[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno się uśmiejesz, Esko, ale dowiedziałem się czegośo tobie. Czego? zapytał Esko z wymuszonym uśmiechem. Jesteś naprawdę dobrym architektem, prawda? Mistrzem w swojej dziedzinie.Kiedyzleciłem ci budowę i dekorację klubów, myślałem, że robię ci uprzejmość.Nic nierozumiałem.Teraz nie jestem już takim durniem.Oto, co ci proponuję.Niedawno kupiłem wConnecticut działkę o powierzchni trzystu akrów.Moja żona znowu jest w ciąży i wkrótceurodzi nasze trzecie dziecko.Chcę wybudować dla niej dom, nowy i naprawdę piękny.Pozatym urządza mnie, że będzie mieszkała w Connecticut.To wystarczająco daleko.Rozumiesz,o co mi chodzi?Esko uśmiechnął się, tym razem zupełnie szczerze. Ruthie kaprysi? Sam nie wiem, co jest z tą czarną dziewczyną.Owinęła mnie sobie dookoła palca.Chyba robię się miękki na starość&Esko spojrzał na niego z rozbawieniem.Mantilini miał teraz dwadzieścia siedem lat. I co ty na to? Z radością wybuduję dom dla ciebie. Naprawdę? Jasne. To wspaniale. Mantilini uśmiechnął się lekko, prawie nieśmiało. Mam parę spraw dozałatwienia w Europie.Pomyślałem sobie, że moglibyśmy popłynąć tym samym statkiem.Omówilibyśmy wtedy wszystkie szczegóły, no i poznałbyś moją żonę.Esko skinął głową.Nie widział żadnego powodu, aby odmawiać.Samolot buczał jak wielki bąk, lecąc wzdłuż rzeki Hudson.Niedługo potem ujrzeli w doleNowy Jork.Gdy byli nad Harlemem, Esko pomyślał, jak solidne, logiczne i w pełnizrozumiałe wydawało się miasto widziane z lotu ptaka.Wyglądało jak dobrze rozrysowanyplan, siatka ulic była wyrazna i czytelna.Skręcili ku East River, której spokojne wody pruławłaśnie węglowa barka.Tuż za barką podążał holownik, dumnie wypuszczając w powietrzepióropusz białego dymu, a w porcie czekały statki towarowe.Esko już z daleka zobaczył swójdrapacz chmur, który wydawał się wznosić na powitanie.Charlie dotknął kapelusza i odwrócił się do nich z uśmiechem. Czy o to chodziło? zapytał.Mantilini kiwnął głową. Tak.Właśnie to chcemy zobaczyć. Wyłączę silnik.Samolot sunął dalej w zupełnej ciszy, popychany przez wiatr.Charlie zbliżył się dodrapacza chmur i powoli schodził coraz niżej, aż wreszcie Esko ujrzał za oknem, w odległościjakichś pięćdziesięciu metrów, sylwetkę człowieka.Stał na belce, którą wielki żuraw dzwigałna szczyt budynku, gdzie czterech innych czekało, aby przygotować belkę dla nitowaczy.Belka przechyliła się, kiedy stojący na niej robotnik postąpił naprzód i nakierował jej koniecku czekającym, którzy szybko zakotwiczyli ją metalowym łańcuchem.Potem mężczyznazeskoczył na najwyższą część stalowej konstrukcji. Pamiętasz? odezwał się Mantilini, kręcąc głową. Mówię ci, Esko, nigdy niewróciłbym do tej roboty, za żadne skarby świata.Czy ktoś już zginął przy budowie twojegowieżowca?Esko podniósł pięść z mocno zaciśniętym kciukiem. Nie? To prawdziwe szczęście.Silnik ożył i Charlie wszedł wyżej, ustawiając maszynę pod takim kątem, aby Esko mógłspojrzeć w dół z innej perspektywy.Po obu stronach centralnego drapacza chmur trwałyjeszcze roboty ziemne pod budowę szpitala, wielkiego hotelu, teatru i mniejszych biurowców.Sam wieżowiec osiągnął już prawie pełną wysokość.Czterdzieści pięć pięter obłożonopięknym, drogim kamieniem wapiennym z Indiany, natomiast najwyższa część konstrukcjibyła jeszcze naga i przypominała stalową klatkę.Wstawiono już niektóre okna i ich szybybłyszczały w słońcu.Kiedy samolot okrążał plac budowy, Esko zauważył cztery ciężarówki zwielkimi, otwartymi przyczepami, które jedna za drugą podjeżdżały do ogrodzenia.Jegodrapacz chmur był rzeczywisty, prawdziwy.Zwiat godności, nowych możliwości i jasnegoświatła, którego był symbolem, z każdym dniem wznosił się coraz wyżej, teraz zaś Eskokrążył wokół niego na pokładzie samolotu.Ten świat zapadał w duszę Esko, budząc w niejuczucie bliskie ekstazy.Mantilini zobaczył na twarzy Esko wyraz dumy oraz wielkiej radości. Ja jestem tylko jednym ze środków, za pomocą których osiągnąłeś swój cel, Esko powiedział gangster. I jestem z tego dumny.Teraz widzę zwieńczenie dzieła.To zupełniejak z Lindym& Twój drapacz chmur też będzie przypominał ludziom o tym, co w Amerycenajlepsze.2 Dziękuję, że w końcu zgodziłeś się na drugi wywiad powiedziała Marion Bennett.Stała oparta o biurko O Geehana w biurze kierownika budowy, stalowej budce przytulonej dostóp wieżowca.W ręku trzymała papierosa, ubrana była w szerokie szare spodnie, szare butyw męskim stylu oraz białą bluzkę z mnóstwem falbanek.Paznokcie pomalowała krwiścieczerwonym lakierem. Dobrze wyglądasz, Esko.A twój drapacz chmur& Cóż, jestemcałkowicie zaskoczona, kochanie.Nie spodziewałam się, że urośnie tak szybko. Nie marnujemy czasu rzekł Esko, wskazując ścianę budki, na której przypiętorozrysowany przez niego i O Geehana plan budowy, z różnokolorowymi liniami, którekrzyżowały się i nakładały na siebie, a każda z nich przedstawiała inny etap prac [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Na pewno się uśmiejesz, Esko, ale dowiedziałem się czegośo tobie. Czego? zapytał Esko z wymuszonym uśmiechem. Jesteś naprawdę dobrym architektem, prawda? Mistrzem w swojej dziedzinie.Kiedyzleciłem ci budowę i dekorację klubów, myślałem, że robię ci uprzejmość.Nic nierozumiałem.Teraz nie jestem już takim durniem.Oto, co ci proponuję.Niedawno kupiłem wConnecticut działkę o powierzchni trzystu akrów.Moja żona znowu jest w ciąży i wkrótceurodzi nasze trzecie dziecko.Chcę wybudować dla niej dom, nowy i naprawdę piękny.Pozatym urządza mnie, że będzie mieszkała w Connecticut.To wystarczająco daleko.Rozumiesz,o co mi chodzi?Esko uśmiechnął się, tym razem zupełnie szczerze. Ruthie kaprysi? Sam nie wiem, co jest z tą czarną dziewczyną.Owinęła mnie sobie dookoła palca.Chyba robię się miękki na starość&Esko spojrzał na niego z rozbawieniem.Mantilini miał teraz dwadzieścia siedem lat. I co ty na to? Z radością wybuduję dom dla ciebie. Naprawdę? Jasne. To wspaniale. Mantilini uśmiechnął się lekko, prawie nieśmiało. Mam parę spraw dozałatwienia w Europie.Pomyślałem sobie, że moglibyśmy popłynąć tym samym statkiem.Omówilibyśmy wtedy wszystkie szczegóły, no i poznałbyś moją żonę.Esko skinął głową.Nie widział żadnego powodu, aby odmawiać.Samolot buczał jak wielki bąk, lecąc wzdłuż rzeki Hudson.Niedługo potem ujrzeli w doleNowy Jork.Gdy byli nad Harlemem, Esko pomyślał, jak solidne, logiczne i w pełnizrozumiałe wydawało się miasto widziane z lotu ptaka.Wyglądało jak dobrze rozrysowanyplan, siatka ulic była wyrazna i czytelna.Skręcili ku East River, której spokojne wody pruławłaśnie węglowa barka.Tuż za barką podążał holownik, dumnie wypuszczając w powietrzepióropusz białego dymu, a w porcie czekały statki towarowe.Esko już z daleka zobaczył swójdrapacz chmur, który wydawał się wznosić na powitanie.Charlie dotknął kapelusza i odwrócił się do nich z uśmiechem. Czy o to chodziło? zapytał.Mantilini kiwnął głową. Tak.Właśnie to chcemy zobaczyć. Wyłączę silnik.Samolot sunął dalej w zupełnej ciszy, popychany przez wiatr.Charlie zbliżył się dodrapacza chmur i powoli schodził coraz niżej, aż wreszcie Esko ujrzał za oknem, w odległościjakichś pięćdziesięciu metrów, sylwetkę człowieka.Stał na belce, którą wielki żuraw dzwigałna szczyt budynku, gdzie czterech innych czekało, aby przygotować belkę dla nitowaczy.Belka przechyliła się, kiedy stojący na niej robotnik postąpił naprzód i nakierował jej koniecku czekającym, którzy szybko zakotwiczyli ją metalowym łańcuchem.Potem mężczyznazeskoczył na najwyższą część stalowej konstrukcji. Pamiętasz? odezwał się Mantilini, kręcąc głową. Mówię ci, Esko, nigdy niewróciłbym do tej roboty, za żadne skarby świata.Czy ktoś już zginął przy budowie twojegowieżowca?Esko podniósł pięść z mocno zaciśniętym kciukiem. Nie? To prawdziwe szczęście.Silnik ożył i Charlie wszedł wyżej, ustawiając maszynę pod takim kątem, aby Esko mógłspojrzeć w dół z innej perspektywy.Po obu stronach centralnego drapacza chmur trwałyjeszcze roboty ziemne pod budowę szpitala, wielkiego hotelu, teatru i mniejszych biurowców.Sam wieżowiec osiągnął już prawie pełną wysokość.Czterdzieści pięć pięter obłożonopięknym, drogim kamieniem wapiennym z Indiany, natomiast najwyższa część konstrukcjibyła jeszcze naga i przypominała stalową klatkę.Wstawiono już niektóre okna i ich szybybłyszczały w słońcu.Kiedy samolot okrążał plac budowy, Esko zauważył cztery ciężarówki zwielkimi, otwartymi przyczepami, które jedna za drugą podjeżdżały do ogrodzenia.Jegodrapacz chmur był rzeczywisty, prawdziwy.Zwiat godności, nowych możliwości i jasnegoświatła, którego był symbolem, z każdym dniem wznosił się coraz wyżej, teraz zaś Eskokrążył wokół niego na pokładzie samolotu.Ten świat zapadał w duszę Esko, budząc w niejuczucie bliskie ekstazy.Mantilini zobaczył na twarzy Esko wyraz dumy oraz wielkiej radości. Ja jestem tylko jednym ze środków, za pomocą których osiągnąłeś swój cel, Esko powiedział gangster. I jestem z tego dumny.Teraz widzę zwieńczenie dzieła.To zupełniejak z Lindym& Twój drapacz chmur też będzie przypominał ludziom o tym, co w Amerycenajlepsze.2 Dziękuję, że w końcu zgodziłeś się na drugi wywiad powiedziała Marion Bennett.Stała oparta o biurko O Geehana w biurze kierownika budowy, stalowej budce przytulonej dostóp wieżowca.W ręku trzymała papierosa, ubrana była w szerokie szare spodnie, szare butyw męskim stylu oraz białą bluzkę z mnóstwem falbanek.Paznokcie pomalowała krwiścieczerwonym lakierem. Dobrze wyglądasz, Esko.A twój drapacz chmur& Cóż, jestemcałkowicie zaskoczona, kochanie.Nie spodziewałam się, że urośnie tak szybko. Nie marnujemy czasu rzekł Esko, wskazując ścianę budki, na której przypiętorozrysowany przez niego i O Geehana plan budowy, z różnokolorowymi liniami, którekrzyżowały się i nakładały na siebie, a każda z nich przedstawiała inny etap prac [ Pobierz całość w formacie PDF ]