[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sir Thomas twierdzi, że czeka mnie zamówienie na duży batalistyczny fresk - opowiadał dalej mistrzHans z tryumfem w głosie.- A kto wie, co jeszcze wyniknie z tak wielkiego przedsięwzięcia? Obaj zKratzerem dostaniemy cztery szylingi dziennie.Cztery szylingi dziennie! Sześć, prawie siedem razy więcejniż zarabiałem dotąd.Cztery.szylingi.dziennie.- Oczy mu zalśniły.Dopiero teraz zauważyłam, że spodnie ikoszulę miał wiele razy łatane drobnymi, starannymi ściegami.Podczas wieczerzy, mimo ponurej pogody i postnego piątkowego jedzenia, mistrz Nicholas był wwiększej euforii niż mistrz Hans.Siedzieli obaj na końcu stołu uśmiechnięci i pochłaniali karpia, rozmawiająccicho po niemiecku, co wystawiało na próbę cierpliwość jejmości Alice, która jednak starała się tego nieokazywać.Wyjechali siódmego lutego, w niedzielę.Tego dnia wypadały pięćdziesiąte urodziny ojca, któremieliśmy uczcić odsłonięciem przynajmniej jednego obrazu, ale ponieważ oba wymagały dokończenia, awiększość domowników nas opuszczała, rano odmówiliśmy tylko wspólnie modlitwę za powodzenie rozmów zFrancuzami.Swoje obrazy mistrz Hans schował albo u siebie, albo u mistrza Nicholasa, bo po ich wyjezdziepracownia opustoszała (została tylko czaszka zapomniana pod stołem), tak zresztą jak cały dom.Ojciec przeby-wał w Greenwich z francuskimi ambasadorami i swym zwierzchnikiem kardynałem Wolseyem (sprytnym iprzebiegłym, chciwym, dumnym purpuratem w sobolowym kołnierzu, stale wąchającym naszpikowanąwonnościami pomarańczę, jako że bał się morowego powietrza i nie znosił niemiłych woni motłochu).WillRoper towarzyszył mu jako drugi sekretarz.Nawet William Dauncey pojechał do Greenwich.Natomiast ichmłode małżonki udały się z wizytą do teściów (gdy się okazało, że są przy nadziei, cała rodzina zaczęła imokazywać wielkie zainteresowanie).Zanosiło się na to, że w domu zapanuje cisza i spokój, gdyż prócz mnie pozostała tylko jejmość Alice isłużba.Wcale mnie to nie martwiło.Przynajmniej będę mogła bez przeszkód zagłębiać się w myślach imarzeniach: rozkosznych, pełnych nadziei na przyszłość, jako że widać już było wyraznie, iż sprawy układająRLT się pomyślnie.Przestanę się przejmować tajemnicą zachodniej kordegardy i zakradać się do Nowego Pawilonu.Zajmę się czytaniem, haftowaniem i będę chodzić na wiosenne spacery, kiedy tylko pogoda na to pozwoli.Pomyślałam sobie jednak, że będzie mi brakowało mistrza Hansa.Tak więc zostałyśmy we dwie (oraz młody John i Anna Cresacre, ale oni przebywali głównie w pokojuszkolnym).Gdy skończyła się mokra wiosna i zaczęło gorące lato, wystąpiły przypadki gorączki potowej*.* Poprawna nazwa  angielskie poty" (sudor anglicus).Choroba ta po raz pierwszy wystąpiła po przejęciu korony przezTudorów (stąd przez ich przeciwników uważana była za karę boską), umierała na nią głównie arystokracja, a biednych dotykała wniewielkim stopniu.W Anglii zanikła, ale pojawiała się jeszcze na kontynencie europejskim, dotarła nawet do Gdańska.Z gorączką potową zetknęłam się, gdy pierwszy raz pojawiła się w Londynie.Miałam wtedy czternaścielat, mieszkaliśmy przy Bucklersbury, a John Clement był moim nauczycielem.Przeżywaliśmy straszne chwile.Ammonius okrutnie męczył się przez całą dobę przy szczelnie zamkniętych oknach, a my wzywaliśmy dok-torów i ciągle biegaliśmy z zimnymi napojami i kataplazmami.Na ogół choroba zabijała w pierwszym dniu,czasami nawet w ciągu kilkudziesięciu minut.Chorzy dostawali wysokiej gorączki, pocili się obficie, cierpielimęki pragnienia i popadali w malignę.W końcu zasypiali i umierali.Gdy nadeszła ostatnia godzina Ammoniusa, byliśmy przy nim we dwoje - ja i jego przyjaciel John Cle-ment.Panował przerazliwy zaduch.Wiele się wtedy dowiedziałam o gorączce potowej i teraz wszystko mi sięprzypominało.John opowiedział mi o pierwszym wybuchu choroby w 1485 roku na samym początku pa-nowania starego króla.Lud uznał to wówczas za znak, że rządy Henryka VII będą ciężkie.Drugi raz chorobazbierała żniwo w 1517 roku, kiedy mieszkaliśmy przy Bucklersbury.W tym samym roku Marcin Luter wypo-wiedział wojnę Kościołowi i wedle słów ojca nieszczęścia winni byli heretycy i ich nauka zatruwająca dusze.Ammonius krzyczał:  Kłamcy, kłamcy, kłamcy!", a my nie wiedzieliśmy, o kim czy do kogo mówi.Wpokoju było ciemno, byliśmy bardzo zmęczeni.Musieliśmy go trzymać siłą i obmywać chłodną wodą.Ale niezważaliśmy na nic, dopóki w umęczonym, drżącym ciele kołatało się życie.W pewnym momencie zacząłsłabnąć.- Jestem zmęczony - rzekł i nagle stał się tak ciężki, że oboje z Johnem nie mogliśmy go podnieść.- Nie zasypiajcie - błagałam, a po policzkach płynęły mi łzy.- Proszę.John też płakał.- Nie wolno ci spać! - powtarzał z mocą.- Słuchaj, co mówię! Nie śpij!Jednak Włoch nikogo nie słuchał.Powieki mu opadły, nie zdołaliśmy go dobudzić.Wiadomo było, żejuż nie otworzy oczu.Nigdy nie czułam się taka bezradna jak wtedy.Dyszałam z wysiłku, gdy kładliśmy na posłanie ciałociężkie jak kamień.Okryliśmy go, jakby była jeszcze jakakolwiek nadzieja.Po twarzy mego nauczycielaspływały łzy, a ja nasłuchiwałam, czy z ust nie dobiegnie choćby szmer; ale słychać było tylko zmęczoneoddechy nas dwojga.Pózniej John mi wyznał, że właśnie wtedy postanowił zostać lekarzem.Z pewnościązdarzenie to miało wpływ na moje medyczne zainteresowania, lecz w tamtej chwili czułam jedynie gorzki bóldotkliwej porażki.A ojciec wolał widzieć kryjącą się za tym wszystkim herezję.RLT Usłyszawszy, że mieszkańcy Londynu uciekają przed nowym wybuchem choroby i koczują w naszejwiosce, pośpieszyłam im z pomocą.W tej sytuacji nie mogłam się zaszyć w domowym zaciszu.W Chelseabyło jeszcze bezpiecznie, a głodny tłum potrzebował dachu nad głową.Bujając w różowym obłoku marzeń oprzyszłym szczęściu, czułam w sobie rozpierającą wprost energię.Do Johna pisałam codziennie, lecz niewspominałam o tym, że noszę do wioski jedzenie i że wraz z jejmością Alice wymogłyśmy na zarządcy, byoddał uchodzcom na nocleg drugą stodołę, tę obok dużego pola.Akurat w tym czasie ważyły się losy wyboruJohna do Kolegium, więc prosiłam go nawet, by nie odpowiadał na moje listy, dopóki sprawa jego stanowiskanie zostanie pomyślnie załatwiona, i sama nie informowałam o niczym, co mogłoby go zaniepokoić.Miał terazważniejsze rzeczy na głowie.Wolałam, żeby skupił się na przyjęciu go do Kolegium, a nie rozpraszał moimikłopotami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •