[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W porównaniu zsiostrzeńcami Carmen w tym samym wieku mała wydała jejsię dziwnym dzieckiem, doskonałą miniaturką pięknej ismutnej kobiety.Margaret zaprosiła ją do środka, oznajmiając277 afektowanym głosem, że mama gra w tenisa, ale wkrótceprzyjdzie.Na początku wykazała cień zainteresowania bran-soletami Carmen, potem jednak usiadła w kompletnymmilczeniu ze skrzyżowanymi nogami i rękami na kolanach.Nie sposób było wyciągnąć z niej choćby słowo, tak więcsiedziały naprzeciwko, nie patrząc na siebie, każda w swoimfotelu, jak dwie obce osoby w poczekalni.Wreszcie nadeszłaSamantha, trzymając w jednym ręku rakietę, a w drugimbagietkę.Tak jak Carmen przewidywała - przyjęła ją chłod-no.Obie kobiety zmierzyły się wzrokiem, każda bowiemmiała w głowie obraz tej drugiej, stworzony dzięki opisomGregory'ego, i obie poczuły ulgę, że wyobrażenia nie pokry-wają się z rzeczywistością.Carmen spodziewała się ujrzećpiękniejszą kobietę, nie w typie energicznego chłopaka zeskórą spaloną słońcem, ależ będzie wyglądać za kilka lat,Jankeski fatalnie się starzeją, pomyślała.Samantha z koleizauważyła z satysfakcją, że Carmen nosi szerokie spódnice,które zresztą wydały jej się okropne, na pewno ukrywazbędne kilogramy, poza tym widać, że w życiu nie uprawiałasportu i wkrótce będzie taką matrona przy kości, Latynoskifatalnie się starzeją, myślała zadowolona.Od pierwszejchwili obie wiedziały, że nie będą przyjaciółkami i wizytatrwała bardzo krótko.Po wyjściu Carmen odetchnęła z ulgą,że przyjaciel rozwodzi się z tą mistrzynią tenisa, Samanthanatomiast zadawała sobie pytanie, czy Gregory po powrocie,o ile w ogóle wróci, zostanie kochankiem tej grubaski, pew-nie od dawna oboje mają na to ochotę.Niech mu pójdzie nazdrowie, mamrotała, sama nie wiedząc, dlaczego ta perspek-tywa wywołuje w niej taką wściekłość.Carmen nie mogła sobie pozwolić na zbyt długi pobyt wmotelu, w którym początkowo się zatrzymała.Postanowiła278 poszukać pracy i jakiegoś lokum.Usiadła w kawiarni w po-bliżu uniwersytetu, żeby przejrzeć tygodnik, i pośród nie-przeliczonych ogłoszeń o holistycznych masażach, aromate-rapii, cudownych kryształach, miedzianych trójkątach napoprawę koloru aury i innych nieprawdopodobnych nowo-ściach, jakie bez wątpienia zafascynowałyby Olgę, znalazłaoferty pracy.Zadzwoniła pod kilka adresów, aż w końcu wjednej z restauracyjek kazano jej przyjść następnego dnia zksiążeczką ubezpieczeniową i listem polecającym, któregonie miała.Pierwsze nie było trudne, po prostu sprawdziła,gdzie się zapisać, wypełniła formularz i dostała swój numer,nie miała natomiast pojęcia, jak sobie poradzić z drugąsprawą.Pomyślała, że Gregory napisałby jej taki list bezwahania, szkoda, że jest tak daleko, ale w końcu i ta trud-ność była do przezwyciężenia.Znalazła sklepik, gdzie wypo-życzano maszyny do pisania, i zredagowała list, potwierdza-jący swoje kompetencje w opiece nad dziećmi, uczciwość iłatwość nawiązywania kontaktów.Tekst wydał się niecowyszukany, ale co z oczu, to z serca, jak mawiała matka.Gregory nie musiał wcale dowiedzieć się o szczegółach.Zna-ła na pamięć podpis przyjaciela, nie na darmo pisywali dosiebie przez tyle lat.Następnego dnia stawiła się w miejscupracy.Restauracyjka mieściła się w starym domu udekoro-wanym roślinami i wiszącymi warkoczami czosnku.Przyjęłają kobieta o włosach przyprószonych siwizną i jowialnymobliczu, ubrana w bufiaste spodnie i franciszkańskie trepy.- Ciekawe - rzekła, przeczytawszy list polecający - bardzociekawe.To pani zna Gregory'ego Reevesa?- Pracowałam u niego - odrzekła Carmen, rumieniąc się.- O ile wiem, od roku przebywa w Wietnamie, jak więcpani wyjaśni, że ten list nosi wczorajszą datę?279 Była to Joan, jedna z dwóch przyjaciółek Reevesa, a re-stauracja okazała się tą samą makrobiotyczną restauracyjką,w której tyle razy jadał wegetariańskie hamburgery i szukałpocieszenia.Z drżeniem kolan i rwącym się głosem Carmenprzyznała się do oszustwa i w kilku zdaniach opowiedziała oswojej przyjazni z Reevesem.- W porządku, widać, że jesteś osobą obrotną - zaśmiałasię Joan.- Gregory jest dla nas jak syn, chociaż nie jestemjeszcze taka stara, żeby być jego matką, niech cię nie oszuka-ją moje siwe włosy.To w moim salonie na kanapie spędziłostatnią noc przed wyjazdem na wojnę.Co za horrendalnagłupota! Susan i ja starałyśmy się mu to wyperswadować, ażobie ochrypłyśmy, ale na próżno.Mam nadzieję, że wróci ztej wojny równie szybko, jak na nią poszedł, szkoda byłoby,gdyby właśnie jemu coś się przytrafiło, zawsze robił wraże-nie wspaniałego człowieka.Skoro jesteś jego przyjaciółką, tobędziesz i naszą.Możesz zacząć pracę już dzisiaj.Załóż tylkofartuch i chustkę na głowę, żeby włosy nie wpadały klientomdo zupy, i idz do kuchni.Susan powie ci, co masz robić.Wkrótce Carmen Morales nie tylko podawała do stołu,ale także pomagała przy przygotowywaniu potraw, miałabowiem dobrą rękę i wyczucie do łączenia przypraw, i przy-chodziły jej do głowy co rusz to nowe kombinacje smakowe,co znacznie urozmaicało menu.Zaprzyjazniła się z Joan iSusan tak dalece, że wynajęły jej poddasze we własnym do-mu.Przestronny, choć zagracony pokój po opróżnieniu iuporządkowaniu stał się dla Carmen idealnym schronie-niem.Przez dwa okna widać było z dalekiej perspektywywzgórza i zatokę w całej okazałości, a przez okienko w sufi-cie dawało się śledzić ruchy gwiazd.W dzień Carmen korzy-stała z naturalnego światła, wieczorem zas zapalała dwiewielkie wiktoriańskie lampy, zdobyte na pchlim targu.W280 restauracji pracowała popołudniami i wieczorem, rano mia-ła wiele czasu wolnego.Kupiła narzędzia oraz materiałyzłotnicze i w wolnych chwilach oddawała się swemu ulubio-nemu zajęciu, stwierdzając przy tym z zadowoleniem, że niestraciła ani wyobrazni, ani ochoty do pracy.Pierwsze kol-czyki podarowała swoim chlebodawczyniom [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •