[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogarnęło ją mile ciepełko i ociężałość.Rozgrzebanełóżko ciągnęło jak magnes, ale przegrało ze skąpanym w słońcuparkiem za oknem.Postanowiła bowiem, że pierwszego pogodnegodnia wybierze się na spacer do Chyliczek, żeby obejrzeć dom, wktórym jej matka, córka i wnuki spędzili wojnę.Teraz są tak daleko i nie wie, kiedy ich znowu zobaczy.A w ogóle toco ją jeszcze czeka? Nie dość, że sama się starzeje, to jeszcze wszystkowokół niej robi się coraz starsze.Dlaczego, dlaczego musi być z dalaod dzieci? Gdyby to był normalny kraj, wszystko byłoby inaczej.Ach, szkoda gadać! Muszę o tym napisać.Obiecawszy to sobie, ubrałasię szybko i wyszła.Nie minęło nawet piętnaście minut, a już przemierzyła ogród.Byłniezle zagospodarowany.Grządki zagrabione, tylko na kartofliskuwidać jeszcze było ślady po niedawnych wykopkach.A pod drzewamiławeczki, wprawdzie teraz puste, ale latem wszystkie, tak jak i altanki,z pewnością zawsze pozajmowane.Nieśpiesznie skierowała się dobramy.Minęła chlewnię i zagrody dla drobiu.Chciała od razu przejść na drugą stronę drogi, ale furtka na torywąskotorówki była zamknięta, bo oto właśnie do przystanku DomArtysty Weterana" sapiąc i zgrzytając zbliżała się kolejka.Umożliwiała ona, to prawda, łatwość wydostania się stąd do Warszawyi Piaseczna, ale była też utrapieniem tych mieszkańców Domu, którychokna wychodziły na jej trasę.Jej gwizdy i hałasy zakłócały im spokój,dopóki do nich nie przywykli, jeśli w ogóle było to możliwe.Pokonywała niezliczoną ilość zabłoconych dróżek między domkami,domami i zrujnowanymi rezydencjami pamiętającymi lepsze czasy.Nigdy od tej strony tam nie szła, bo od następnego przystanku kolejkibyło o wiele bliżej.Dopiero kiedy dotarła do rzeczki o zarośniętychchwastami brzegach, znalazła nieco szerszą dróżkę, nazwaną szumnie ulicą".Bez trudu odnalazła interesującą ją posesję.Za płotem, tu iówdzie poprzewracanym, rosły wysokie tuje, a spoza nich widać byłojednopiętrowy dom o płaskim dachu, odrapanych, złaknionychremontu ścianach, z oszklonymgankiem.Za domem stały jeszcze jakieś niskie zabudowania obro-śnięte winoroślą. Raj utracony" moich wnuków - myślała Maja wyglądając zza tui.-Chyba tylko ogród, bo ta ruina.A jednak przetrwali tu wojnę.Skoroudało się wtedy, skoro mogliśmy się po wojnie połączyć, może i teraztak będzie - próbowała dodać sobie otuchy Otarła łzy i wyszła przezdziurę w płocie na drogę.Z przeciwka, zręcznie omijając kałuże, podążał w jej kierunku jakiśczłowiek.W sfatygowanej czarnej dyplomatce, zestawionejnonszalancko z czapką uszatką, w wełnianych bryczesach koloru khakii lśniących u góry, a zabłoconych niemiłosiernie u dołu oficerkachprezentował się oryginalnie.Co za ekstrawagancki młodzieniec! - pomyślała przyglądając się jegobutom, bo zdawało się jej.- ależ tak! Rzeczywiście ma ostrogi! A to cidopiero!Oficerki z ostrogami zbliżyły się do niej na odległość dwóch metrów istanęły jak wryte.Podniosła oczy.Teraz i ona stanęła jak wryta,ponieważ ekstrawagancki młodzieniec" okazał się stary.Bardzo stary,na pewno starszy od niej.Patrzyli na siebie zaskoczeni.- Pani Maja??? Pani Maja Tarnowska? To być nie może!- Czy my się znamy? - odpowiedziała jeszcze bardziej zaskoczona,ale zaraz umilkła, bo rzeczywiście w rysach czy też raczej w barwiegłosu starca było coś znajomego.- Ależ tak! Naturalnie, że się znamy, nie poznaje mnie pani? RafałJastrzębiec-Dunin.Oczywiście, że znała to nazwisko, ale kojarzyło się jej z czarującymmężczyzną w sile wieku.Ten wyglądał niemal jak jego ojciec.Wstyd jej było, że tak pomyślała.Zastanawiała się, co powiedzieć,żeby wybrnąć z niezręcznej sytuacji, gdy on niespodziewanie wybawiłją z kłopotu.- Ostatni raz widzieliśmy się w lokalu konspiracyjnym na SaskiejKępie, czyli w pani mieszkaniu, którego pani była uprzejma użyczać.To było wyjątkowe i brzemienne w skutki spotkanie z adiutantemgenerała Fieldorfa wiosną 1943 roku.Właśnie w związku z nim, toznaczy w związku z generałem, myślałem o pani ostatnio.Słowa te z jednej strony upewniły ją, że nie ulega mistyfikacji, zdrugiej jednak sprawiły, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.- O mnie?.W związku z generałem Fieldorfem? Przecieżon.- Tak, oczywiście, wiadomo.Został zamordowany.Kategoryczność iodwaga tego stwierdzenia wprawiła Majęw jeszcze większe zakłopotanie.Rozejrzała się nerwowo.- Skąd się pani tutaj wzięła? Akurat teraz! To niesamowite, że Bóg mipanią zsyła!- A pan?- Co ja? Ja tutaj mieszkam.To znaczy o dwa domy dalej.- A ja niedaleko stąd.W Domu Artysty Weterana.- Wolne żarty, chyba jeszcze pani na to za młoda?- Bardzo pan łaskawy.Wiekowo to już nawet tam pasuję, ale niejestem tu na stałe.Uciekłam na trochę przed światem, żeby spokojniepisać.- A czytuję, czytuję.i szczerze powiedziawszy, dlatego chciałempanią odnalezć.A skoro już los zetknął nas tak łaskawie, czy niezechciałaby pani wstąpić do mnie na kawę?- Wolałabym kiedy indziej.O trzynastej podają u nas obiad.Siostry nie uprzedzone o tym, że mogę się spóznić, będą się o mnieniepokoić.Przywiązują wagę do punktualności posiłków.- Wobec tego jutro po południu.Jeśli pani pozwoli, przyjdę po panią,o której będzie to dla pani wygodne.Maja pomyślała, że właściwie bardzo to dla niej niewygodne, bo niepo to uciekła z Warszawy, żeby się udzielać towarzysko.Ale była teżzaintrygowana niezwykłym spotkaniem, zaproponowała zatem:- Wobec tego o piętnastej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Ogarnęło ją mile ciepełko i ociężałość.Rozgrzebanełóżko ciągnęło jak magnes, ale przegrało ze skąpanym w słońcuparkiem za oknem.Postanowiła bowiem, że pierwszego pogodnegodnia wybierze się na spacer do Chyliczek, żeby obejrzeć dom, wktórym jej matka, córka i wnuki spędzili wojnę.Teraz są tak daleko i nie wie, kiedy ich znowu zobaczy.A w ogóle toco ją jeszcze czeka? Nie dość, że sama się starzeje, to jeszcze wszystkowokół niej robi się coraz starsze.Dlaczego, dlaczego musi być z dalaod dzieci? Gdyby to był normalny kraj, wszystko byłoby inaczej.Ach, szkoda gadać! Muszę o tym napisać.Obiecawszy to sobie, ubrałasię szybko i wyszła.Nie minęło nawet piętnaście minut, a już przemierzyła ogród.Byłniezle zagospodarowany.Grządki zagrabione, tylko na kartofliskuwidać jeszcze było ślady po niedawnych wykopkach.A pod drzewamiławeczki, wprawdzie teraz puste, ale latem wszystkie, tak jak i altanki,z pewnością zawsze pozajmowane.Nieśpiesznie skierowała się dobramy.Minęła chlewnię i zagrody dla drobiu.Chciała od razu przejść na drugą stronę drogi, ale furtka na torywąskotorówki była zamknięta, bo oto właśnie do przystanku DomArtysty Weterana" sapiąc i zgrzytając zbliżała się kolejka.Umożliwiała ona, to prawda, łatwość wydostania się stąd do Warszawyi Piaseczna, ale była też utrapieniem tych mieszkańców Domu, którychokna wychodziły na jej trasę.Jej gwizdy i hałasy zakłócały im spokój,dopóki do nich nie przywykli, jeśli w ogóle było to możliwe.Pokonywała niezliczoną ilość zabłoconych dróżek między domkami,domami i zrujnowanymi rezydencjami pamiętającymi lepsze czasy.Nigdy od tej strony tam nie szła, bo od następnego przystanku kolejkibyło o wiele bliżej.Dopiero kiedy dotarła do rzeczki o zarośniętychchwastami brzegach, znalazła nieco szerszą dróżkę, nazwaną szumnie ulicą".Bez trudu odnalazła interesującą ją posesję.Za płotem, tu iówdzie poprzewracanym, rosły wysokie tuje, a spoza nich widać byłojednopiętrowy dom o płaskim dachu, odrapanych, złaknionychremontu ścianach, z oszklonymgankiem.Za domem stały jeszcze jakieś niskie zabudowania obro-śnięte winoroślą. Raj utracony" moich wnuków - myślała Maja wyglądając zza tui.