[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeśli masz co powiedzieć na swojąobronę, to mów prędko, bo żywej jednej duszy nie znajdziesz, która bysię za tobą ujęła.Raz cię już, słyszałem, ta panna tu obecna wyprosiła zrąk pana Wołodyjowskiego, ale po tym, coś teraz uczynił, pewnie i onanie ujmie się za tobą.Tu oczy wszystkich zwróciły się mimo woli na Billewiczównę, któ-rej twarz była w tej chwili jakby z kamienia wykuta.I stała nierucho-mie, ze spuszczonymi powiekami, lodowata, zimna, ale nie postąpiłakroku naprzód, nie rzekła ni słowa.Ciszę przerwał głos Kmicica: Ja tej panny o instancję nie proszę!Panna Aleksandra milczała. Bywaj!  krzyknął Wołodyjowski zwróciwszy się ku drzwiom.Rozległy się ciężkie stąpania, którym wtórował ponuro brzękostróg, i sześciu żołnierzy, z Józwą Butrymem na czele, weszło dokomnaty. Wziąść go  zakomenderował Wołodyjowski  wyprowadzić zawieś i kulą w łeb!Ciężka ręka Butryma spoczęła na kołnierzu Kmicica, za nią dwieinne uczyniły toż samo. Nie pozwól mnie szarpać jak psa!  rzekł do Wołodyjowskiegopan Andrzej  sam pójdę:Mały rycerz skinął na żołnierzy, którzy puścili go natychmiast, aleotoczyli dokoła; on też wyszedł spokojnie, nic już do nikogo nie mó-wiąc, jeno pacierz cicho szepcąc.Panna Aleksandra wysunęła się także przeciwnymi drzwiami dodalszych komnat.Przeszła jedną i drugą, wyciągając przed sobą wciemnościach ręce; nagle w głowie jej się zakręciło, w piersiach tchuzbrakło i padła jak martwa na podłogę.A między zgromadzonymi w pierwszej izbie głuche przez czas ja-kiś panowało milczenie; przerwał je na koniec miecznik rosieński: Zali już nie ma dla niego miłosierdzia?  spytał. %7łal mi go  odparł Zagłoba  bo rezolutnie szedł na śmierć!Na to Mirski:NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG273 On kilkunastu towarzystwa spod mojej chorągwi rozstrzelał,prócz tych, których wstępnym bojem położył. I z mojej!  rzekł Stankiewicz. A Niewiarowskiego ludzi w pieńpodobno wyciął. Musiał mieć rozkazy Radziwiłła  rzekł pan Zagłoba. Mości panowie, pomstę Radziwiłła na moją głowę ściągniecie!zauważył miecznik. Waszmość musisz uciekać.My jedziem na Podlasie, bo tam sięchorągwie przeciw zdrajcom podniosły, a waćpaństwo zabierajcie sięzaraz z nami.Nie ma innej rady.Możecie się do Białowieży schronić,gdzie krewny pana Skrzetuskiego, łowczy dworski, przesiaduje.Tamwas nikt nie znajdzie. Ale substancja moja przepadnie. To Rzeczpospolita waćpanu wróci. Panie Michale  rzekł nagle Zagłoba  skoczę obaczyć, czy niema przy tym nieszczęśniku jakich rozkazów hetmańskich? Pamiętacie,com przy Rochu Kowalskim znalazł? Siadaj waść na koń.Jeszcze czas, bo pózniej się papiery okrwa-wią.Kazałem go umyślnie za wieś wyprowadzić, by się tu panna hukumuszkietów nie przelękła, jako że niewiasty bywają czułe i płochliwe.Zagłoba wyszedł i po chwili rozległ się tętent konia, na którym od-jeżdżał, zaś pan Wołodyjowski zwrócił się do miecznika: A co robi krewna waćpana? Modli się pewnie za tę duszę, która przed sąd boski idzie. Niech mu Bóg da wieczne odpocznienie!  rzekł Jan Skrzetuski. Gdyby nie dobrowolna jego przy Radziwille służba, pierwszy bym zanim przemówił, aleć on, jeśli nie chciał przy ojczyznie stanąć, to przy-najmniej mógł duszy Radziwiłłowi nie zaprzedawać. Tak jest!  rzekł Wołodyjowski. Winien on i zasłużył na to, co go spotkało!  rzekł StanisławSkrzetuski  ale wolałbym, żeby na jego miejscu był Radziwiłł alboOpaliński!.och, Opaliński!! Jak dalece winien, to w tym macie waćpanowie najlepszy dowód wtrącił Oskierko  że ta panna, której był narzeczonym, słowa dlaniego nie znalazła.Uważałem ci ja dobrze, iż w męce była, ale milcza-ła, bo jak tu za zdrajcą się ujmować?! A miłowała go niegdyś szczerze, wiem o tym!  rzekł miecznik.Pozwólcie waćpaństwo, że pójdę obaczyć, co się tam z nią dzieje, boćto dla niewiasty ciężki termin.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG274 A szykuj się waćpan do drogi!  zawołał mały rycerz  bo my,jeno koniom wytchniemy, ruszamy dalej.Za blisko tu Kiejdany, a Ra-dziwiłł musiał tam już wrócić. Dobrze!  rzekł szlachcic.I wyszedł z komnaty.Po chwili rozległ się jego krzyk przerazliwy.Rycerze skoczyli zagłosem, nie rozumiejąc, co się stało, zbiegła się też służba ze światłem,i ujrzano pana miecznika dzwigającego Oleńkę, którą był znalazł leżą-cą bez zmysłów na podłodze.Wołodyjowski skoczył mu pomagać a obaj złożyli ją na sofie, niedającą znaków życia.Zaczęto cucić.Nadbiegła stara klucznica z kor-diałami i wreszcie panienka otworzyła oczy. Nic tu po waćpanach  rzekła stara klucznica. Idzcie do tamtejizby, a my damy już sobie rady.Miecznik wyprowadził gości. Wolałbym, żeby tego wszystkiego nie było  mówił skłopotanygospodarz. Waszmościowie moglibyście zabrać ze sobą tego nie-szczęśnika i gdzieś tam po drodze go zgładzić, a nie u mnie.Jakże tuteraz jechać, jak uciekać, gdy dziewka ledwie żywa?.Gotowa się roz-chorować. Stało się  rzekł Wołodyjowski. Wsadzim pannę w kolaskę, bouciekać waćpaństwo musicie, gdyż zemsta radziwiłłowska nikogo nieoszczędza. Może też i panna do sił wprędce przyjdzie?  rzekł Jan Skrzetu-ski. Kolaska wygodna jest gotowa i zaprzężona, bo Kmicic ją ze sobąprzyprowadził  rzekł Wołodyjowski. Idz waćpan, panie mieczniku,powiedz pannie, jak się rzecz ma i że nie można ucieczki zwłóczyć,niech siły zbierze.My musimy jechać, a do jutra rana mogą tu radziwił-łowscy nadciągnąć. Prawda  rzekł miecznik  idę!Poszedł i po pewnym czasie wrócił z krewniaczką, która nie tylkosiły odzyskała, ale była już przybrana do drogi.Na twarzy jeno miałasilne rumieńce i oczy błyszczące gorączkowo. Jedzmy, jedzmy!. powtórzyła wszedłszy do izby.Wołodyjowski wyszedł na chwilę do sieni, by ludzi wysłać po ko-laskę, po czym wrócił i wszyscy poczęli się zbierać do drogi.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG275Zanim upłynął kwadrans, za oknami rozległ się hurkot kół i tupota-nie kopyt końskich po bruku, którym droga przed gankiem była wy-moszczona. Jedzmy!  rzekła Oleńka. W drogę!  zawołali oficerowie.Wtem drzwi roztwarły się na rozcież i pan Zagłoba wpadł jak bom-ba do komnaty. Wstrzymałem egzekucję!  zakrzyknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •