[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wykrzywił z niezadowoleniem twarz iwbił palec w kościstą klatkę piersiową McNaba.- Nie o tym mówię.- Ani ja.- McNab skulił ramiona i na dobre się nadął.- Peabody - zaczęła Eve, nie czekając, aż podwładna zacznie się żalić.- Zamknij wszystkie pliki i zabierz dyskietki.Zarezerwuj salę na jutrzejszą odprawę. - Tak jest.- Dziewczyna przełknęła ślinę, a fakt, że było to słychać, sprawił jej dodatkowąprzykrość.- Skontaktuj się z Monroem, sprawdz, czy dowiedział się czegoś o Rolesie.Bądz u siebie wbiurze, żebym nie musiała cię szukać.- Tak jest.Eve zaczekała, aż asystentka, sztywna jak android, uprzątnie salę i wyjdzie.- Nic z tego nie będzie - mruknęła pod nosem.- Wysłuchaj jej, łatwo mu powiedzieć.Akuratsię na tym zna.- Kiedy w końcu zdołała się uwolnić od myśli na temat Peabody, usiadła przed łączemi wybrała numer biura federalnego.- Stowe.- Dallas.Musimy się spotkać.Tylko ty i ja.Dziś wieczorem.- Jestem zajęta, a poza tym nie interesują mnie spotkania z tobą.Ani dziś, ani kiedy indziej.Bierzesz mnie za idiotkę? Myślisz, że nie wiem, że to ty podpuściłaś tę dziennikarkę?- Ta dziennikarka sama świetnie sobie radzi.- Eve odczekała chwilę przed zadaniem ciosu.-Winifred C.Cates.- powiedziała i w milczeniu przyglądała się pobladłej agentce.- Co z nią? - odparła Stowe z godnym podziwu opanowaniem.To jedna z domniemanych ofiarYosta.- Dziś wieczorem, Stowe, chyba że wolisz o tym porozmawiać przez łącze.- Pracuję do siódmej.- Siódma trzydzieści w The Blue Squirrel.Taka sprytna agentka na pewno znajdzie adres.Stowe przysunęła się do ekranu i spytała przyciszonym głosem:- Będziesz sama?- Tak.To na razie.Siódma trzydzieści.Nie każ mi na siebie czekać.Eve przerwała transmisję i spojrzała na zegarek, próbując jak najlepiej rozplanować czas.Pełna najgorszych obaw, ruszyła do biura ekipy, po drodze wstępując do swojego gabinetu po kurtkę.Gdyby tylko nie musiała rozmawiać z Peabody, wolałaby nawet spotkanie z armią androidówwyposażonych w laserowe skalpele.- Złapałaś Charlesa? - zapytała, podchodząc do kabiny podwładnej. - Tak.Jego klientka poznała mężczyznę podającego się za Martina K.Rolesa ubiegłej zimy, naaukcji w Sotheby s.Przelicytował ją.Chodziło o krajobraz Masterfielda z 2021 roku.Kobietaprzypomniała sobie, że zapłacił dwa i pół miliona.- Sotheby's.Jest po piątej, więc pewnie zdążyli już zamknąć.Dobra, idziemy.- Zaczekała, ażPeabody się pozbiera.- Co jeszcze mówiła?- Charles powiedział, że ta kobieta uważa Rolesa za niezwykle kulturalnego i eleganckiegoczłowieka, który doskonale zna się na sztuce.Chciała nawet, żeby ją do siebie zaprosił, kiedywystawi obraz, ale nie okazał zainteresowania.Charles mówi, że to świetna babka, po trzydziestce, zklasą, cholernie bogata.Większość facetów bez zastanowienia skorzystałaby z okazji, więc uznała, żeRoles woli mężczyzn.Próbowała nawiązać z nim jakąś rozmowę, poplotkować o wspólnychznajomych, wypytać, gdzie bywa i jakie kluby wspiera, ale uchylał się od odpowiedzi, a w końcu jąspławił.- Skoro to taka babka z klasą, to po co wynajmuje sobie licencjonowanego pana dotowarzystwa?- Pewnie dlatego, że Charles też ma klasę, a poza tym taka znajomość nie wymaga żadnychzobowiązań.Robi wszystko, czego klientka chce, i to, kiedy ona ma na to ochotę.- Peabody,wzdychając, wysiadła z windy w garażu.- Ludzie wynajmują ich albo tylko się z nimi spotykają zróżnych powodów.Nie zawsze chodzi o seks.- No dobrze.Sotheby's zostawimy sobie na jutro.- Roarke na tym zna, więc może będzie mógłpomóc, pomyślała Eve.- Tak jest, pani porucznik.A teraz dokąd jedziemy?- Dokąd chcesz.- Eve otworzyła drzwi do samochodu i patrzyła na Peabody przez przeszklonydach.- Może się czegoś napijemy?- Pani porucznik?- Posprzeczałam się dziś z Roarkiem.To był mój wybór Czasami, na krótką metę, to pomaga.W oczach asystentki dostrzegła wdzięczność.- Jeśli to ode mnie zależy, wolałabym lody.- Pewnie.Sama też wybrałabym lody.No to jedziemy.Ogromny deser lodowy z polewą, stojący przed nią na stole, wzbudzał apetyt, ale i mdłości.Bez wątpienia zje całą porcję.Bez wątpienia się po tym rozchoruje.Czego to człowiek nie robi dlaprzyjaciół.Ostrożnie skosztowała pierwszą łyżeczkę. - No dobra, wyrzuć to z siebie.- Pani porucznik?- Słucham, powiedz, co się stało.Peabody otworzyła ze zdziwieniem oczy.Słowa Eve zaskoczyły ją jeszcze bardziej niżbananowa niespodzianka.- Dallas, ty chcesz, żebym ci o tym opowiedziała?- Nie, nie chcę, żebyś mi opowiadała.Masz mi powiedzieć, o co chodzi, bo na tym polegaprzyjazń.Podobno.Słucham.- Eve nabrała na łyżeczkę kolejną porcję, a drugą ręką machnęłazachęcająco na asystentkę.- To miło z twojej strony.- Peabody znów się rozczuliła.By poprawić sobie nastrój, sięgnęłapo porcję bezbiałkowej bitej śmietany.- Wygłupialiśmy się w kantorku, na naszym piętrze i.Eve z pełnymi ustami podniosła rękę.- Przepraszam - powiedziała, przełknąwszy.- Czy ty i detektyw McNab zajmowaliście sięseksem podczas służby? I to na komendzie?- Nic nie powiem, jeśli będziesz mi tu cytować regulamin - stwierdziła z kamienną twarząPeabody [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •