[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cięcie jest zupełnieświeże.Nic nie pamiętasz?Z trudem wydobywała z pamięci minione zdarzenia: powrót do domu w deszczu, gorączkęi ból, nudności, skurcze i wymioty.- Miałaś zapalenie wyrostka robaczkowego.- Zlepa kiszka! Na to można umrzeć!- Ale nie ty! - rzekł z naciskiem.- Doktor go usunął, a ja zamierzam opiekować się tobą.Zakilka tygodni będziesz jak nowa.Ba! Lepsza!Próbowała to wszystko zrozumieć.Rękę ciągle trzymała na obandażowanym brzuchu.- To boli.- Wiem, ale tak musi być.- Ucałował jej dłoń.- Tak będzie jeszcze przez kilka dni.A pozatym jak się czujesz?Przymknęła oczy.- Zwiatło mnie razi.Sięgnął do lampy stojącej na stoliku przy wezgłowiu łóżka i przykręcił knot. - To moja wina.Nie chciałem, abyś obudziła się w ciemności.- I ty mnie pielęgnowałeś?- Tak.- Gdzie jest moja matka? Dotknął jej policzka.- Bardzo mi przykro, Banner.Chciałem przedostać się przez rzekę i zawiadomić rodzinę,ale most został zerwany, a rzeka jest nie do przebycia.Dopóki deszcz nie przestanie padać iwoda nie opadnie, River Bend będzie odcięte od świata.Obawiam się, że musisz zdać się namnie.Przez moment nie odzywała się, jedynie patrzyła na niego.- Nie to miałam na myśli, Jake - chciała podnieść rękę i dotknąć jego policzka, ale dłońopadła jej bezsilnie.- W głowie mi się kręci.- To wina gorączki i eteru.Powinnaś znowu zasnąć.A może chcesz łyk wody?Skinęła głową; nalał trochę do szklanki.- Ayczek.Podniósł jej głowę i przytknął szklankę do ust; cicho zadzwoniła o zęby.Banner przełknęładwa razy.- Na razie musi wystarczyć - odstawił szklankę i zauważył buteleczkę ze środkiemprzeciwbólowym, którą zostawił doktor.- Boli cię? Mogę ci dać lekarstwo.- Nie, tylko zostań ze mną.- Zostać?- Spij ze mną.Jak w pociągu.- Ależ, kochanie, ty.- Proszę, Jake.Usiłowała mieć oczy otwarte, ale nie dała rady, więc wyciągnęła po omacku rękę, by godotknąć.Wyzbył się oporów.Podniósł kołdrę i bardzo ostrożnie położył się obok niej.Chciała się do niego odwrócić.- Nie, leż spokojnie na plecach.Położył rękę na jej biodrze, by w razie jakiegoś gwałtownego ruchu zaraz móc zareagować.O, Boże! To niebo i jednocześnie najprawdziwsze piekło.Słodkie tortury!Na szczęście zasnęła po chwili, a on zaraz potem.Rano Jake cicho krzątał się po domu, nie chcąc budzić Banner z dobroczynnego snu.Oporządził konia, przyniósł drzewa, napalił w kominku i kuchni, usmażył jajecznicę nabekonie, przygotował suchary i mocną, gorącą kawę.Kiedy wszystko było zrobione, zająłmiejsce przy jej łóżku.Na pościeli widniał odciśnięty ślad jego ciała.Nigdy dotąd nie spędził u boku kobiety całej nocy.Zwykle po zaspokojeniu swych pragnień odchodził.Tym razembyło inaczej.Bo też nie była to  jakaś kobieta, tylko BANNER.Brakowało mu słów, by opisać, co czuł, budząc się obok niej.Ocknął się i natychmiastpoczuł się szczęśliwy.Trzymała rękę na jego piersi, lekko rozchylone usta były tuż przy jegoramieniu.A jego ręka.Z trudem przełknął ślinę na wspomnienie, gdzie we śnie zawędrowała jego ręka.Miał ją bronić przed całym światem.A kto będzie jej bronił przed nim? Nie, on nigdy jużnie zrani jej i wytrwa w tym postanowieniu.Sam nie wiedział, jak długo tkwił przy jej łóżku.To nie miało znaczenia, czas bowiemprzestał się liczyć.Kiedy się ocknęła, była już bardziej przytomna.Równocześnie jaśniej zdawała sobiesprawę ze swego stanu.- Nie wiem, czy będę mogła chodzić.Uśmiechnął się; objawiała chęć życia.Czy to bożaopieka, czyjego starania przywróciły jej to pragnienie, nie wiedział.Najważniejsze, że jestpoprawa!- Dziewczyno, już niedługo wsiądziesz na konia! Jęknęła, a on roześmiał się.- To oczywiście trochę potrwa.A w tej chwili chcesz może herbaty?Skinęła głową, więc poszedł do kuchni.Kiedy wrócił do sypialni, wierciła się pod kołdrą inerwowo poruszała nogami.- Jake, jest coś, co.- Co?Postawił przyniesiony kubek z herbatą na stoliku.- Co ci jest, Banner? Powiedz.- Nie, nieważne - powiedziała, nie patrząc na niego.- Nawrót nudności? Będziesz wymiotować? Zarumieniła się, ale wiedział, że to nie objawtemperatury.- Nie.- To co? Coś cię boli? Może wezmiesz laudanum?- Nie potrzebuję żadnego laudanum.- To, na miłość boską, co?- Muszę iść do ubikacji.Jake zrobił głupią minę.- Przepraszam, nigdy bym o tym nie pomyślał.- To pomyśl i pospiesz się.- Zaraz wracam. Pobiegł do kuchni i wrócił z płytkim rondlem.- Dopóki nie będziesz mogła wstawać i korzystać z nocnika, będziesz używała tego.Odchylił kołdrę.- Co robisz? - zawołała i starała się przytrzymać okrycie.- Przecież muszę ci to podstawić pod, no.dobra, już.- Sama to zrobię.- Nie wolno ci się ruszać.- Dam radę.- Banner, nie wygłupiaj się.Trzymałem cię za głowę, gdy wymiotowałaś poprzedniejnocy.- Dziękuję, że mi to przypominasz!-.i stałem nad tobą podczas całej operacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •