[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak zwykle gdy wracał do Drakesden po długiej nieobecności, zlustrowałwzrokiem działkę, a potem patrzył dalej na rozciągające się aż po kanał pole,niegdyś własność Blythe'ów.Kanał stanowił zieloną linię, wydawało się, sięgającąbezkresnego nieba.Popatrzył na Fay.Jakże pięknie wyglądała w kremowej sukience, ozdobionejbukiecikiem bladych różyczek, które kupił dla niej tego ranka.Niewiele potrafiłwyczytać z wyrazu jej twarzy.Czekał na jedno słowo uznania za godziny spędzoneSR na porządkowaniu działki, pochwały dla nowego domu.Ale milczała.Cóż, zpewnością jest zmęczona, pomyślał, mają za sobą długi, wyczerpujący dzień.I możeodezwała się w niej tęsknota za rodzinnym domem.Zcisnął dłoń żony.- Niestety, Fay, musimy przez kuchenne drzwi, frontowe są zabite od lat.Zmierzyła wzrokiem dom, pole i jeszcze raz dom.To jest to? To?Wtedy dotarło do niego, jak bardzo Drakesden różni się od wszystkiego, doczego była przyzwyczajona.- Wiem, że to tylko mały domek, kochanie, ale na razie nam wystarczy.A gdyjuż trochę się dorobimy, dobudujemy izbę lub dwie, miejsca nie zabraknie.- Ale ja myślałam.oczekiwałam.strzechy - odezwała się Fay.Wyglądała na wzburzoną.- Niektóre domy we wsi pokryto turzycą, ale mój ojciec zaraz po ślubie zmatką położył dachówkę.Był kowalem i strzecha groziłaby pożarem - tłumaczyłcierpliwie.Zrobiła wielkie oczy.- Kowalem?Skinął głową.- Pomagałem mu.Przy ścianie stała przybudówka, ale przez lata wojnyrozsypała się.Zbuduję dla ciebie coś lepszego, Fay, obiecuję.A na razie.Wziął ją w ramiona.Z zarumienionej twarzy patrzyły na niego oczy ciemne,błyszczące.Przeniósł ją przez próg domu.Jaka lekka, pomyślał, jak piórko.Uświadomił sobie nagle odpowiedzialność, jaka na niego spadła, pomyślał oobietnicach złożonych tego ranka i o tym, że nie kto inny tylko on ma sprawowaćnad nią opiekę.Delikatnie postawił żonę na podłodze.Drżała, więc najłagodniej jak potrafiłpowiedział:- To niewiele, Fay, ale należy tylko do nas.Będę dla ciebie ciężko pracował,przyrzekam, wnet nam się polepszy.To dobra, urodzajna ziemia, więc kto wie?SR Może za jakiś czas uda nam się dokupić więcej.Przysięgam, będę pracował dzień inoc.- Ale gdzie mamy jeść? - Fay rozglądała się po izbie.- I spać?- Jeść będziemy tutaj.Kiedyś w siedmioro mieściliśmy się przy tym stole.Alewkrótce wybuduję ci salonik, w miejscu gdzie stała kuznia.Przebiję drzwi, żebyśmogła wydawać popołudniowe herbatki, czy co tam zechcesz.Twarz Fay powoli zaczynała się rozpogadzać.Daniel ostrożnie zdjął jej zgłowy dopasowany kapelusik lawendowego koloru i pocałował we włosy.- A co do łóżka.zaraz ci pokażę.Podprowadził ją do drabiny, tam wziął w ramiona, całował w czoło, policzki,usta i szyję.Poszła przodem, on za nią.Dopóki Daniel opisywał, co zamierza zrobić z domem i farmą, Faywyobrażała sobie zapowiadane zmiany i czuła ulgę.Na dole, po jednej stroniekuchni, powstanie salonik, po drugiej spiżarka i łazienka.Na górze jeszcze jedna sy-pialnia.Okropną drabinę zastąpią schody z prawdziwego zdarzenia.W czasie nieobecności męża marzenia blakły.Tylko Daniel potrafił rozbudzićjej nieco ograniczoną wyobraznię.Gdy pracował w polu - zdaniem Fay bez przerwy- wracało rozczarowanie, i zaraz dostrzegała nędzę maleńkiego domku,przygnębiającą monotonność rozciągających się wokół pól.Starała się.Ta sama ambicja, która zmuszała ją do zrywania się o świcie dzieńw dzień i podróżowania z Kilburn do Kensington, pomagała jej tu, w tym ciasnymdomu, w zachowaniu schludności i podejmowaniu prób uczynienia jej małżeństwaudanym.Choć Daniel nie okazał się posiadaczem ziemskim, za jakiego go uważała,cieszył się szacunkiem całej wioski.Z proboszczem, gdy ich spotkał na ulicy,rozmawiali przynajmniej dziesięć minut, a odwiedzający ich sąsiedzi wyrażalipodziw dla pracy Daniela, chwalili udoskonalenia, jakie wprowadził.Fay podawałaherbatę, podsuwała ciastka, ale w duchu gardziła wieśniakami.Ubrania nosiliokropne - ostatni krzyk mody sprzed przynajmniej dwudziestu lat - i mówiąc,dziwacznie zaciągali w swym chropawym języku.Choć Daniel na to liczył, nieSR zaprzyjazniła się z żadną z tutejszych kobiet.Nic jej z nimi nie łączyło, zresztąnigdy nie miała prawdziwej przyjaciółki.Obecność Phyllis okazywała się przydatnaw czasie wypraw do kina czy sklepów, i to wszystko.Starała się jak mogła stawić czoło niewygodom życia na wsi.Nie powiedziałasłowa o wystroju sklepu spożywczego, choć ten straszył pustkami - na wystawiestało kilka konserw upstrzonych przez muchy, a pomiędzy nimi pordzewiałareklama Reckitts Blue.Któregoś dnia wybrała się z Danielem na targ w Ely i tam,dzięki Bogu, mogła wreszcie coś kupić.Zrednio co tydzień w domu zjawiał się jakiśdomokrążny sprzedawca i zawsze przynosił towar interesujący Fay - wstążkę czymateriał na sukienkę.Postanowiła dbać o siebie, nie opuszczać się tak jak innekobiety we wsi.Jakże inaczej niż w Londynie wyglądało tu życie! Nocą budziła się,przestraszona ciszą.Dokąd wybrać się na spacer? Co zwiedzać? %7ładnego kina aniteatru, żadnego sklepu z sukienkami.Dobrze, że chociaż Daniel nie wymaga, bypracowała w polu! Wiele kobiet ze wsi towarzyszyło przy pracy mężom i Faypogardzała nimi.W tych swoich słomkowych kapeluszach, starych chustkach,nieforemnych czarnych spódnicach i fartuchach z juty nie różniły się niczym odbrudnych chłopek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •