.OleÅ„ka oparÅ‚a siÄ™ o odrzwia i rÄ™ce opuÅ›ciÅ‚a bezwÅ‚adnie po sukni;lecz gdy byÅ‚ już blisko, gdy spojrzaÅ‚a w twarz tego mizeraka, który potylu latach rozÅ‚Ä…ki zbliżaÅ‚ siÄ™ oto jak Aazarz, bez kropli krwi w twarzy,wówczas szlochanie rozdarÅ‚o na nowo jej piersi.On ze sÅ‚aboÅ›ci; zeszczęścia i zmieszania nie wiedziaÅ‚ sam, co ma mówić, wiÄ™c wstÄ™pujÄ…cna ganek, powtarzaÅ‚ tylko przerywanym gÅ‚osem: A co, OleÅ„ka, a co?Ona zaÅ› obsunęła mu siÄ™ nagle do kolan. JÄ™druÅ›! ran twoich niegodnam caÅ‚ować!Ale w tej chwili wyczerpane siÅ‚y wróciÅ‚y rycerzowi, wiÄ™c porwaÅ‚ jÄ…z ziemi jak piórko i do piersi przycisnÄ…Å‚.Okrzyk jeden ogromny, od którego zadrżaÅ‚y Å›ciany domów i ostatkiliÅ›ci z drzew opadÅ‚y, zgÅ‚uszyÅ‚ wszystkie uszy.LaudaÅ„scy poczÄ™li palićz samopałów, czapki wylatywaÅ‚y w górÄ™, naokół widziaÅ‚eÅ› tylko unie-sione radoÅ›ciÄ… twarze, rozpalone oczy i otwarte usta wrzeszczÄ…ce: Vivat Kmicic! vivat Billewiczówna! Vivat mÅ‚oda para! Vivant dwie pary!  huczaÅ‚ ZagÅ‚oba:Ale gÅ‚os jego ginÄ…Å‚ w burzy ogólnej.Wodokty zmieniÅ‚y siÄ™ jakoby w obóz [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •