[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy się dowiedziałaś? - pyta Billy.155RS- Dzisiaj.Podczas tamtej rozmowy telefonicznej.Zadzwoniłam do mamy i ona powiedziała mi, że to jużkoniec.- Przykra sprawa.- Billy ściąga usta, robiąc udręczonąminę, która mimo wszystko jest zabawna.Zmieję się i od razu lżej mi na duszy.- Właściwie nie wiem, co się stało - mówię.- Nie wiem,dlaczego się rozwodzą.- Może oni też nie wiedzą.Zastanawiam się nad tym przez chwilę.Billy może miećrację.Otwieram usta i zaczynam mówić coś na ten temat.Zanim się spostrzegłam, minęło co najmniej pięć minut.To ulga móc wyrzucić z siebie to wszystko.O dziwo, Billynie sprawia wrażenia kogoś, kto chciałby uciec.- Często się kłócili? - pyta.- Nie, nigdy.Może to jedna z przyczyn tego, co sięstało.- Może - mówi Billy.- Moi rodzice ciągle na siebiewrzeszczeli i też nie skończyło się to dobrze.Trzebaprzynajmniej ze sobą rozmawiać.Kiwam głową i myślę o jednym z wielu cichychwieczorów spędzonych z Johnem.W miarę jakprzyzwyczajaliśmy się do siebie, coraz częściejmilczeliśmy.Jeśli nadal tak będzie, wkrótce zapomnębrzmienia jego głosu.Wyobrażam sobie nas zasześćdziesiąt lat, siwych i pomarszczonych, jak siedzimyna tym samym tapczanie lub wpadamy na siebie,poruszając się w chodzikach.Może będę już wtedy głuchai cisza nie będzie mi przeszkadzać.Nie przestaję jednak rozmawiać z Billym.Opowiada mio swojej pracy.Jest projektantem obuwia.Słysząc to,omal nie mdleję.Oto wreszcie mężczyzna, który rozumie,jak ważne są buty! Ja z kolei opowiadam mu o swojejpracy i moich lękach z nią związanych.Wspominamnawet o Johnie.To, że mówię o nim tutaj, tysiącekilometrów od domu, jest dziwne, ale działa na mniekojąco.156RSBilly i ja moglibyśmy być wspaniałymi przyjaciółmi,gdyby tylko przeprowadził się do Chicago i nie był takcholernie przystojny.Próbuję ignorować fakt, że bije odBilly'ego tak wielki urok, gdy Irlandczyk robi różneśmieszne miny, by wzmocnić ekspresję wypowiedzi.Staram się nie popadać w dumę, kiedy kładzie na chwilęswoją dłoń na mojej albo posyła mi zmysłowy uśmiech.Podczas pierwszej krótkiej przerwy w naszej rozmowiespostrzegam, że jeden z jego ciemnych loków opadł muna oko i że Billy patrzy na moje usta.Zastanawiam sięprzez chwilę, czy wódka z tonikiem nie zmyła szminkiBronze Coin, którą się pomalowałam w łazience.Potemjednak ta myśl pryska, bo twarz Billy'ego jest coraz bliżejmojej.Pochylam się nieznacznie ku niemu i nasze twarzesą tuż przy sobie.Irlandczyk zamyka oczy i przywieraustami do moich ust.Z początku napiera na nie lekko,potem mocniej, rozchylając mi językiem wargi.Ogarniamnie fala podniecenia, a potem nagle wszystko się urywa.- Ty suko! - słyszę.Odwracam gwałtownie głowę i dostrzegam oddalającąsię szybko Sin.Kat stoi tam przez moment z błagalnymwyrazem twarzy, a potem rusza za przyjaciółką.157RS16- Chryste! - wołam i chowam twarz w dłoniach.- Pójść za nimi? - pyta Billy, kładąc rękę na moimramieniu.- Nie, nie.Zostań tutaj, proszę.- Przeciskam sięmiędzy hulającymi ludzmi i wyciągam szyję, szukającLindsey i Kat.Co ja zrobiłam?Podchodzi do mnie jakiś palant.- Zatańczymy? - bełkocze, wpatrując się w mój biust.Odpycham go i przewraca się.Ignoruję gniewnespojrzenia tych, którym rozlał drinki, i ruszam naprzód.Wreszcie dostrzegam Lindsey zmierzającą szybkimkrokiem w stronę wyjścia i Kat, która próbuje ją dogonić.Zbiegając po schodach, wykrzykuję ich imiona.Pcham drzwi i wypadam na ulicę, niemal zderzając sięz moimi przyjaciółkami.Sin stoi na szerokorozstawionych nogach, z rękami opartymi na biodrach ikręci głową.Kat ma skrzyżowane na piersiach ręce irozgląda się dokoła, jakby szukała kogoś, kto ją wybawi ztej sytuacji.- Cholera, nie mogę w to uwierzyć - mówi Lindsey.- Natej pieprzonej wyspie są tysiące facetów, a ty musiszuganiać się akurat za moim!- On jest twoim facetem? - Próbuję okazać zdziwienie,ale efekt jest mierny.- Dobrze wiesz, o co mi chodzi, Casey!- Tak, wiem.Przepraszam.Nie chciałam, by do tegodoszło.- Nie chcę tego słuchać - przerywa mi Lindsey izaczyna się oddalać.Ruszam za nią, ale Kat, która stała dotąd w milczeniu,przygryzając usta, kładzie dłoń na moim ramieniu.- Zostaw ją, Case.158RS- Przysięgam - mówię do Kat.- Tylko rozmawialiśmy.Pocałował mnie pierwszy raz, gdy się pojawiłyście, i nawetnie miałam czasu zareagować.Do niczego więcej by niedoszło.Kat nie wydaje się tak wkurzona jak Lindsey, alezadowolona też na pewno nie jest.- Wierzę ci, moja droga.Daj mi godzinę.Postaram sięją uspokoić, dobrze?Kiwam głową, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym zrobić.Chociaż Sin ostatnio zachowywała się wobec mnieokropnie, nie powinnam była do tego dopuścić.Boję się,że to będzie gwózdz do trumny naszej przyjazni.- Będę tam dokładnie za godzinę - mówię.Kat kiwagłową i odwraca się.Gdy wspinam się powoli po schodach Sweet IrishDreams, moją głowę rozsadzają krzykliwe nagłówki: Dziewczyna zabija przyjazń, całując faceta swojejprzyjaciółki!", Powszechnie szanowane małżeństworozwodzi się po 28 latach!", Międzynarodowy SkandalTowarzyski - Amerykanin nic nie wiedział ozagranicznych flirtach swojej narzeczonej".Pod wpływemsilnych wrażeń zupełnie wytrzezwiałam.Nawet niepotrafię się porządnie upić.Billy opiera się o framugę drzwi u szczytu schodów.Widząc mnie, unosi brwi.- Już wszystko w porządku?- Nie, wręcz przeciwnie.Lindsey jest wściekła.Nie chcenawet ze mną rozmawiać.- Ale dlaczego? Czy to ma jakiś związek ze mną?- Oczywiście, że tak.To ma związek tylko z tobą -mówię cichym, zrezygnowanym głosem.- Cóż, może nietylko z tobą.- Kręcę głową.Jak mu to wyjaśnić?- Przepraszam - mówi Billy, ale w kącikach jego ustczai się ledwie dostrzegalny uśmieszek.- Co cię tak bawi? - pytam, zirytowana.Billy wzruszaramionami.- Po prostu myślę, że jesteś fantastyczna.159RSTe słowa zbijają mnie z tropu.Nie wiem, dlaczego topowiedział.Przecież przez całą noc nie robię nic, tylkonarzekam, jęczę i pokrzykuję na barmanki.A jednak tesłowa sprawiają, że na chwilę zapominam o Lindsey.- Dzięki - mówię.Potem jednak coś sobieuświadamiam.- Jesteś cały w uśmiechach, bo walczą o ciebie dwiedziewczyny.- Wbijam mu palec między żebra.- O mnie? - upewnia się z fałszywą skromnością.- Uwielbiasz to, prawda?- Bywały gorsze noce.- No cóż, cieszę się, że ktoś się tu dobrze bawi.-Próbuję mówić jak najostrzejszym tonem, ale Billywygląda jak aniołek.- Może odprowadzę cię do hotelu, żebyście mogłyjeszcze trochę powalczyć?- Nie będzie już żadnych kłótni, jeśli o to ci chodzi.- Cholera.- Pstryka palcami.- Zresztą nie mogę teraz wrócić.Powiedziałam im, żeprzyjdę za godzinę.- Możemy pójść plażą, to znacznie dłuższa droga.Rozważam tę propozycję przez chwilę.Z pewnością niemamochoty tkwić przy barze.To już nie byłoby przyjemne.Mogłabym urwać się Billy'emu i sama wrócić do Sunset.Wtedy jednak dotarłabym tam wkrótce po Kat i Sin, amuszę dać tej drugiej trochę czasu na ochłonięcie.- Będziemy tylko szli - mówię do Billy'ego.- Nic więcej.- Jasne.- Kiwa głową.- Nic więcej.Zrozumiałem.Billy i ja idziemy obok zatłoczonych, dudniącychmuzyką barów i straganów, gdzie wciąż sprzedawane sąsouvlaki - aż do miejsca, gdzie szosa zaczyna biec w dół.Jest to najkrótsza droga do Sunset - wystarczy zejść zewzgórza, a potem skręcić w lewo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Kiedy się dowiedziałaś? - pyta Billy.155RS- Dzisiaj.Podczas tamtej rozmowy telefonicznej.Zadzwoniłam do mamy i ona powiedziała mi, że to jużkoniec.- Przykra sprawa.- Billy ściąga usta, robiąc udręczonąminę, która mimo wszystko jest zabawna.Zmieję się i od razu lżej mi na duszy.- Właściwie nie wiem, co się stało - mówię.- Nie wiem,dlaczego się rozwodzą.- Może oni też nie wiedzą.Zastanawiam się nad tym przez chwilę.Billy może miećrację.Otwieram usta i zaczynam mówić coś na ten temat.Zanim się spostrzegłam, minęło co najmniej pięć minut.To ulga móc wyrzucić z siebie to wszystko.O dziwo, Billynie sprawia wrażenia kogoś, kto chciałby uciec.- Często się kłócili? - pyta.- Nie, nigdy.Może to jedna z przyczyn tego, co sięstało.- Może - mówi Billy.- Moi rodzice ciągle na siebiewrzeszczeli i też nie skończyło się to dobrze.Trzebaprzynajmniej ze sobą rozmawiać.Kiwam głową i myślę o jednym z wielu cichychwieczorów spędzonych z Johnem.W miarę jakprzyzwyczajaliśmy się do siebie, coraz częściejmilczeliśmy.Jeśli nadal tak będzie, wkrótce zapomnębrzmienia jego głosu.Wyobrażam sobie nas zasześćdziesiąt lat, siwych i pomarszczonych, jak siedzimyna tym samym tapczanie lub wpadamy na siebie,poruszając się w chodzikach.Może będę już wtedy głuchai cisza nie będzie mi przeszkadzać.Nie przestaję jednak rozmawiać z Billym.Opowiada mio swojej pracy.Jest projektantem obuwia.Słysząc to,omal nie mdleję.Oto wreszcie mężczyzna, który rozumie,jak ważne są buty! Ja z kolei opowiadam mu o swojejpracy i moich lękach z nią związanych.Wspominamnawet o Johnie.To, że mówię o nim tutaj, tysiącekilometrów od domu, jest dziwne, ale działa na mniekojąco.156RSBilly i ja moglibyśmy być wspaniałymi przyjaciółmi,gdyby tylko przeprowadził się do Chicago i nie był takcholernie przystojny.Próbuję ignorować fakt, że bije odBilly'ego tak wielki urok, gdy Irlandczyk robi różneśmieszne miny, by wzmocnić ekspresję wypowiedzi.Staram się nie popadać w dumę, kiedy kładzie na chwilęswoją dłoń na mojej albo posyła mi zmysłowy uśmiech.Podczas pierwszej krótkiej przerwy w naszej rozmowiespostrzegam, że jeden z jego ciemnych loków opadł muna oko i że Billy patrzy na moje usta.Zastanawiam sięprzez chwilę, czy wódka z tonikiem nie zmyła szminkiBronze Coin, którą się pomalowałam w łazience.Potemjednak ta myśl pryska, bo twarz Billy'ego jest coraz bliżejmojej.Pochylam się nieznacznie ku niemu i nasze twarzesą tuż przy sobie.Irlandczyk zamyka oczy i przywieraustami do moich ust.Z początku napiera na nie lekko,potem mocniej, rozchylając mi językiem wargi.Ogarniamnie fala podniecenia, a potem nagle wszystko się urywa.- Ty suko! - słyszę.Odwracam gwałtownie głowę i dostrzegam oddalającąsię szybko Sin.Kat stoi tam przez moment z błagalnymwyrazem twarzy, a potem rusza za przyjaciółką.157RS16- Chryste! - wołam i chowam twarz w dłoniach.- Pójść za nimi? - pyta Billy, kładąc rękę na moimramieniu.- Nie, nie.Zostań tutaj, proszę.- Przeciskam sięmiędzy hulającymi ludzmi i wyciągam szyję, szukającLindsey i Kat.Co ja zrobiłam?Podchodzi do mnie jakiś palant.- Zatańczymy? - bełkocze, wpatrując się w mój biust.Odpycham go i przewraca się.Ignoruję gniewnespojrzenia tych, którym rozlał drinki, i ruszam naprzód.Wreszcie dostrzegam Lindsey zmierzającą szybkimkrokiem w stronę wyjścia i Kat, która próbuje ją dogonić.Zbiegając po schodach, wykrzykuję ich imiona.Pcham drzwi i wypadam na ulicę, niemal zderzając sięz moimi przyjaciółkami.Sin stoi na szerokorozstawionych nogach, z rękami opartymi na biodrach ikręci głową.Kat ma skrzyżowane na piersiach ręce irozgląda się dokoła, jakby szukała kogoś, kto ją wybawi ztej sytuacji.- Cholera, nie mogę w to uwierzyć - mówi Lindsey.- Natej pieprzonej wyspie są tysiące facetów, a ty musiszuganiać się akurat za moim!- On jest twoim facetem? - Próbuję okazać zdziwienie,ale efekt jest mierny.- Dobrze wiesz, o co mi chodzi, Casey!- Tak, wiem.Przepraszam.Nie chciałam, by do tegodoszło.- Nie chcę tego słuchać - przerywa mi Lindsey izaczyna się oddalać.Ruszam za nią, ale Kat, która stała dotąd w milczeniu,przygryzając usta, kładzie dłoń na moim ramieniu.- Zostaw ją, Case.158RS- Przysięgam - mówię do Kat.- Tylko rozmawialiśmy.Pocałował mnie pierwszy raz, gdy się pojawiłyście, i nawetnie miałam czasu zareagować.Do niczego więcej by niedoszło.Kat nie wydaje się tak wkurzona jak Lindsey, alezadowolona też na pewno nie jest.- Wierzę ci, moja droga.Daj mi godzinę.Postaram sięją uspokoić, dobrze?Kiwam głową, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym zrobić.Chociaż Sin ostatnio zachowywała się wobec mnieokropnie, nie powinnam była do tego dopuścić.Boję się,że to będzie gwózdz do trumny naszej przyjazni.- Będę tam dokładnie za godzinę - mówię.Kat kiwagłową i odwraca się.Gdy wspinam się powoli po schodach Sweet IrishDreams, moją głowę rozsadzają krzykliwe nagłówki: Dziewczyna zabija przyjazń, całując faceta swojejprzyjaciółki!", Powszechnie szanowane małżeństworozwodzi się po 28 latach!", Międzynarodowy SkandalTowarzyski - Amerykanin nic nie wiedział ozagranicznych flirtach swojej narzeczonej".Pod wpływemsilnych wrażeń zupełnie wytrzezwiałam.Nawet niepotrafię się porządnie upić.Billy opiera się o framugę drzwi u szczytu schodów.Widząc mnie, unosi brwi.- Już wszystko w porządku?- Nie, wręcz przeciwnie.Lindsey jest wściekła.Nie chcenawet ze mną rozmawiać.- Ale dlaczego? Czy to ma jakiś związek ze mną?- Oczywiście, że tak.To ma związek tylko z tobą -mówię cichym, zrezygnowanym głosem.- Cóż, może nietylko z tobą.- Kręcę głową.Jak mu to wyjaśnić?- Przepraszam - mówi Billy, ale w kącikach jego ustczai się ledwie dostrzegalny uśmieszek.- Co cię tak bawi? - pytam, zirytowana.Billy wzruszaramionami.- Po prostu myślę, że jesteś fantastyczna.159RSTe słowa zbijają mnie z tropu.Nie wiem, dlaczego topowiedział.Przecież przez całą noc nie robię nic, tylkonarzekam, jęczę i pokrzykuję na barmanki.A jednak tesłowa sprawiają, że na chwilę zapominam o Lindsey.- Dzięki - mówię.Potem jednak coś sobieuświadamiam.- Jesteś cały w uśmiechach, bo walczą o ciebie dwiedziewczyny.- Wbijam mu palec między żebra.- O mnie? - upewnia się z fałszywą skromnością.- Uwielbiasz to, prawda?- Bywały gorsze noce.- No cóż, cieszę się, że ktoś się tu dobrze bawi.-Próbuję mówić jak najostrzejszym tonem, ale Billywygląda jak aniołek.- Może odprowadzę cię do hotelu, żebyście mogłyjeszcze trochę powalczyć?- Nie będzie już żadnych kłótni, jeśli o to ci chodzi.- Cholera.- Pstryka palcami.- Zresztą nie mogę teraz wrócić.Powiedziałam im, żeprzyjdę za godzinę.- Możemy pójść plażą, to znacznie dłuższa droga.Rozważam tę propozycję przez chwilę.Z pewnością niemamochoty tkwić przy barze.To już nie byłoby przyjemne.Mogłabym urwać się Billy'emu i sama wrócić do Sunset.Wtedy jednak dotarłabym tam wkrótce po Kat i Sin, amuszę dać tej drugiej trochę czasu na ochłonięcie.- Będziemy tylko szli - mówię do Billy'ego.- Nic więcej.- Jasne.- Kiwa głową.- Nic więcej.Zrozumiałem.Billy i ja idziemy obok zatłoczonych, dudniącychmuzyką barów i straganów, gdzie wciąż sprzedawane sąsouvlaki - aż do miejsca, gdzie szosa zaczyna biec w dół.Jest to najkrótsza droga do Sunset - wystarczy zejść zewzgórza, a potem skręcić w lewo [ Pobierz całość w formacie PDF ]