[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak śmiał? Jak śmiał mnie zwodzić,sprawiać, bym pragnęła więcej, podczas gdy samnigdy nie zamierzał w tym wytrwać? A potem rzu-cił mnie z powodu tego, co mogłoby się kiedyś tamstać& Z powodu strachu. Wrócił kiedykolwiek do swojej byłej? Nigdy.Nawet wtedy, gdy szłyśmy na całośći próbowałyśmy zwrócić jego uwagę, zadając sięz kimś innym  dodała z goryczą.Wyczuwałam, że coś się za tym kryje, ale nienaciskałam. 137/692 Jaka była wymówka w twoim przypadku?  spy-tała Mackenzie. Słyszałyście o mojej wizji z Gavinem?Skinęła głową. Gavin prosił w tej sprawie o radę. To była właśnie wymówka.Dostrzegłam w jej oczach błysk gniewu.Z mojegopowodu? Pewnego dnia pojawi się jakaś dziewczyna, a onnie będzie chciał z nią zerwać.Może to ona z nimzerwie, a on się dowie, co oznacza porzucenie.Może.Ale to by oznaczało, że ją kocha.Wbiłamsobie paznokcie w udo. Myślę, że twoja wizja z Gavinem jest powodem,dla którego Cole nie wspomniał nikomu słowemo zerwaniu  oznajmiła Trina.Zaparkowała na pod-jezdzie pod domem Reeve. Nie chce, żeby Gavinpytał cię o tę twoją umiejętność.Zrobiłby to, gdybywiedział, że ty i Cole zerwaliście ze sobą. Co jest dla Cole a nietypowe  zauważyła Mack-enzie, trochę zaskoczona.Trochę zaintrygowana.Cole nie przejmuje się zwykle tym, co robi dziew-czyna albo z kim, kiedy już daje sobie z nią spokój.Z jednej strony poczułam dreszcz nadziei.Możewciąż mu na mnie zależało.Z drugiej miałam 138/692ochotę szydzić z samej siebie.Czyżbym była takżałosna? Ja i Cole to już historia, koniec, kropka.Przeżyję  oznajmiłam zwięzle. Dzięki za pod-wózkę, dziewczyny.I za rozmowę.Doceniam to.Mackenzie chwyciła mnie za rękę, zanimzdążyłam wysiąść. Możesz na nas zawsze liczyć.*Znowu mi się to śniło.Matka wyciągała do mnie ręce.Czułam przenikli-we ciepło.Potrząsała mną, krzycząc:  Alicjo, ocknij się!.Nie ocknęłam się.Nie tym razem.Zjawiły się zombi, wyciągnęły ją z wraku i rzuciłyna zimny, twardy asfalt obok mojego ojca.Potemrunęły na nią, znikając w jej wnętrzu i pożerającw jej ciele ducha.Z początku krzyczała i walczyła.Potem ucichła i tylko wiła się z bólu.Potemznieruchomiała.Na jej skórze pojawiły się czarnewrzody, znak, że zombiczna toksyna zatruwa ją odśrodka.Patrzyłam na to bezradnie, szlochając.I gdy się obudziłam, miałam mokre policzki. 139/692Czy umarła w ten sposób? Sama myślprzyprawiała mnie o straszną, mroczną wściekłość.Moja matka była taką łagodną, pełną miłości kobi-etą.Nigdy nikogo świadomie nie zraniła.A te is-toty tak się nad nią znęcały&Nie zmienisz przeszłości.Wygramoliłam sięz łóżka i powlokłam pod prysznic.Stałam pod nimtak długo, aż moje palce u rąk i nóg przypominałysuszone śliwki.Wytarłam się ręcznikiem, potemprzesunęłam drżącą dłonią po zaparowanym lus-trze.Uchwyciłam swoje odbicie i zatoczyłam się dotyłu, zszokowana.Byłam& było& To niemożliwe.Tik-tak.Tik-tak.Ten dzwięk rozbrzmiewał mi szeptem w głowie,w zgodnym rytmie z moim nowym sercem.Przysunęłam się do lustra tak blisko, jak było tomożliwe, dopóki nie oparłam się o zaokrąglonąkrawędz umywalki.Miałam ciemne smugi podoczami i wokół ust, a nad sercem czarną plamęwielkości mojego