[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobi wszystko, by pokrzyżować muplany.Zbliżył się do budynku, w którym mieściła się pracownia krawiecka i sklep.Z wnętrza dobiegł go głos Boyda Barlowa:- Zatrzymaj się, szeryfie.Ani kroku dalej.Najpierw podnieś ręce do góry.Quent zrobił, co mu kazano, i czekał.Otworzyły się drzwi.Wszedł do środka.Pokój był pogrążony w mroku.Quent rozejrzał się, ale dostrzegł tylko niewyraznekształty.Rozległ się trzask zapalanej zapałki.Od płomyka zajął się knot.W świetle lampyQuent dojrzał Boyda Barlowa.Ramię bandziora otaczało szyję Rubinu, a lufa jego rewolwerudotykała jej skroni.- Odwagi, szeryfie.Zaraz rozpocznie się zabawa - zachichotał Boyd.Quent zrobił kilka kroków do przodu.Chciał sprawdzić, czy Rubin nie jest ranna.Zgodnie z tym, co powiedziała Patience, zobaczył siniak na jej czole i ślady krwi natwarzy.- Musiałem nauczyć twoją pięknotkę, że ma słuchać rozkazów - odezwał się Boyd.-Zresztą nauka wchodzi jej dość łatwo do głowy.Prawda, kobieto? - Ponieważ milczała,mocniej ścisnął ramieniem jej szyję, tak iż zaczęła się dusić.- Wiesz, że nie lubię powtarzaćniczego dwa razy.Uczysz się szybko, prawda?- Tak - wykrztusiła.- Grzeczna dziewczynka.- Przeniósł wzrok na Quenta.- Tobie też powiem tylko razto, co mam do powiedzenia.A jeśli nie zrobisz tego, zapłaci za to twoja kobieta.Rozumiemysię?Szeryf skinął głową.- Wyrażasz się jasno, Barlow.- Czy masz przy sobie broń? Quent pokręcił przecząco głową. - W porządku.- Boyd machnął rewolwerem.- A teraz stań w tamtym kącie.Będzieszmiał dobry widok.Popatrzysz, jak sobie używam z panną Jewel w pościeli.- Zacząłprzesuwać się wraz z Rubinem w stronę łóżka.- Pewnie gziłeś się z nią tu wiele razy.Terazzobaczysz, jak to robi prawdziwy mężczyzna.Quent kątem oka dostrzegł leżącego na podłodze Neville'a Oakleya.Ciekaw był, czybiedak jeszcze żyje.Tymczasem Rubin, brutalnie pchnięta, padła na łóżko.Boyd Barlow triumfował.Nie bez przyczyny mówiono, że zemsta jest rozkosząbogów.Mógł napawać się do woli widokiem bezsilności szeryfa i jego upokorzenia.Bydodać mu jeszcze cierpień, zadarł jednym szarpnięciem spódnicę Rubinu, odsłaniając jej nogiaż po kształtne uda.- Być może po tym, co zrobię z twoją kobietą, znajdzie dobrze płatną pracę w knajpieBucka.Dotknął wolną dłonią obnażonego uda Rubinu i zaczaj: je gładzić od wewnętrznejstrony.Poczuł, że jego męskość twardnieje.Zapowiadała się świetna zabawa.Użyje sobie,podczas gdy tamten facet będzie wił się niczym karaluch przekłuty szpilką.- Gładka jesteś, kobieto.Chcę zobaczyć więcej.- Właściwie tak naprawdę ciekawił gowidok twarzy szeryfa.Chęć zemsty była silniejsza od pożądania.- Zrzuć te fatałaszki i pokaż,co skrywasz pod nimi.Rubin posłusznie zaczęła rozpinać guziki sukienki.Och, wyraz twarzy Quenta Reganawart był tych tygodni czekania i obmyślania szczegółów odwetu.- Nieuchronnie zbliża się chwila, kiedy nie będziesz mógł odżałować tego, że zabiłeśmojego brata - powiedział Boyd z satysfakcją w głosie.- Jeżeli nawet trafiła go kula z mojego rewolweru - rzekł Quent ściszonym, niemalspokojnym głosem - to ty zadecydowałeś o jego śmierci.- Co?! - Boyd aż podskoczył.Gniew wykrzywił mu twarz.- Wyrażam się chyba jasno - odparł Quent przez zaciśnięte zęby.- Ward byłnieokrzesanym dzieciakiem; rozrabiaką i awanturnikiem, ale nie był zabójcą.Chciał być takijak ty.To ty bezpośrednio przyczyniłeś się do jego śmierci, Boyd.Ty i twój genialny planzdobycia sławy poprzez zabicie szeryfa.Gdybyś nie zaplanował tej zasadzki, twój brat wciążby żył.Piłby teraz zapewne w jakimś saloonie lub może zadawałby sobie w tej chwili pytanie,czy nie lepiej spoważnieć, ożenić się i dochować się potomstwa. - Jedno wielkie kłamstwo! Jesteś cholernym kłamcą! - Boyda opanował szał.Zapomniał o Rubinie.Mgła przesłoniła mu oczy.- Odwołaj to! Słyszysz? Odwołaj tonatychmiast! Nie zabiłem Warda.Ty to zrobiłeś, ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •