[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paru spaÅ‚o przy stolikach, wtuliwszy gÅ‚owy w splecione nablatach ramiona.Jeden tylko czÅ‚owiek byÅ‚ samotny w tym tÅ‚umie mężczyznspoufalonych z sobÄ…, najwidoczniej staÅ‚ych bywalców lokalu,czynnego przez okrÄ…gÅ‚Ä… dobÄ™.SiedziaÅ‚ w kÄ…cie, przy maÅ‚ym stoli-ku, w pozie dość nonszalanckiej.StaÅ‚ przed nim nie dopity kufelpiwa.Na popielniczce piÄ™trzyÅ‚y siÄ™ niedopaÅ‚ki papierosów.DÅ‚u-gie, szczupÅ‚e palce odruchowo obracaÅ‚y w kółko prostokÄ…tnÄ… tek-turkÄ™ biletu kolejowego.Czyżby Zdebniak miaÅ‚ racjÄ™?Nie mogÅ‚am siÄ™ mylić: to byÅ‚ Rysiek.PoznaÅ‚am go od pierw-szego wejrzenia.MiaÅ‚ charakterystycznÄ…, szczupÅ‚Ä…, trochÄ™ jakbyptasiÄ… twarz, uwieÅ„czonÄ… bujnÄ… i niesfornÄ… rudawÄ… czuprynÄ….Pa-miÄ™taÅ‚am dobrze jego pochylone nieco ku przodowi ramiona można byÅ‚oby pomyÅ›leć, że jest stale zziÄ™bniÄ™ty i kuli siÄ™ z zimna.NależaÅ‚ niewÄ…tpliwie do ludzi, których wyglÄ…d zapada w pamięć.Nieznacznym ruchem gÅ‚owy wskazaÅ‚am go Zdebniakowi.Stasiek podszedÅ‚ do stolika w rogu energicznym krokiem i za-pytaÅ‚ urzÄ™dowym tonem: Pan siÄ™ nazywa Jan Ryszard Jaskólski? MÅ‚ody czÅ‚owiekpotwierdziÅ‚, nie wstajÄ…c z miejsca.W twarzy jego nie drgnÄ…Å‚ anijeden miÄ™sieÅ„.69  Pan pozwoli ze mnÄ…  Stasiek zrobiÅ‚ zapraszajÄ…cy gest ra-mieniem. A bo co?  warknÄ…Å‚ chÅ‚opak arogancko. PaÅ„ska znajoma, Mariola Kozubówna, zostaÅ‚a zamordo-wana  palnÄ…Å‚ Stasiek.Ma swojÄ… teoriÄ™.GÅ‚osi ona, że pierwsza reakcja czÅ‚owieka nawieść o popeÅ‚nionym morderstwie jest wiele znaczÄ…ca.ZwÅ‚aszczajeżeli siÄ™ niÄ… zaskakuje kogoÅ›, kto wchodzi w rachubÄ™ jako podej-rzany.Nie należy dawać mu ani sekundy czasu na przygotowaniesobie maski.ChÅ‚opak zbladÅ‚ i poderwaÅ‚ siÄ™ z miejsca.PotrÄ…ciÅ‚ stolik, kufelprzewróciÅ‚ siÄ™.Cienka strużka zÅ‚ocistego pÅ‚ynu polaÅ‚a siÄ™ na za-deptanÄ… bÅ‚otem podÅ‚ogÄ™.Ale mÅ‚ody czÅ‚owiek natychmiast opano-waÅ‚ siÄ™.WyminÄ…Å‚ Zdebniaka i ruszyÅ‚ w stronÄ™ drzwi.Nie miaÅ‚chyba jednak zamiaru uciec.Przy wyjÅ›ciu zatrzymaÅ‚ siÄ™, zapiÄ…Å‚ortalionowÄ… kurtkÄ™ i odwróciÅ‚ twarz w naszÄ… stronÄ™, jakby upew-niajÄ…c siÄ™, czy idziemy za nim.RzuciÅ‚ twardo: Uprzedzam: nie bÄ™dÄ™ odpowiadać na żadne pytania.NastÄ™pnego ranka czuÅ‚am siÄ™ fatalnie, tak jak gdybym napraw-dÄ™ miaÅ‚a zapowiadanÄ… grypÄ™.Wszystko mnie bolaÅ‚o, przedewszystkim zaÅ› gÅ‚owa.OczywiÅ›cie z niewyspania.Moje nocnewÄ™drówki nie zakoÅ„czyÅ‚y siÄ™ przecież w momencie zatrzymaniaprzez Zdebniaka RyÅ›ka Jaskólskiego.MusiaÅ‚am jeszcze wraz zcaÅ‚Ä… ekipÄ… pojechać do komendy, żeby tam dokÅ‚adnie wyspowia-dać siÄ™ z caÅ‚ego przebiegu mojej wieczornej rozmowy z MariolÄ….Do pracy jednak poszÅ‚am.Zbyt trudnÄ… mieliÅ›my w oÅ›rodku sy-tuacjÄ™ w zwiÄ…zku z epidemiÄ… grypy, abym mogÅ‚a pozwolić sobiena dogadzanie moim sÅ‚aboÅ›ciom.I znów mówili wszyscy o mor-derstwie, nowym, drugim morderstwie.Niektórzy usiÅ‚owali70 dopatrywać siÄ™ jakiegoÅ› zwiÄ…zku miÄ™dzy dwiema zbrodniami,których terenem staÅ‚ siÄ™ w ostatnich dniach nasz spokojny Zwier-nik.Mówiono: coÅ› musiaÅ‚a ta Mariolka wiedzieć niedobrego oBrydzie i może to jakiÅ› jego kumpel wyÅ›wiadczyÅ‚ koledze przy-sÅ‚ugÄ™.Bzdura, powiedziaÅ‚am na to.Bo jeżeli nawet zaÅ‚ożymy, żeto rzeczywiÅ›cie Bryda zabiÅ‚ żonÄ™, to każdy przecież, kto zna tegoczÅ‚owieka, poÅ›wiadczy: kobieciarz  prawda, hulaka  też prawda,ale żadnej bandzie skorej do mokrej roboty nie przewodzi.Ma-riolki szczerze żaÅ‚owano.Wszyscy jÄ… w mieÅ›cie lubili, byÅ‚a takapogodna, przychylna ludziom i caÅ‚emu Å›wiatu.PrzypominaliÅ›mysobie, jak Å‚adnie i zrÄ™cznie wiÄ…zaÅ‚a bukiety, jak skrzÄ™tnie pilnowa-Å‚a, żeby na czas byÅ‚y gotowe zamówione wiÄ…zanki, jaki cienkimiaÅ‚a gÅ‚osik, wciąż jeszcze jakby dziecinny.O RyÅ›ku krążyÅ‚yróżne wieÅ›ci.Jedni mówili, że siÄ™ do niczego nie przyznaje, dru-dzy, że zaÅ‚amaÅ‚ siÄ™.KtoÅ› puÅ›ciÅ‚ gadkÄ™, że usiÅ‚owaÅ‚ w wiÄ™zieniupopeÅ‚nić samobójstwo.ZapytaÅ‚am StaÅ›ka, czy to prawda.Zaprze-czyÅ‚.InformowaÅ‚ mnie jednak o caÅ‚ej sprawie skÄ…po i niechÄ™tnie.DowiedziaÅ‚am siÄ™ od niego tylko tyle, że Rysiek rzeczywiÅ›ciezamierzaÅ‚ nad ranem wyjechać ze Zwiernika.MiaÅ‚ wykupionybilet do Gdyni.Po pewnym czasie publiczne wzburzenie opadÅ‚o, gadanie przy-cichÅ‚o, każdy zajÄ…Å‚ siÄ™ swoimi sprawami.Ja też.Od czasu do cza-su tylko, gdy mijaÅ‚am nasz garaż, mimo woli czuÅ‚am dreszcztrwogi i odwracaÅ‚am gÅ‚owÄ™.Mknęły dni pracowite, nijakie, po-dobne do siebie.Po jakichÅ› dwóch tygodniach pewnego dnia pod koniec dyżuruwpadÅ‚a do mojego dzieciÅ„ca jak bomba Janka WÄ…sikówna.Wiecie co?!  wrzasnęła od progu, aż doktor Kosma podsko-czyÅ‚ na swoim foteliku. BrydÄ™ zwolnili!71  CoÅ› ty?!  zakrzyknęłam równie donoÅ›nie, nie zdajÄ…c so-bie sprawy, że w moim gÅ‚osie brzmi ulga. Rany boskie, dziewczyny, nie wrzeszczcie tak!  mitygo-waÅ‚ nas Kosma. Macie miny, jakbyÅ›cie po milionie w totka wy-graÅ‚y.Nie wiedziaÅ‚em, że donżuan ma tyle wielbicielek. SkÄ…d wiesz, Janka?  dopytywaÅ‚am siÄ™ niecierpliwie, niezważajÄ…c na zrzÄ™dzenie mojego szefa. Kordaszewska byÅ‚a, wiesz, ta z Zalipia.Co dzieÅ„ przecieżnas nawiedza, ja twierdzÄ™, że mogÅ‚aby w oÅ›rodku zamieszkać nastaÅ‚e.Cierpi na wszystkie choroby Å›wiata, jak usÅ‚yszy, że ktoÅ›kichnie, zaraz też ma katar.WiedziaÅ‚am, że Kordaszewska jest nie tylko chorÄ… í urojenia,ale i najtęższÄ… plotkarkÄ… na Zalipiu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •