[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagłuszyłam własne wątpliwości,nie zważałam na ostrzeżenia rodziny i przyjaciół, kiedy unosili brwi irobili uwagi na temat przedwczesnych decyzji.On dopiero stracił żonę,Claudio& Naprawdę chcesz niańczyć cudze dzieci?& Odziedziczyłpieniądze po zmarłej żonie& Nie wiedziałam, co zostawiła muElizabeth i jakim majątkiem dysponowała jego rodzina.Ale komentarzei ostrzeżenia płynęły z ust życzliwców, których kłuło w oczy moje nanowo odnalezione szczęście.Dla nas rzecz była prosta.On cierpiał.Ja cierpiałam.Uleczymy sięnawzajem.W życiu nie przyszło mi do głowy, że James wykorzystujemnie jako zastępczą matkę bądz nianię i gosposię w jednym, by załataćswoje życie.Kochałam go i kochałam jego synów.Chciałam zostać ich matką.Chciałam zostać żoną Jamesa.Obiecał, że da mi dziecko, a ja muuwierzyłam.Na wszelki wypadek nie wspomniałam mu o dawnychproblemach; to była przeszłość, przyszłość tworzyłam od nowa.Doszłam do wniosku, że wina leżała po stronie Martina, nie miałazwiązku ze mną.I nawet gdy lekarze kręcili głowami, z uporem nieporzucałam nadziei. Cholera jasna, psiakrew  mówię w chwili, gdy wraca Zoe.Wchodzi do domu, nucąc pod nosem. Czy mnie uszy nie mylą?  Wsadza głowę do salonu.Widzi, że ssę palec. Jestem do niczego. Podnoszę głowę i wywijam bluzką. Przepraszam, miałam to zrobić. Zoe rumieni się lekko i bierzeode mnie ubranko.Malutki guzik wisi na splątanej nici.Zoe nie wie, żenie przeklinałam z powodu bluzki ani pokłutego palca.Przeklinałamswoją głupotę, że wspomniałam o niej policji, zamiast zagrać w otwartekarty.Siada obok mnie. Jak się czujesz?  pyta.Przyglądam jej się uważnie.Twarz Zoe nie budzi podejrzeń, nieuzasadnia mojego strachu. Muszę cię o coś spytać. Ależ proszę cię bardzo  zachęca. Co się stało?  W jej głosiebrzmi lekkie napięcie, lecz nic na miarę wiadomego tematu. Kiedy szukałam na strychu tamtej książki, niechcący zauważyłamkrew na twojej bluzie. Milknę.Teraz już wie, że byłam u niej wpokoju. Ach, to  mówi z cieniem zafrasowanego uśmiechu. Przysięgam, że nie szperałam  dodaję. Przyszło mi do głowy, żeksiążka mogła zostać w twojej szafie. Faktycznie składowałam tamstare notatki i papiery. Ale zapomniałam, że przeniosłam część rzeczydo piwnicy, zanim się wprowadziłaś.Zauważyłam bluzę i pomyślałam,że się skaleczyłaś. Przecież nie wspomnę jej o zdjęciach ani o testachciążowych.  Tak, skaleczyłam się  mówi odruchowo.Aapie się za bark.Spadłam z roweru.Ale nic mi nie jest  dorzuca, być może widząc namojej twarzy wyraz niedowierzania. Pędziłam do sklepu po mleko ihamulec przestał działać.Spokojnie, chłopcy byli w szkole.Krwawieniezaraz ustało.To było bardziej rozległe otarcie niż skaleczenie, alepojechałam dalej i upaprałam sobie bluzę.Nie odrywam od niej oczu.Opowieść brzmi wiarygodnie, lecz niemieści mi się w głowie, że incydent przemilczała. Powiedziałabym ci, ale nie chciałam, żebyś się martwiła  dodaje,jakby czytała w moich myślach.Wyciąga rękę i stuka mnie w ramię. Ipomyślała, że ze mnie nie tylko marny kierowca, ale też niezdarnawariatka.To zrozumiałe. Chcesz zobaczyć?  Rozpina bluzę i wyciąga rękę z rękawa. Och nie, nie trzeba.Nie musisz. Teraz mi głupio. Wybacz, żepytałam. Claudio&  Milknie i patrzy mi w oczy. Na twoim miejscuzrobiłabym to samo. Zmieje się, może trochę przesadnie, i przyszywanaderwany guzik. Rozdział 36Wprowadzenie się do Cecelii przed dwoma laty nie byłonajłatwiejszą decyzją.Podobnie jak wyprowadzka.Teraz martwię się, coz nią będzie.Czuję się za nią odpowiedzialna, a zarazem wszystko wemnie wzbrania się przed powrotem, bo ona jest trucizną i będzie mniezatruwać, tak jak chore myśli zatruwają jej umysł, dopóki z nią będę.Zawsze chorowała  fizycznie i psychicznie, głównie psychicznie  izawsze mogła na mnie liczyć.Ale Cecelia jest niepodobna do innychkobiet.Tylko ja ją rozumiem, znoszę jej irracjonalne lęki i napady, którepojawiają się nie wiadomo kiedy.To ja jej szukałam, kiedy w lipcuwybrała się w środku nocy po prezenty na Gwiazdkę.Ja odebrałam jąze szpitala i robiłam okłady na pokaleczone stopy, kiedy przeszła nabosaka piętnaście kilometrów w poszukiwaniu wyimaginowanegodziecka.Nikt prócz mnie nie wie, co przeżyła, nie rozumie jej potrzebybycia kochaną tak, jak kochana może być tylko prawdziwa matka.Dlatego Cecelia nie chce adoptować  zresztą i tak nie dostałaby nato zgody.Na przekór swej zaciekłej żądzy reprodukcji twierdzi, żezawsze była bezpłodna  nawet przed operacją.%7łe ma za wąskie biodrai że nic nie chciałoby w niej zakiełkować.I że Bóg stworzył ją jałową jakpustynia.Czasem jestem skłonna przyznać jej rację.Wreszcie stanęło na tym, że to ja spełnię jej zachciankę.Przyznaję, żechciałam ją udobruchać, wyciszyć i zaspokoić jej wyobraznię.Ale onauwierzyła w moje słowa  że w końcu, któregoś dnia zdobędę dla niejdziecko  i zaczęła zachowywać się, pracować i funkcjonować w miaręnormalnie.Wszystko sprowadzało się do tego, aby podtrzymać w niejnadzieję.%7łądała, byśmy razem je wychowały.Długo nad tym rozmyślałam. Miałam wątpliwości, czy jesteśmy gotowe na rodzicielstwo, ale ponieważ to ją uspokajało, a ja starałam się utrzymać wymagającą pracę,a zarazem sprostać potrzebom Cecelii  nie pozbawiałam jej złudzeń.Wiedziała, czego chce, i ku mojemu przerażeniu rzuciła się w wirprzygotowań i planów.Dalej będę żywicielem rodziny, ona zajmie siędzieckiem.Nadal będzie robić biżuterię, ale na mniejszą skalę.Miałamzajść w ciążę za sprawą próbki nasienia.I tu plan utknął w martwympunkcie.Bo nie zaszłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •