[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odpowiedziałem, żeby się całował wdupę.Nie powstrzymał się przed odpowiedzią, że sam go mogę pocałować.SchowałemGroundmoura i w samym Coremourze wleciałem w slot jego zbroi.System pancerzaprzetransportował mnie do jego Groundmour.Oczywiście spał.Położyłem się na fotelu obokniego.Jeszcze moment dewitalizacji i byłem drugim pilotem statku.Mario upomniał mnie,żebym mu nie przeszkadzał w pilotowaniu.Mogę obsługiwać działa, mogę wejść w Eyenet,ale wara od sterów.Cumulonimbus, który dotąd osłaniał Archimedesa, znikał, jakby topił się wpoziomych różowych promieniach zachodzącego słońca.Statek był już niemal caływidoczny.Dookoła eksplodowały zbroje Skymourów, wybuchały myśliwce wroga, spadałybombowce, zanurzając się w biały puch, kluczyły rakiety ciężkie i lżejsze, leciały w niebosalwy obrony przeciwlotniczej, przeszywając deszcz i podstawę chmury.Sześć zbroi Ranówzostało zniszczonych.Pole antyH Yotty było na wyczerpaniu.Znajdowali się na wysokościczterech tysięcy sześciuset metrów, gdy generatory ostatecznie się wyczerpały.Teraz statekbył narażony na każdy strzał.Gejzery celnych salw zaczęły wyorywać w ornamentowanymposzyciu rowy na podobieństwo pługów zagłębiających się w glebę.Rwały się secesyjnezdobienia, leciały drzazgi z akwamarynowych liter, pryskały okruchy rubinów.Ze slotówobronnych wychynęły wieże działowe.Kiedyś zastanawiano się i dyskutowano, czy jest sensmontować je na transportowcach.Teraz Dabrovsky nie miał wątpliwości, że to był bardzodobry pomysł.Wysłał pak do Felixa:- Skoczę teraz.Duran pokręcił głową.- Zabijesz wszystkich w porcie: tych, którzy obsługiwali Archimedesa podczas startu,tych, którzy obsługują działka przeciwlotnicze, zabijesz ludzi w budowlach pod nami wpromieniu dziesięciu, piętnastu kilometrów.Oddziaływanie skoku maleje z kwadratemodległości.Te czterysta metrów ma znaczenie.Ariel spojrzał na wykresy integralności poszycia.Czuł całym ciałem, jak pociski drąmu skórę, jak rakiety, niczym robaki, wrzynają się pod mięśnie.Skakać! Skakać! Ran wyczułjego stan i użył Siewcy.Ariel uspokoił się.Jego Sin i Dex weszli w menu dział, jemuzostawiając pilotaż.I wtedy Archimedes zamienił się w ognistego jeża.Działa, jak podwpływem adrenaliny, gnane furią Lewego i Prawego, zaczęły się kręcić, wybierać cele,otaczać wielki dysk falami złocistych serii.Felix Duran spojrzał w ekrany ukazujące sytuację dookoła statku.Jego Bracia zasłaniali Archimedesa własnymi ciałami.Maodzi i MaodAnowiejeden po drugim tracili pancerze.Ich diabły i anioły szarpały wroga, wywracały go imiażdżyły, ale Thirów było za dużo.Było ich za dużo.- Czarne Lwy! Do ataku! - słyszałem wrzaski w interkomie.- Pokażemy chłopczykomz Pierwszego, jak się walczy!- Dajecie czadu, koty - krzyknął ktoś z naszego Maodionu.- Brawo!- Tylko żyć! Tylko umierać!Kilkudziesięciu Ranów z Pierwszego i Szóstego zaczęło się głośno śmiać.Ogarnęłonas szaleństwo, bo przecież Ran znaczy Chaos.W sytuacji bez wyjścia, gdy znikąd nie byłoratunku, urosły nam skrzydła.Bo skrzydła rozwijają się nie wtedy, gdy jest pięknie isłonecznie, ale gdy jest najmroczniej i nie ma się na czym oprzeć.A kiedy wyrosną, ogarniacię radość.Taka jest tajemnica skrzydeł.Taylor też musiał to czuć, bo nagle jego Skymourprzeobraził się na podobieństwo tego jego A-10 i zaczął kręcić beczki, pętie, omijaćzgrupowania wroga, wbijać się w nie, znikał w chmurze, wyskakiwał, a ja, szczerząc zęby,zespolony z kilkudziesięcioma wieżami działowymi ulokowanymi na jego kadłubie iskrzydłach, waliłem we wroga i rozbijałem go.Jeszcze kilku, jeszcze kilku zniszczyć przedśmiercią.Wspólne poświęcenie zablizniło dawne rany.Aristoi zachęcali się wzajemnie dobohaterstwa, zasłaniali własnymi ciałami wielki statek, pomagali sobie, przyjmowali w zbrojeCoremoury tych, których wielkie pancerze uległy dezintegracji, powietrze cięły skrzydłademonów i anielic, ginęliśmy i śmialiśmy się, a śmiech gnał pod niebiosa.- Teraz ja! - wrzasnął na całe gardło Dred Stan, rozkrzyżowując ręce i przyjmując wswoje skymourowe ciało sznur rakiet.- Stan! Rotuj szybciej! Za wolno! - wrzasnąłem, ale było za pózno.Zbroja Ranarozpadła się, a jego duch uleciał w inny wymiar.- Kurwa! Nie tak! Nie tak! Trzeba się kręcić szybciej, żeby rakiety nie waliły w jednomiejsce!- %7łegnajcie.Tomo - wycharczał za chwilę Van Po.- To była piękna.Ginęliśmy w chwale i gówno mnie obchodzi, że była to chwała umierania.Gównomnie obchodzi.Działa obronne pojazdu nie były w stanie zrekompensować braku pola antyH.Myśliwce i bombowce rzucały się na Archimedesa jak muchy pragnące pożywić się wielkąpizzą.Aristoi z Szóstego i Pierwszego walczyli ramię w ramię, ale ich poświęcenie byłodaremne.Wtedy Felix poprosił swoje duchy opiekuńcze, by zasłoniły Archimedesa za wszelką cenę.Wszelką? - spytały.Wszelką, odparł Felix.Skrzydlate stwory otoczyły statek aurą świętości, której nie był w stanie przebić anipocisk, ani energia, ani myśl, ani złość.Felix uśmiechnął się, a gdy to zrobił, wyglądał jakanioł, którym z pewnością zawsze był.- Co to jest?!- Jezu, jak ten Yotta świeci!- Wybucha?!- Nie, to jakieś nowe pole!Gdy Archimedes dotarł do pułapu pięciu tysięcy metrów, zsynchronizował sygnałskoku z osłaniającymi go oddziałami i zniknął w hiperprzestrzeni, a za nim zniknęły stosześćdziesiąt dwa Skymoury.Felix zamknął oczy, by otworzyć je już nie na tym świecie.Ci, którzy widzieli całą tę bitwę, opowiadają, że zaraz potem, gdy Archimedes i jegobohaterscy obrońcy zniknęli, na niebie pojawiła się piękna tęcza.Do dzisiaj, gdy nadgłównym portem Achabu wykwita barwny łuk, mówi się, że to Felix Dur an pozdrawiapodróżnych z zaświatów.Laurus zarządził tot.Uprzedził, że to nie zabawa, nakazał pełne skupienie,przypomniał, że nie mamy Lewych i Prawych.Latacze wysłane przez Aowczego szły szybko,ponad dwa tysiące na hektę.Powinniśmy się spotkać za niecałe dziesięć mon tuż za góramiSierra Mądre.RanaR nakazał przyspieszenie i otwarcie ognia rakietowego.Wysłaliśmy rójcygar, przestrzeń między nami zamazała się od smug pozostawianych przez ruchliwe pociski.Statki wroga wysłały antypociski.Rytm.Przyzwyczaiłem się do rytmu wojny, dopowtarzających się cykli ataków, kontrataków, ciosów, obron, stało się to dla mnie chlebempowszednim, naturalnym jak wdech i wydech.Rakiety, antyrakiety, pociski, salwy, uniki,ataki, skoki, tarcze, strzały, osłony, zaczajenia, wypady, zwiady, powroty, przegrupowania,nawroty.To wszystko stało się moją mową.Tak jak człowiek posługuje się słowami,zapominając, że ich używa, moim językiem stał się rytm walki.Oddychałem nim, drżał mipod skórą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •