[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wbił się w nią głęboko, posiadł ją bez reszty, aż załkałagłośno, ściskając uwypuklone mięśnie jego pleców.Gdy wreszcie spłynęła nanią kaskada rozkoszy, jakaś siła kazała jej przylgnąć do niego i gorejącym od-dechem ogrzewać jego szyję.- Och, Cassandro - wyszeptał, szukając jej ust.Przewrócił ją na bok i nie mogąc już się dłużej hamować, przywołał swo-ją chwilę rozkoszy.* * *Dochodziła dziesiąta wieczorem.Hrabia wstał od biurka, zamknął księgępokładową i mocno się przeciągnął.Spojrzał na Cassandrę, która siedziała sku-lona na kanapie z powieścią w ręku i, wydawałoby się, tonęła w lekturze.W kącikach ust hrabiego pojawił się uśmiech.Dwa smukłe palce zajętebyły nawijaniem i odwijaniem kosmyka włosów, który opadał jej na ramię.Byłto jej stary nawyk, który pamiętał jeszcze z dawniejszych lat.Błękitna jedwab-na suknia, w którą była ubrana, miała mocno wycięty dekolt i żadnej koronki,by zakryć górę jej kształtnego biustu.Zobaczył w wyobrazni jej różane sutki ipoczuł je pod palcami, wyobrażając sobie, że je drażni i pieści, aż robią siętwarde.Uśmiechnął się do swoich myśli.W ciągu kilku ostatnich dni jej walkaograniczała się do symbolicznego oporu, który zupełnie znikał z chwilą, gdyznalazła się w jego objęciach.Chociaż, poprawił się, to nie dotyczyło dni, tylkoSR nocy.W ciągu dnia wyżywała się na nim, smagając słowami tym dotkliwiej,im chętniej oddawała mu się w nocy.Podszedł do niej i wyciągnął dłoń.- Pora do łóżka, Cassandro.- Jego głos był kusząco ochrypły.Skuliła się mocniej na brokatowych poduszkach i nie odpowiedziała.- Cassandro - powtórzył miękko, zaciskając palce na jej nagim ramieniu.Wyrwała się.- Nie jestem ani odrobinę śpiąca, milordzie, i nie wybieram się jeszcze dołóżka!Było coś takiego w jej szeroko otwartych i lekko rozbieganych oczach, cona chwilę zamknęło mu usta.- Czy tak bardzo wciągnęła cię ta powieść, moja droga?- O, tak - odrzekła szybko, nawet za szybko, tuląc cienką książkę do pier-si.- Jest tak fascynująca, że nie jestem w stanie jej odłożyć, dopóki nie do-czytam do końca.- Może powinienem zapewnić ci tutora.Wpatrywała się w niego, nie mając zielonego pojęcia, o czym mówi.- Czytałaś cały wieczór, kochana, a zdołałaś dojść zaledwie do trzeciejstrony.Cóż, cara, znając twoją inteligencję, spodziewałbym się po tobie lep-szego fortelu.Z trzaskiem zamknęła książkę.- Bardzo proszę, milordzie, kawa na ławę.Nie dam ci się dziś w nocyspętać! Będę spać tu, na kanapie.- Spętać? Na Boga, dziewczyno, od naszej drugiej nocy nie było mowy ożadnym pętaniu.Właściwie czasem mam wrażenie, że to ja ci ulegam.A możelękasz się, że cię nie poślubię, skoro już tyle razy, że tak to ujmę, zerwałem zdrzewka dojrzały owoc?SR - Ty uparty nudziarzu! Po raz kolejny ci powtarzam, że nigdy za ciebienie wyjdę.Jeśli masz choć krztynę honoru, zostaw mnie w spokoju!- Wybacz, Cassandro, ale nie sądzę, żeby honor miał cokolwiek wspólne-go z naszą fizyczną przyjemnością.Chodz, ukochana, chciałbym znowu usły-szeć, jak jęczysz z rozkoszy.Zrobiła się buraczkowa ze złości i wrzasnęła:- To ty mnie do tego doprowadziłeś.Ja się boję, że mnie porzucisz? Wol-ne żarty! Ja sobie nie życzę, żebyś się do mnie zbliżał! Zostaw mnie w spo-koju, rozkazuję ci!- Masz na sobie taką piękną suknię - rozważał na głos.- Szkoda by jej by-ło.Jeśli będziesz ze mną walczyć, to ona ucierpi.Cassandro, jesteś namiętną iekscytującą kobietą.Głębię twoich uczuć pozostaje mi dopiero odkryć.Dośćtych bzdur.Pragnę cię teraz, w moim łożu i w moich ramionach.Zsunęła się z kanapy i ustawiła się za nią.Hrabia podniósł pytająco brwi,a następnie wzruszył ramionami.Odwrócił się i zaczął zdejmować ubranie.Usłyszał westchnienie ulgi i przez ramię powiedział:- Chociaż to ja ustaliłem zasady, ty musisz się do nich stosować.Będzie-my żyć jak mąż i żona, a to, moja droga, oznacza także intymność małżeń-skiego łoża.Teraz ściągniesz tę suknię.- Nie!W tym gniewnym sprzeciwie dosłyszał żałosne błaganie i odwrócił się doniej, w samych tylko bryczesach.- Dlaczego, Cassandro?Palcami bezlitośnie mięła rąbek spódnicy.- Proszę - zaczęła ledwie słyszalnym szeptem.SR Podszedł do niej i ścisnął swoimi ogromnymi dłońmi jej nagie ramiona.Stała spięta, chociaż palcami dotykał smukłej kolumny jej szyi.Niespieszniedotknął jej miękkich policzków i obrysował palcami wyrazistą linię podbródka.- Dlaczego, ukochana? Wiesz przecież, że mnie zapragniesz, wiesz, że wmoich ramionach zapomnisz o wicehrabim.Nie spierajmy się.Podniosła na niego wzrok i przekonał się, że w jej wielkich oczach niebyło cienia trwogi.Schylił się i złożył na jej ustach lekki pocałunek.Próbowała go ode-pchnąć, ale trzymał ją mocno, zanurzając palce w gęstwinie jej opadających naplecy włosów.Krzyknęła cicho, lecz nie z pożądania.Uwolnił jej usta i usłyszał nieśmiałą prośbę:- Proszę, nie możesz.ja nie mogę.- Jak to nie możesz? - Chwycił ją za podbródek i kazał patrzyć sobie wtwarz.Spłonęła rumieńcem i przymknęła oczy.- Proszę.Nie mógłbyś dzisiaj po prostu zostawić mnie samej?Nagle wszystko zrozumiał i zanim zdążył pomyśleć, jak się należy za-chować, odchylił głowę i wybuchnął gromkim śmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •