[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Targały się w nim wszystkie siły i wytrwała,żelazna wola, żeby wieko odwalić i wyciągnąć nieszczęśliwego -lecz chłopski, przebiegły rozum zabraniał.Szczepan leżał na tymmiejscu długo w martwej, bezsilnej męce, okrutniejszej niż wszel-kie słowo.Krwawiło się w nim stare serce, z którego łzy wszystkiedawno już wyciekły.Znowu na bałyku wyczołgał się ku pewnej dziurze w dachu, sobietylko wiadomej - wysunął się na zewnątrz i po drabinie zlazł na zie-mię.Jak cień przemknął się ogrodem, po zastodolu, przez chwastyi rozgrodzone okólniki, w mroku obszedł warty i niby bezszelestnyupiór wcisnął się do kuchni.Minął omackiem tę kuchnię i sionkęprzyległą.Przez dziurę od klucza padał w ciemne przejście wytryskświatła.Szczepan przyłożył do otworu oko i zobaczył pannę Mijęsiedzącą na łóżku z głową podpartą na ręce.Coś jak radosne szcze-kanie psa w ciemną noc rozległo się w ogłuchłym na wszystko, ze-starzałym jestestwie, w mrocznym obszarze ducha, gdzie była tylkosamotność i odraza.Tak już został za plecami sołdata, za drzwiami,z okiem przy dziurze od klucza, skulony, bezsenny pod progiem.Wczesnym rankiem wojsko zebrało się i uformowane w szeregiodeszło.Padał rzęsisty deszcz ze śniegiem.Wył wiatr.Odchodzącybyli zli, głodni, niewyspani i strudzeni, zanim ten nowy marsz rozpo-częli.Najpózniej opuścił obejście w Niezdołach półszwadron konnicy,który był zajmował stodołę.Po odejściu wojska zostało w domu i nadziedzińcu mnóstwo odpadków, brudów i zaduchu.Panna Salomeastojąc w ganku patrzyła na szeregi żołnierzy zatapiające się w szaru-dze poranka.Trzęsło ją zimno wewnętrzne.Pragnęła co prędzej, coprędzej biec do stodoły i wyciągnąć rannego z kryjówki.Tymczasem Szczepan, zamiast iść do stodoły, wdrapał się poschodkach z kuchni prowadzących - na strych dworu.Pobiegła zanim.Stary wczołgał się w okienko dymnika i obserwował wojsko52 Wierna Rzekaniknące we mgle.Na prośby, żeby tym ostrożnościom dać pokój,odpowiadał pogardliwym milczeniem.Wtuliwszy się w tenże wy-stęp dymnika patrzyła zaciekawiona, co stary tyle ważnego w dalispostrzega.Nic nadzwyczajnego nie było widać.Piechota w postaci ciemnych kwadratowych brył posuwała siędrogą przez łąki - zagłębiła w daleką wieś pod lasem - wreszcie zni-kła.Za nią w półwiorstowej odległości ciągnęła w tymże kierunkuruda grupa dragonów.Konie z jezdzcami stopiły się w jednolitąmasę uderzającego kształtu, który zdawał się rozdzierać szarugę.Panna Salomea oczyma zgasłymi od bezsenności przypatrywała siętej ciemnej figurze, gdy wtem kucharz trącił ją w ramię z pogardli-wym chichotem.Zmrużonymi oczyma patrzał w przestrzeń i poka-zywał tam coś palcem.Przyjrzała się temu i zobaczyła, że od owejbryły dragońskiej odpadł jak gdyby odszczep końcowy i przemierzaszybko przestrzeń w odwrotnym kierunku.- Co to znaczy? - zapytała.- Chciały nas zmanić i chycić na gorąco.Chodzwa na dół, każdedo swego miejsca.- Myślicie, że się tu wrócą?- No!- Przecie już zrewidowali wszystko.- Znam ja jeich manier.Chodzwa!Zeszli na dół z pośpiechem.Szczepan udał się do kuchni, rozpa-lił ogień i począł spokojnie szorować garnki i sagany.Słychać byłoodgłos jego miarowej, od niezliczonego szeregu lat tej samej pracy- i głos monotonnej, zgryzliwej śpiewki, którą zawżdy mruczałprzedrzezniając jakąś pańską melodię:U mojej mamy niebogiPływają w zupie stonogi.Panna Salomea przyczaiła się z  robótką w ręku pod oknemdużego pokoju, gdzie poprzednio nocowali oficerowie.Nie sie-działa tam kwadransa czasu, gdy za oknem rozległ się tętent koni53 Stefan %7łeromskipędzących galopem i osadzenie ich na miejscu.Oficer dragonówWiesnicyn z trzaskiem roztworzył drzwi, przebiegł sień i stanął naprogu pokoju.Roziskrzonymi oczyma mierzył samotną mieszkan-kę tego dworu.Wstała po jego wejściu ze swego miejsca i patrzyławeń z pogardliwym wyczekiwaniem.Nie zdjął czapki ani nie roz-wiązał końców swego baszłyka.Z butów i rzemiennych pasów jegouzbrojenia woda ściekała na podłogę.Kilku szeregowców weszło zanim do pokoju.Skinął, żeby przeszukali dwór.%7łołnierze rozbieglisię po stancjach.Wiesnicyn został sam z panną.Patrzył na nią zeswym niesłabnącym, obłąkanym zachwytem.Mruknął z ruska popolsku:- Pani nie spodziewała się takich gości.Wzruszyła ramionamii nic nie odrzekła.To go zmieszało i obezwładniło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •