[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnym razem teżsobie kupię.- Cieszę się, żeci smakowało.Przełknął i otarł serwetką kąciki ust.- Posłuchaj, Bob.Jestem posłańcem, nie czarodziejem.Nie umiem sprawić,żebyrozstąpiło się morze, nie zamieniam kijów wwęże,nie sprowadzamognia z nieba - nic z tychrzeczy.Tonie leży w zakresie moich obowiązków.Ja poprostu dużo o tobie wiem.- Co na przykład?'- Ato,że twój wydawca chce, abyś napisał kontynuacjęDoskonałegodnia, co,zważywszy na okoliczności,nie bardzojest ci na rękę.Wiem, żelecisz do domu klasą biznes, bo udałosię zmienić rezerwację, i żetwoja córeczka dziś po południuzadebiutujejako aktorka w szkolnymprzedstawieniu z okazji Zwięta Dziękczynienia, czego ty, przykro tomówić, nie będziesz mógł zobaczyć.- Napił się kawy.-Tyle na początek.Nie mogłem wykrztusić słowa.Siedziałem i gapiłemsięna niego zdumionyMichael przybrał nagle skupiony wyraz twarzy- Nie zależy mi na tym, żebyś akurat mnie uwierzył.Mojaosoba nie ma tu nic do rzeczy Nie przyszedłem tu po to,żebyzasłużyć na skrzydła aninic takiego.Nawiasem mówiąc,co zaidiotyczny pomysł.Jakby anioły miałyskrzydła.Zresztą całyten anielski folklor to jedna wielka bzdura.Do spółki z zajączkiem wielkanocnym.Ale to tak na marginesie.Tu chodziociebie.Totobie czas ucieka, więc jeżeli chcesz zmarnować tęresztkę, która cipozostała, proszę bardzo.- Wstałi rzucił nastół dwie jednodolarówki.-To za ciasteczko.Do zobaczenia.- Kiedy?-Jak będziesz gotów, żeby przestać tracić czas.Gdy odszedł, mój dotychczasowy sceptycyzmzastąpiłonowe uczucie -strach.^Rozdział 47j^ł^^^, ^Allyson siedziała w trzecim rzędzie auli szkoły podstawowejMeadow Moor i czekała na rozpoczęcie spektaklu, któryprzygotowalipierwszoklasiści z okazji Zwięta Dziękczynienia.Salę wypełniał gwar rozmówzaaferowanychrodziców,kursujących międzyrzędami lub kucających pod sceną, żebyzająć jak najlepsząpozycję dorobieniazdjęć.Bordowa kurtyna wciąż była opuszczona, a na pustej scenie stałjedyniestatyw zmikrofonem.Allyson zajęła miejscez brzegu, blisko środka widowni.Na kolanach trzymała kamerę.Nagle obokniej przykucnęła tęga, siwakobieta.Jej szeroka, podekscytowana twarz stanowiła odpowiednie tło dlajaskrawego makijażu.- Przepraszam, czy pani nie jest przypadkiemżoną RobertaMasonaHarlana?Użycie wszystkich trzech członównazwiska natychmiastzdradziło jejintencje.Allyson odwróciła głowę.- Tak, to ja.Kobieta usiadła zanią i nachyliła się.- Jestem wielbicielkąpani męża.Allyson zmusiła się do lekkiego uśmiechu.- Na pewno byłoby mu przyjemnieto usłyszeć.-Wczoraj cały wieczór przepłakałam, czytając tę jegoksiążkę.I to drugi raz.-Przyłożyła rękę do piersi.- Jak onto robi,że potrafi tak poruszyć duszę kobiety, to naprawdęnie mampojęcia.Pani to maszczęście.- O tak,on umie budzić emocje -przyznałaAllyson.Spojrzałaprzedsiebie,tłumiącprawdziwe uczucia.Na szczęś212cięakurat wtedy do mikrofonu podeszła dyrektorka szkoły.- Chyba będą zaczynać. -Czy ontu jest?- szepnęła kobieta.- Nie.Wyjechał wtrasę promocyjną.Kobieta nie kryła rozczarowania.- No cóż, wtakim razie proszę go serdecznie pozdrowić.Poszła sobie, Allyson odetchnęłaz ulgą.Pani dyrektorpodziękowała ze sceny nauczycielom i personelowi szkoły,atakże rodzicom, którzypomagali w przygotowaniu przedstawienia.Kurtyna powędrowała w górę ioczom widzów ukazałsię wielki głaz zmasy papierowej z napisem "PlymouthRock"'.Już po kilku minutachzza kulis wyłoniła się Carsonubrana w kostium zepoki pierwszych osadników.Miałana sobie fartuszek i czepek, któryniechcący stał się bohateremwieczoru.W pewnym momencie zaczął jej się zsuwaćz głowy, lecz Carsonprzytrzymała go ręką i dalej dzielniebrnęła przez swój tekst.Potem jednak upadł na podłogę,a jeden z chłopców, przebranyzaIndianina,poślizgnąłsięna nim.Rozpłakał się, więc na scenę wbiegła nauczycielka,żeby go stamtądzabrać.Wtedy Carson podniosłaczepeki znów przytrzymując goręką,wypowiedziała najważniejszą kwestię swej roli:- Wiele rzeczy, za które powinniśmybyć wdzięczni.Allysonwymknęłasięz widowni, zanim rozbłysły światłai ktokolwiek mógłją zaczepić.Weszła za kulisy iznalazłacórkę wraz z grupą pozostałych dzieci, które wwielkim zamieszaniuzdejmowały kostiumy- Mamo!Mamo!- zawołała Carson na widok Allyson.- Widziałaśmnie?Widziałaś?- Oczywiście, córeczko.Wypadłaś wspaniale.Byłam z ciebie bardzo dumna.Plymouth Rock - pierwsza osada pielgrzymów, którzy przypłynęli doAmeryki na statku "Mayflower".Od nich wywodzisię tradycja obchodów ZwiętaDziękczynienia. 213.- Czepek mi zleciał.Ale założyłam go znowu, jak Tanner się przewrócił.- Nic mu się nie stało?-Płacze.- Rozejrzała się.-Gdzie tatuś?Allysonukryła swoje niezadowolenie.- Jego samolot miaławarię w Nowym JorkuAle wzięłam ze sobąkamerę i wszystko nagrałam.Jak wróci, torazemobejrzymy kasetę.Wiesz, jakon uwielbia cię oglądać.- Uhm.Nie lubi opuszczać moich występów.- Nie, nie lubi.Bardzo cię kocha, A wiesz, co by terazpowiedział,gdyby tubył?Carson pokręciła głową.- Powiedziałby: "Trzeba to uczcić.Idziemy na lody"Mała się uśmiechnęła.- No to chodzmy, mamusiu.Rozdział 48Arcadia dość wcześnie zamknęła swoje biura przeddługimweekendem i wszyscy moi nowojorscy znajomi wyjechali z miasta.Pewnieteż iMichael, ponieważ - jeśli nie liczyćzłowieszczej liczbypojawiającej się codziennie na ekraniekomputera - nie miałem od niegożadnych wieści.Byłemciekaw, czy mnie znajdziew Utah, ale wydawało mi siętoraczejmało prawdopodobne.Poleciałem tam wprzeddzieńZwięta Dziękczynienia.Podróż upłynęłaspokojnie, większość czasu przespałem.Wylądowałem tuż po siódmej - po zmroku - czując się taknieswojo,jakbymwciąż znajdował się w trasie.Myślałem,czy by nie zajrzećdo domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Następnym razem teżsobie kupię.- Cieszę się, żeci smakowało.Przełknął i otarł serwetką kąciki ust.- Posłuchaj, Bob.Jestem posłańcem, nie czarodziejem.Nie umiem sprawić,żebyrozstąpiło się morze, nie zamieniam kijów wwęże,nie sprowadzamognia z nieba - nic z tychrzeczy.Tonie leży w zakresie moich obowiązków.Ja poprostu dużo o tobie wiem.- Co na przykład?'- Ato,że twój wydawca chce, abyś napisał kontynuacjęDoskonałegodnia, co,zważywszy na okoliczności,nie bardzojest ci na rękę.Wiem, żelecisz do domu klasą biznes, bo udałosię zmienić rezerwację, i żetwoja córeczka dziś po południuzadebiutujejako aktorka w szkolnymprzedstawieniu z okazji Zwięta Dziękczynienia, czego ty, przykro tomówić, nie będziesz mógł zobaczyć.- Napił się kawy.-Tyle na początek.Nie mogłem wykrztusić słowa.Siedziałem i gapiłemsięna niego zdumionyMichael przybrał nagle skupiony wyraz twarzy- Nie zależy mi na tym, żebyś akurat mnie uwierzył.Mojaosoba nie ma tu nic do rzeczy Nie przyszedłem tu po to,żebyzasłużyć na skrzydła aninic takiego.Nawiasem mówiąc,co zaidiotyczny pomysł.Jakby anioły miałyskrzydła.Zresztą całyten anielski folklor to jedna wielka bzdura.Do spółki z zajączkiem wielkanocnym.Ale to tak na marginesie.Tu chodziociebie.Totobie czas ucieka, więc jeżeli chcesz zmarnować tęresztkę, która cipozostała, proszę bardzo.- Wstałi rzucił nastół dwie jednodolarówki.-To za ciasteczko.Do zobaczenia.- Kiedy?-Jak będziesz gotów, żeby przestać tracić czas.Gdy odszedł, mój dotychczasowy sceptycyzmzastąpiłonowe uczucie -strach.^Rozdział 47j^ł^^^, ^Allyson siedziała w trzecim rzędzie auli szkoły podstawowejMeadow Moor i czekała na rozpoczęcie spektaklu, któryprzygotowalipierwszoklasiści z okazji Zwięta Dziękczynienia.Salę wypełniał gwar rozmówzaaferowanychrodziców,kursujących międzyrzędami lub kucających pod sceną, żebyzająć jak najlepsząpozycję dorobieniazdjęć.Bordowa kurtyna wciąż była opuszczona, a na pustej scenie stałjedyniestatyw zmikrofonem.Allyson zajęła miejscez brzegu, blisko środka widowni.Na kolanach trzymała kamerę.Nagle obokniej przykucnęła tęga, siwakobieta.Jej szeroka, podekscytowana twarz stanowiła odpowiednie tło dlajaskrawego makijażu.- Przepraszam, czy pani nie jest przypadkiemżoną RobertaMasonaHarlana?Użycie wszystkich trzech członównazwiska natychmiastzdradziło jejintencje.Allyson odwróciła głowę.- Tak, to ja.Kobieta usiadła zanią i nachyliła się.- Jestem wielbicielkąpani męża.Allyson zmusiła się do lekkiego uśmiechu.- Na pewno byłoby mu przyjemnieto usłyszeć.-Wczoraj cały wieczór przepłakałam, czytając tę jegoksiążkę.I to drugi raz.-Przyłożyła rękę do piersi.- Jak onto robi,że potrafi tak poruszyć duszę kobiety, to naprawdęnie mampojęcia.Pani to maszczęście.- O tak,on umie budzić emocje -przyznałaAllyson.Spojrzałaprzedsiebie,tłumiącprawdziwe uczucia.Na szczęś212cięakurat wtedy do mikrofonu podeszła dyrektorka szkoły.- Chyba będą zaczynać. -Czy ontu jest?- szepnęła kobieta.- Nie.Wyjechał wtrasę promocyjną.Kobieta nie kryła rozczarowania.- No cóż, wtakim razie proszę go serdecznie pozdrowić.Poszła sobie, Allyson odetchnęłaz ulgą.Pani dyrektorpodziękowała ze sceny nauczycielom i personelowi szkoły,atakże rodzicom, którzypomagali w przygotowaniu przedstawienia.Kurtyna powędrowała w górę ioczom widzów ukazałsię wielki głaz zmasy papierowej z napisem "PlymouthRock"'.Już po kilku minutachzza kulis wyłoniła się Carsonubrana w kostium zepoki pierwszych osadników.Miałana sobie fartuszek i czepek, któryniechcący stał się bohateremwieczoru.W pewnym momencie zaczął jej się zsuwaćz głowy, lecz Carsonprzytrzymała go ręką i dalej dzielniebrnęła przez swój tekst.Potem jednak upadł na podłogę,a jeden z chłopców, przebranyzaIndianina,poślizgnąłsięna nim.Rozpłakał się, więc na scenę wbiegła nauczycielka,żeby go stamtądzabrać.Wtedy Carson podniosłaczepeki znów przytrzymując goręką,wypowiedziała najważniejszą kwestię swej roli:- Wiele rzeczy, za które powinniśmybyć wdzięczni.Allysonwymknęłasięz widowni, zanim rozbłysły światłai ktokolwiek mógłją zaczepić.Weszła za kulisy iznalazłacórkę wraz z grupą pozostałych dzieci, które wwielkim zamieszaniuzdejmowały kostiumy- Mamo!Mamo!- zawołała Carson na widok Allyson.- Widziałaśmnie?Widziałaś?- Oczywiście, córeczko.Wypadłaś wspaniale.Byłam z ciebie bardzo dumna.Plymouth Rock - pierwsza osada pielgrzymów, którzy przypłynęli doAmeryki na statku "Mayflower".Od nich wywodzisię tradycja obchodów ZwiętaDziękczynienia. 213.- Czepek mi zleciał.Ale założyłam go znowu, jak Tanner się przewrócił.- Nic mu się nie stało?-Płacze.- Rozejrzała się.-Gdzie tatuś?Allysonukryła swoje niezadowolenie.- Jego samolot miaławarię w Nowym JorkuAle wzięłam ze sobąkamerę i wszystko nagrałam.Jak wróci, torazemobejrzymy kasetę.Wiesz, jakon uwielbia cię oglądać.- Uhm.Nie lubi opuszczać moich występów.- Nie, nie lubi.Bardzo cię kocha, A wiesz, co by terazpowiedział,gdyby tubył?Carson pokręciła głową.- Powiedziałby: "Trzeba to uczcić.Idziemy na lody"Mała się uśmiechnęła.- No to chodzmy, mamusiu.Rozdział 48Arcadia dość wcześnie zamknęła swoje biura przeddługimweekendem i wszyscy moi nowojorscy znajomi wyjechali z miasta.Pewnieteż iMichael, ponieważ - jeśli nie liczyćzłowieszczej liczbypojawiającej się codziennie na ekraniekomputera - nie miałem od niegożadnych wieści.Byłemciekaw, czy mnie znajdziew Utah, ale wydawało mi siętoraczejmało prawdopodobne.Poleciałem tam wprzeddzieńZwięta Dziękczynienia.Podróż upłynęłaspokojnie, większość czasu przespałem.Wylądowałem tuż po siódmej - po zmroku - czując się taknieswojo,jakbymwciąż znajdował się w trasie.Myślałem,czy by nie zajrzećdo domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]