kciuka.Choć szorowałam sięz całej siły, zostawiając na ciele pręgi i niemal zdzi-erając sobie skórę, te niepokojące ślady pozostały.Czyżby stres?Może.Prawdopodobnie.Odwróciłam się od lustra i dzwięk tik-tak zamarł.Drżały mi ręce, kiedy wciągałam na siebie 140/692podkoszulek, dżinsy i wojskowe buty, a potemprzypinałam do kostek pochwy ze sztyletami.Wzięłam komórkę i napisałam do Kat. Jak szybko możesz się tu dostać? Czaspoćwiczyć.Była sobota, tuż po dwunastej w południe.Skończyłam z unikaniem Cole a.Wybierałam się dojego siłowni i zamierzałam żyć dalej.Dobrowolneuwięzienie nie służyło mi.Bez wątpienia.Kat:  Na przykład od razu.Jestem tutaj! Przyjdzdo pokoju Reeve.Ja:  Już idę.Kat:  Idz szybciej.Reeve mnie irytuje.Reeve:  ONA KAAMIE! Nikogo nie irytuję.Przemknęłam się korytarzem i zaczęłam sięwspinać na schody.Reeve zajmowała całe górnepiętro.Dostałam się na podest i wkroczyłam dopierwszego salonu, czyli pomieszczenia ozdobione-go różem, różem i jeszcze większą ilością różu,a do tego całymi górami koronek i falbanek.Ilek-roć tu przychodziłam, wydawało mi się, żeWalentynki zwymiotowały i oto jest rezultat.Drzwi do sypialni były otwarte.Dziewczynysiedziały na brzegu wielkiego łoża z baldachimem(krytego różową satyną).Reeve przykładała dłońdo czoła Kat.Kat potrząsała głową, jakby chciała 141/692czemuś zaprzeczyć; policzki miała blade, oczypodkrążone. Dobrze się czujesz?  spytałam ją.Spojrzenie orzechowych oczu spoczęło na mnie,potem umknęło w bok. Tylko nie ty.Przegapiłam drzemkę dla urody, towszystko.Nie.Chodziło o coś innego.Ostatnio miała więcejzłych dni niż dobrych.Znowu skupiła na mnie uwagę, przyjrzała mi siędokładnie i zmarszczyła czoło. No, ale co z tobą? To znaczy wiem, że przeżyłaśostatnio coś, o czym nie chcesz nam powiedzieć,bo nie masz dość przyzwoitości, ale rany! Przypo-minasz chodzącą śmierć. Kat!  upomniała ją Reeve. Co? To prawda.Spróbowałam zetrzeć przebarwienia ze skóry. Nie wiem, co się stało, ale nie mogę się pozbyćtych smug. Smug? Jakich smug? Masz ten sam śnieżnobiałyodcień co zawsze  i jest to komplement, tak przyokazji.Jesteś jak wróżka z zimowej krainy czarówi zżerałaby mnie zazdrość, gdybym& Gdybyś nie była w sobie taka zakochana  wtrą-ciła Reeve ze śmiechem. 142/692 Właśnie! Widzicie mnie, prawda? Bóg miałwyjątkowo dobry dzień, kiedy mnie stworzył, no,wiecie, odrobinka seksu tutaj, kropelka niesamow-itości tam.Chodzi o& twoje oczy  zwróciła się domnie Kat. Są bardziej udręczone niż zwykle.Smugi przyblakły? Tak szybko? Podeszłam do lus-tra i nachyliłam się, opierając dłonie o blat up-strzony śladami po makijażu.Z drugiej stronyspojrzało na mnie moje odbicie; smugi były taksamo ciemne jak przedtem.Odczułam rozczarow-anie, a ułamek sekundy pózniej uświadomiłamsobie coś jeszcze bardziej niepokojącego.Coś znacznie gorszego.Nie uśmiechałam się  w przeciwieństwie do swo-jego odbicia.Tik-tak.Pokręciłam energicznie głową, zamrugałam, aleobraz w lustrze się nie zmienił.Tik.Chwiejąc sięna nogach, podniosłam rękę i poklepałam się powargach.Tak.Kąciki ust nie podniosły się jakimścudem bez udziału mojej świadomości.Tik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •