[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szeroko otwarła oczy, jakbyprzestraszona taką ewentualnością.Zaczynała już mówić bełkotliwie.Dlaczego muszę umrzeć? Dziwka musi umrzeć.Koniecznie.Bo jesteś zła.Musisz ponieśćkarę.Stacy wydawała się urażona. A co z komikiem'? On umrze pierwszy.zawsze ginie pierwszy.W jakiś głupisposób.%7łeby ludzie się śmiali, kiedy umiera. Jak? Na przykład skaleczy się i winorośl wepchnie mu się do nogi.Wyżre go od środka.Amy wiedziała, co on teraz zrobi, i w końcu podniosła rękę, żeby gopowstrzymać.Ale się spózniła.Już to robił już zrobił.Podciągnąłkoszulkę i wykonał czterocalowe nacięcie przy podstawie żeber.Stacy sięzachłysnęła.Amy siedziała z niepotrzebnie wyciągniętą ręką.Poziomakreska krwi wykwitła na krawędziach rany, rozszerzyła się w dół, spłynęłapo brzuchu, wsiąkła w gumkę szortów.Obserwował ją ze zmarszczonymibrwiami, grzebiąc w ranie czubkiem noża, rozchylając ją szerzej,zwiększając krwawienie. Eric! krzyknęła Stacy. Myślałem, że po prostu wypadnie na zewnątrz powiedział.Napewno go bolało, ale nie zwracał na to uwagi.Dalej wpychał nóż w ranę. Jest tutaj, pod spodem.Wiem to.Widocznie jakoś wyczuło nóż i cofasię głębiej.Chowa się.Pomacał lewą ręką, naciskając skórę nad raną, jakby zamierzał jeszczeraz się ciachnąć.Amy wychyliła się do przodu i wyrwała mu nóż.Myślała, że będzie się bronił, ale nie stawiał oporu, pozwolił jej zabraćnóż.Krew nadal płynęła, ale nie próbował jej tamować. Pomóż mu zwróciła się Amy do Stacy.Rzuciła nóż na ziemię. Pomóż mu zatrzymać krwotok.Stacy patrzyła na nią z otwartymi ustami.Dyszała, prawic zaczęłahiperwentylować.261 Jak? Zdejmij mu koszulkę.Przyciśnij do rany.Stacy odłożyła parasol, podeszła do Erica, zaczęła ściągać z niegopodkoszulek.Zachowywał się całkiem biernie, pod niósł ręce jakdziecko, pozwolił się rozebrać. Połóż się - rozkazała Amy.Położył się na plecach, krew wciąż płynęła, zbierała się w zagłębieniupępka.Stacy zwinęła koszulkę w kulę.Przyłożyła do rany.Znowu zrobiło się gorzej i Amy wiedziała, że nie można tego zmienić,nie można siłą przywrócić tego fałszywego spokojnego nastroju.Skończyło się parodiowanie, żarty, śpiew.Ona i Stacy siedziały wmilczeniu, Stacy lekko wychylona do przodu, uciskając ranę.Eric leżał naplecach, bez słowa skargi, dziwnie pogodny, patrząc w niebo. To moja wina powiedziała Amy.Stacy i Eric spojrzeli na nią,nie rozumiejąc.Otarła twarz ręką, zapiaszczoną, lepka od potu. Niechciałam jechać.Kiedy Mathias nas poprosił, wiedziałam, że nie chcę.Ale nic nie powiedziałam, pozwoliłam na to.Mogliśmy teraz być naplaży.Mogliśmy. Sza przerwała jej Stacy. I ten człowiek w pickupie.Taksówkarz.Ostrzegał mnie.żeby niejechać.Mówił, że to złe miejsce.%7łe. Nie wiedziałaś, skarbie. A kiedy wracaliśmy z wioski, gdyby nie mój pomysł, żebysprawdzić przy drzewach, nigdy nie znalezlibyśmy ścieżki.Gdybymsiedziała cicho.Stacy pokręciła głową, wciąż przyciskając podkoszulek do brzuchaErica.Krew przesiąkła już na wylot, nie przestawała płynąć.Poplamiłajej ręce. Skąd mogłaś wiedzieć? zapytała Stacy. I to przeze mnie, prawda? To ja wdepnęłam w winorośle.Gdybynie to, ten człowiek zmusiłby nas do odejścia.Mogliśmy. Patrzcie na chmury przerwał jej Eric sennym, dziwnie262odległym głosem, jak po narkotykach.Podniósł rękę, wskazał w górę.Miał rację: na południu gromadziły się chmury, zwiastuny burzy, obrzuchach złowieszczo czarnych, ciężkich obietnicą deszczu.O tej porzew Cancun, na plaży, zbieraliby swoje rzeczy przed powrotem do pokoju.Jeff i ona kochaliby się, potem zasnęli, długa drzemka przed obiadem,deszcz spływający po szybach, kałuża calowej głębokości tworząca się naich maleńkim balkoniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Szeroko otwarła oczy, jakbyprzestraszona taką ewentualnością.Zaczynała już mówić bełkotliwie.Dlaczego muszę umrzeć? Dziwka musi umrzeć.Koniecznie.Bo jesteś zła.Musisz ponieśćkarę.Stacy wydawała się urażona. A co z komikiem'? On umrze pierwszy.zawsze ginie pierwszy.W jakiś głupisposób.%7łeby ludzie się śmiali, kiedy umiera. Jak? Na przykład skaleczy się i winorośl wepchnie mu się do nogi.Wyżre go od środka.Amy wiedziała, co on teraz zrobi, i w końcu podniosła rękę, żeby gopowstrzymać.Ale się spózniła.Już to robił już zrobił.Podciągnąłkoszulkę i wykonał czterocalowe nacięcie przy podstawie żeber.Stacy sięzachłysnęła.Amy siedziała z niepotrzebnie wyciągniętą ręką.Poziomakreska krwi wykwitła na krawędziach rany, rozszerzyła się w dół, spłynęłapo brzuchu, wsiąkła w gumkę szortów.Obserwował ją ze zmarszczonymibrwiami, grzebiąc w ranie czubkiem noża, rozchylając ją szerzej,zwiększając krwawienie. Eric! krzyknęła Stacy. Myślałem, że po prostu wypadnie na zewnątrz powiedział.Napewno go bolało, ale nie zwracał na to uwagi.Dalej wpychał nóż w ranę. Jest tutaj, pod spodem.Wiem to.Widocznie jakoś wyczuło nóż i cofasię głębiej.Chowa się.Pomacał lewą ręką, naciskając skórę nad raną, jakby zamierzał jeszczeraz się ciachnąć.Amy wychyliła się do przodu i wyrwała mu nóż.Myślała, że będzie się bronił, ale nie stawiał oporu, pozwolił jej zabraćnóż.Krew nadal płynęła, ale nie próbował jej tamować. Pomóż mu zwróciła się Amy do Stacy.Rzuciła nóż na ziemię. Pomóż mu zatrzymać krwotok.Stacy patrzyła na nią z otwartymi ustami.Dyszała, prawic zaczęłahiperwentylować.261 Jak? Zdejmij mu koszulkę.Przyciśnij do rany.Stacy odłożyła parasol, podeszła do Erica, zaczęła ściągać z niegopodkoszulek.Zachowywał się całkiem biernie, pod niósł ręce jakdziecko, pozwolił się rozebrać. Połóż się - rozkazała Amy.Położył się na plecach, krew wciąż płynęła, zbierała się w zagłębieniupępka.Stacy zwinęła koszulkę w kulę.Przyłożyła do rany.Znowu zrobiło się gorzej i Amy wiedziała, że nie można tego zmienić,nie można siłą przywrócić tego fałszywego spokojnego nastroju.Skończyło się parodiowanie, żarty, śpiew.Ona i Stacy siedziały wmilczeniu, Stacy lekko wychylona do przodu, uciskając ranę.Eric leżał naplecach, bez słowa skargi, dziwnie pogodny, patrząc w niebo. To moja wina powiedziała Amy.Stacy i Eric spojrzeli na nią,nie rozumiejąc.Otarła twarz ręką, zapiaszczoną, lepka od potu. Niechciałam jechać.Kiedy Mathias nas poprosił, wiedziałam, że nie chcę.Ale nic nie powiedziałam, pozwoliłam na to.Mogliśmy teraz być naplaży.Mogliśmy. Sza przerwała jej Stacy. I ten człowiek w pickupie.Taksówkarz.Ostrzegał mnie.żeby niejechać.Mówił, że to złe miejsce.%7łe. Nie wiedziałaś, skarbie. A kiedy wracaliśmy z wioski, gdyby nie mój pomysł, żebysprawdzić przy drzewach, nigdy nie znalezlibyśmy ścieżki.Gdybymsiedziała cicho.Stacy pokręciła głową, wciąż przyciskając podkoszulek do brzuchaErica.Krew przesiąkła już na wylot, nie przestawała płynąć.Poplamiłajej ręce. Skąd mogłaś wiedzieć? zapytała Stacy. I to przeze mnie, prawda? To ja wdepnęłam w winorośle.Gdybynie to, ten człowiek zmusiłby nas do odejścia.Mogliśmy. Patrzcie na chmury przerwał jej Eric sennym, dziwnie262odległym głosem, jak po narkotykach.Podniósł rękę, wskazał w górę.Miał rację: na południu gromadziły się chmury, zwiastuny burzy, obrzuchach złowieszczo czarnych, ciężkich obietnicą deszczu.O tej porzew Cancun, na plaży, zbieraliby swoje rzeczy przed powrotem do pokoju.Jeff i ona kochaliby się, potem zasnęli, długa drzemka przed obiadem,deszcz spływający po szybach, kałuża calowej głębokości tworząca się naich maleńkim balkoniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]