[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rodinow potrząsnął głową. W życiu bym się tego po nim nie spodziewał.Widziałem, jakzużywał trzy pistolety na dzień, dokonując egzekucji wrogów:wymieniał tylko broń, jedna za drugą.Naprawdę nie sądzę, by ten typczłowieka mógł się tak psychicznie załamać.Nie rozumiem, dlaczego poprostu nie podniósł rąk do góry.Wykazał się brakiem czujności, co niezmienia faktu, że był doskonałym fachowcem. Rodinow pokręcił zesmutkiem głową. Cóż, kapitanie, wygląda na to, że dzięki waszymdziałaniom natrafiliśmy na gniazdo żmij.A wy, Siemionow, gdybyścienie przyszli do mnie, kiedy Gregorin zabrał towarzysza Korolewa naprzesłuchanie, nigdy nie dotarlibyśmy do sedna spisku.Sam komisarzJeżow prosi o cogodzinne raporty z postępów w tej sprawie.Jednakdopiero gdy Gregorin wpadnie w nasze ręce, przekonamy się o skalispisku.Oczywiście to tylko kwestia czasu. Wiedziałem, że to niemożliwe, by towarzysz Korolew był zdrajcą,towarzyszu pułkowniku. Jeśli dojdzie do aresztowania& zaczął kapitan.Rodinow uniósł pytająco brew. Chcecie być przy tym obecni? Jeśli to możliwe. Zobaczymy.Wpierw musimy go znalezć.Co prawda, to sprawaCzeka, ale nie sądzę, by w tych okolicznościach komisarz Jeżow sięsprzeciwił.Korolew przejechał palcem po szwie nad swoim okiem, na cowąskie usta Rodinowa rozciągnęły się w uśmiechu. Tak, domyślam się, że macie mu kilka rzeczy do powiedzenia.Jana pewno bym miał.Zwrócił się do swojego podwładnego: Niełatwo złamać tego waszego kapitana, Siemionow.Spójrzcie najego czoło: przez te wszystkie szwy przypomina węzeł kolejowy. Wiele się nauczyłem od towarzysza Korolewa w ciągu tych kilkumiesięcy spędzonych w Milicji Obywatelskiej, pułkowniku.Byłem podwrażeniem jego przenikliwości, poświęcenia służbie oraz logicznegopodejścia do śledztwa. To się nazywa pochwała, Korolew od młodego człowieka, naktórego sam towarzysz Jeżow ma oko.Nie lada pochwała.Wschód słońca barwił sylwetki kopuł moskiewskich cerkwi, gdySiemionow odwoził Korolewa do domu.Zrobiłby to wcześniej, gdybynie czas stracony na poszukiwanie rzeczy kapitana, który odmówiłodejścia bez swojego zimowego płaszcza i walonek.Wreszcie jeden zblizniaków, sam pozbawiony paska oraz obuwia, z wyrazemprzerażenia i niedowierzania na posiniaczonej twarzy, zaprowadził ichdo pokoju, w którym znalezli kartonowe pudło zawierające przedmiotynależące do kapitana, w tym dokumenty i walthera.Korolew rozważałnawet, czy nie odwdzięczyć się mężczyznie za wcześniejszy cios wdalszym ciągu dzwoniło mu w uchu lecz uznał, że los dał mu jużdostateczną nauczkę, a poza tym nie był pewien, czy to nie drugi zblizniaków go uderzył. Przypominają mi się stare dobre czasy, gdy wspólnie jezdziliśmyfordem odezwał się Siemionow.Zarys Aubianki w bocznym lusterku stawał się coraz mniej wyrazny.Sfatygowany model T, którym jechali, niepokojąco przypominałsamochód, w którym śmierć dosięgła Larinina. Uważajcie na ciężarówki powiedział Korolew.Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi.Obaj czuli się niezręcznie,jechali w milczeniu.Tego dnia miała się odbyć parada z okazji rocznicywybuchu rewolucji pazdziernikowej, w związku z czym autobusy itramwaje oklejone były afiszami wychwalającymi sukcesy planupięcioletniego, potęgę Partii oraz mądrość Stalina.Sprzątacze zamiataliulice, a na bulwarze Jauskim ustawiła się formacja żołnierzytrzymających ogromne balony w kształcie budynków: sklepuspółdzielczego, biura Partii, kuzni łącznie w powietrzu unosiło sięokoło czterdziestu napompowanych kształtów, popychanych lekkimwietrzykiem.Kłęby powietrza wydychanego przez żołnierzy i dymu zpapierosów zawisły nad ciasno upakowanymi szeregami.Wyglądało totak, jakby na lekkiej warstwie mgły unosiła się prawdziwa wioska.Dalejustawiła się grupa pionierów ubranych w palta, z czerwonymi chustamina szyjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Rodinow potrząsnął głową. W życiu bym się tego po nim nie spodziewał.Widziałem, jakzużywał trzy pistolety na dzień, dokonując egzekucji wrogów:wymieniał tylko broń, jedna za drugą.Naprawdę nie sądzę, by ten typczłowieka mógł się tak psychicznie załamać.Nie rozumiem, dlaczego poprostu nie podniósł rąk do góry.Wykazał się brakiem czujności, co niezmienia faktu, że był doskonałym fachowcem. Rodinow pokręcił zesmutkiem głową. Cóż, kapitanie, wygląda na to, że dzięki waszymdziałaniom natrafiliśmy na gniazdo żmij.A wy, Siemionow, gdybyścienie przyszli do mnie, kiedy Gregorin zabrał towarzysza Korolewa naprzesłuchanie, nigdy nie dotarlibyśmy do sedna spisku.Sam komisarzJeżow prosi o cogodzinne raporty z postępów w tej sprawie.Jednakdopiero gdy Gregorin wpadnie w nasze ręce, przekonamy się o skalispisku.Oczywiście to tylko kwestia czasu. Wiedziałem, że to niemożliwe, by towarzysz Korolew był zdrajcą,towarzyszu pułkowniku. Jeśli dojdzie do aresztowania& zaczął kapitan.Rodinow uniósł pytająco brew. Chcecie być przy tym obecni? Jeśli to możliwe. Zobaczymy.Wpierw musimy go znalezć.Co prawda, to sprawaCzeka, ale nie sądzę, by w tych okolicznościach komisarz Jeżow sięsprzeciwił.Korolew przejechał palcem po szwie nad swoim okiem, na cowąskie usta Rodinowa rozciągnęły się w uśmiechu. Tak, domyślam się, że macie mu kilka rzeczy do powiedzenia.Jana pewno bym miał.Zwrócił się do swojego podwładnego: Niełatwo złamać tego waszego kapitana, Siemionow.Spójrzcie najego czoło: przez te wszystkie szwy przypomina węzeł kolejowy. Wiele się nauczyłem od towarzysza Korolewa w ciągu tych kilkumiesięcy spędzonych w Milicji Obywatelskiej, pułkowniku.Byłem podwrażeniem jego przenikliwości, poświęcenia służbie oraz logicznegopodejścia do śledztwa. To się nazywa pochwała, Korolew od młodego człowieka, naktórego sam towarzysz Jeżow ma oko.Nie lada pochwała.Wschód słońca barwił sylwetki kopuł moskiewskich cerkwi, gdySiemionow odwoził Korolewa do domu.Zrobiłby to wcześniej, gdybynie czas stracony na poszukiwanie rzeczy kapitana, który odmówiłodejścia bez swojego zimowego płaszcza i walonek.Wreszcie jeden zblizniaków, sam pozbawiony paska oraz obuwia, z wyrazemprzerażenia i niedowierzania na posiniaczonej twarzy, zaprowadził ichdo pokoju, w którym znalezli kartonowe pudło zawierające przedmiotynależące do kapitana, w tym dokumenty i walthera.Korolew rozważałnawet, czy nie odwdzięczyć się mężczyznie za wcześniejszy cios wdalszym ciągu dzwoniło mu w uchu lecz uznał, że los dał mu jużdostateczną nauczkę, a poza tym nie był pewien, czy to nie drugi zblizniaków go uderzył. Przypominają mi się stare dobre czasy, gdy wspólnie jezdziliśmyfordem odezwał się Siemionow.Zarys Aubianki w bocznym lusterku stawał się coraz mniej wyrazny.Sfatygowany model T, którym jechali, niepokojąco przypominałsamochód, w którym śmierć dosięgła Larinina. Uważajcie na ciężarówki powiedział Korolew.Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi.Obaj czuli się niezręcznie,jechali w milczeniu.Tego dnia miała się odbyć parada z okazji rocznicywybuchu rewolucji pazdziernikowej, w związku z czym autobusy itramwaje oklejone były afiszami wychwalającymi sukcesy planupięcioletniego, potęgę Partii oraz mądrość Stalina.Sprzątacze zamiataliulice, a na bulwarze Jauskim ustawiła się formacja żołnierzytrzymających ogromne balony w kształcie budynków: sklepuspółdzielczego, biura Partii, kuzni łącznie w powietrzu unosiło sięokoło czterdziestu napompowanych kształtów, popychanych lekkimwietrzykiem.Kłęby powietrza wydychanego przez żołnierzy i dymu zpapierosów zawisły nad ciasno upakowanymi szeregami.Wyglądało totak, jakby na lekkiej warstwie mgły unosiła się prawdziwa wioska.Dalejustawiła się grupa pionierów ubranych w palta, z czerwonymi chustamina szyjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]