-Chyba tylko ogród, bo ta ruina.A jednak przetrwali tu wojnę.Skoroudało się wtedy, skoro mogliśmy się po wojnie połączyć, może i teraztak będzie - próbowała dodać sobie otuchy Otarła łzy i wyszła przezdziurę w płocie na drogę.Z przeciwka, zręcznie omijając kałuże, podążał w jej kierunku jakiśczłowiek.W sfatygowanej czarnej dyplomatce, zestawionejnonszalancko z czapką uszatką, w wełnianych bryczesach koloru khakii lśniących u góry, a zabłoconych niemiłosiernie u dołu oficerkachprezentował się oryginalnie.Co za ekstrawagancki młodzieniec! - pomyślała przyglądając się jegobutom, bo zdawało się jej.- ależ tak! Rzeczywiście ma ostrogi! A to cidopiero!Oficerki z ostrogami zbliżyły się do niej na odległość dwóch metrów istanęły jak wryte.Podniosła oczy.Teraz i ona stanęła jak wryta,ponieważ ekstrawagancki młodzieniec" okazał się stary.Bardzo stary,na pewno starszy od niej.Patrzyli na siebie zaskoczeni.- Pani Maja??? Pani Maja Tarnowska? To być nie może!- Czy my się znamy? - odpowiedziała jeszcze bardziej zaskoczona,ale zaraz umilkła, bo rzeczywiście w rysach czy też raczej w barwiegłosu starca było coś znajomego.- Ależ tak! Naturalnie, że się znamy, nie poznaje mnie pani? RafałJastrzębiec-Dunin.Oczywiście, że znała to nazwisko, ale kojarzyło się jej z czarującymmężczyzną w sile wieku.Ten wyglądał niemal jak jego ojciec.Wstyd jej było, że tak pomyślała.Zastanawiała się, co powiedzieć,żeby wybrnąć z niezręcznej sytuacji, gdy on niespodziewanie wybawiłją z kłopotu.- Ostatni raz widzieliśmy się w lokalu konspiracyjnym na SaskiejKępie, czyli w pani mieszkaniu, którego pani była uprzejma użyczać.To było wyjątkowe i brzemienne w skutki spotkanie z adiutantemgenerała Fieldorfa wiosną 1943 roku.Właśnie w związku z nim, toznaczy w związku z generałem, myślałem o pani ostatnio.Słowa te z jednej strony upewniły ją, że nie ulega mistyfikacji, zdrugiej jednak sprawiły, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.- O mnie?.W związku z generałem Fieldorfem? Przecieżon.- Tak, oczywiście, wiadomo.Został zamordowany.Kategoryczność iodwaga tego stwierdzenia wprawiła Majęw jeszcze większe zakłopotanie.Rozejrzała się nerwowo.- Skąd się pani tutaj wzięła? Akurat teraz! To niesamowite, że Bóg mipanią zsyła!- A pan?- Co ja? Ja tutaj mieszkam.To znaczy o dwa domy dalej.- A ja niedaleko stąd.W Domu Artysty Weterana.- Wolne żarty, chyba jeszcze pani na to za młoda?- Bardzo pan łaskawy.Wiekowo to już nawet tam pasuję, ale niejestem tu na stałe.Uciekłam na trochę przed światem, żeby spokojniepisać.- A czytuję, czytuję.i szczerze powiedziawszy, dlatego chciałempanią odnalezć.A skoro już los zetknął nas tak łaskawie, czy niezechciałaby pani wstąpić do mnie na kawę?- Wolałabym kiedy indziej.O trzynastej podają u nas obiad.Siostry nie uprzedzone o tym, że mogę się spóznić, będą się o mnieniepokoić.Przywiązują wagę do punktualności posiłków.- Wobec tego jutro po południu.Jeśli pani pozwoli, przyjdę po panią,o której będzie to dla pani wygodne.Maja pomyślała, że właściwie bardzo to dla niej niewygodne, bo niepo to uciekła z Warszawy, żeby się udzielać towarzysko.Ale była teżzaintrygowana niezwykłym spotkaniem, zaproponowała zatem:- Wobec tego o piętnastej [ Pobierz całość w formacie PDF ]