[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej ojciec, kuzyn hrabiego, zbił majątekna transporcie morskim, dzięki czemu na pannę Johnson-Smythe spłynęła łaska dobrego urodzeniapołączonego z wielkimi pieniędzmi, a to nieczęsto się zdarza.Nieśmiała, cicha i rozpaczliwiebrzydka panna pasowała idealnie do planów Harry'ego.Sprytnie wziął się do oczarowywania panienki, biorąc udział we wszystkich imprezach, na którychbyła obecna, szepcząc jej do ucha, jak piękne ma oczy, pisząc w sekrecie liściki miłosne iprzekupując pokojówkę, by pozwoliła im się spotykać w parku.Zaczynał ju\ dostrzegać pewne obja-wy wskazujące na to, \e panna się w nim zadurzyła.Skoro więc zdobył poparcie Letitii, którabiadoliła, \eby pozwolono jej połączyć się z najdro\szym Harrym, to wystarczy, \e będzie do tegomiał w banku fundusze, pozwalające przekonać papę, i\ nie poluje na jej majątek, i zarysuje się przednim naprawdę świetlana przyszłość.Jedyną przeszkodą w jego planach okazali się na razie bracia Chase'a.Wydawali się przekonani, \eich ukochany braciszek lada chwila się pojawi.Była to fałszywa nadzieja, która powinna się ju\rozwiać, bo Chase mówił, \e jak tylko dotrze na miejsce przeznaczenia, prześle braciom wiadomość,\e nie zamierza wrócić.67Harry czuł się nieco zdezorientowany.Bacznie obserwował rezydencje St.Johnów, ale nie zauwa\ył\adnego o\ywienia w ich wzajemnych kontaktach, \adnych przeciągających się, powa\nychdyskusji, które musiałyby mieć miejsce w przypadku rodzinnej sytuacji kryzysowej.Za ka\dym ra-zem, kiedy natykał się na któregoś z St.Johnów, szukał na jego twarzy oznak zmartwienia iniepokoju, ale niczego takiego nie dało się zauwa\yć.Bardzo to było irytujące.I z tej właśnie przyczyny pojawił się dziś w tej dzielnicy.Tak jak to wiedział Harry, dobry los nigdynie gra fair -uśmiecha się do tych, którzy ju\ mieli szczęście, a wymyka się tym, którzy go po\ądająnad \ycie.Stąpając ostro\nie, przeszedł jeszcze kawałek ulicą do obskurnego pubu, rozejrzał się, apotem wszedł do środka.W pięć minut pózniej wychynął z pubu z du\o l\ejszymi kieszeniami i skierował się z powrotem dopowozu, zadowolony, \e dał losowi kuksańca, który najwyrazniej był mu potrzebny.Okazało się to w końcu całkiem proste.Wystarczyło posmarować kilka łap i informacje napłynęłyszeroką strugą.St.John nigdy nie podró\ował bez rozstawnych koni, Annesley dowiedział się więcbez większych trudności, którą drogę wybrał.I równie łatwo było sprawdzić, czy wyjechał ju\ z kra-ju: otó\ nie wyjechał.Kiedy statek postawił \agle, prywatna kabina, którą zarezerwowano na jegonazwisko, była pusta.A to znaczyło, \e Chase St.John znajduje się gdzieś w Anglii, być mo\e nawet w pobli\u Londynu.Nie był to dla Harry'ego pomyślny obrót sprawy.No i stąd jego obecność w East End.dlatego pojawił się w części miasta, którą uwa\ał za godnąpogardy, dlatego zaanga\ował człowieka, którego nie znosił, by ten wykonał pewne zadanie, chocia\ubolewał nad koniecznością takiego posunięcia.Nie podsuwał \adnych sugestii, w jaki sposób nale\ałoby osiągnąć cel.Wcale nie pragnął poznawaćpodejrzanych szczegółów.Niech inni, mniej wyrafinowani ludzie uporają się z tymi sprawami.Ontylko prosił, by St.John w najbli\szej przyszłości nie wrócił do Londynu.Albo, je\eli będzie trzeba,by nie wracał tam wcale.Stangret otworzył drzwiczki i odstąpił na bok.Harry wsiadł i skinął głową.Drzwiczki zostałyzamknięte i w kilka sekund pózniej turkotał ju\ po wąskiej, zapuszczonej uliczce w kierunku mostu,gdzie czekało świe\e powietrze i wytworne rozrywki.Harry oparł się w kącie powozu, pogładził dłonią kryte aksamitem siedzenie i wciągnął głębokozapach nawoskowanego drewna i wypolerowanego mosiądzu.Zatęchły smród uliczki, na której się urodził, ulatniał się z ka\dym oczyszczającym oddechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Jej ojciec, kuzyn hrabiego, zbił majątekna transporcie morskim, dzięki czemu na pannę Johnson-Smythe spłynęła łaska dobrego urodzeniapołączonego z wielkimi pieniędzmi, a to nieczęsto się zdarza.Nieśmiała, cicha i rozpaczliwiebrzydka panna pasowała idealnie do planów Harry'ego.Sprytnie wziął się do oczarowywania panienki, biorąc udział we wszystkich imprezach, na którychbyła obecna, szepcząc jej do ucha, jak piękne ma oczy, pisząc w sekrecie liściki miłosne iprzekupując pokojówkę, by pozwoliła im się spotykać w parku.Zaczynał ju\ dostrzegać pewne obja-wy wskazujące na to, \e panna się w nim zadurzyła.Skoro więc zdobył poparcie Letitii, którabiadoliła, \eby pozwolono jej połączyć się z najdro\szym Harrym, to wystarczy, \e będzie do tegomiał w banku fundusze, pozwalające przekonać papę, i\ nie poluje na jej majątek, i zarysuje się przednim naprawdę świetlana przyszłość.Jedyną przeszkodą w jego planach okazali się na razie bracia Chase'a.Wydawali się przekonani, \eich ukochany braciszek lada chwila się pojawi.Była to fałszywa nadzieja, która powinna się ju\rozwiać, bo Chase mówił, \e jak tylko dotrze na miejsce przeznaczenia, prześle braciom wiadomość,\e nie zamierza wrócić.67Harry czuł się nieco zdezorientowany.Bacznie obserwował rezydencje St.Johnów, ale nie zauwa\ył\adnego o\ywienia w ich wzajemnych kontaktach, \adnych przeciągających się, powa\nychdyskusji, które musiałyby mieć miejsce w przypadku rodzinnej sytuacji kryzysowej.Za ka\dym ra-zem, kiedy natykał się na któregoś z St.Johnów, szukał na jego twarzy oznak zmartwienia iniepokoju, ale niczego takiego nie dało się zauwa\yć.Bardzo to było irytujące.I z tej właśnie przyczyny pojawił się dziś w tej dzielnicy.Tak jak to wiedział Harry, dobry los nigdynie gra fair -uśmiecha się do tych, którzy ju\ mieli szczęście, a wymyka się tym, którzy go po\ądająnad \ycie.Stąpając ostro\nie, przeszedł jeszcze kawałek ulicą do obskurnego pubu, rozejrzał się, apotem wszedł do środka.W pięć minut pózniej wychynął z pubu z du\o l\ejszymi kieszeniami i skierował się z powrotem dopowozu, zadowolony, \e dał losowi kuksańca, który najwyrazniej był mu potrzebny.Okazało się to w końcu całkiem proste.Wystarczyło posmarować kilka łap i informacje napłynęłyszeroką strugą.St.John nigdy nie podró\ował bez rozstawnych koni, Annesley dowiedział się więcbez większych trudności, którą drogę wybrał.I równie łatwo było sprawdzić, czy wyjechał ju\ z kra-ju: otó\ nie wyjechał.Kiedy statek postawił \agle, prywatna kabina, którą zarezerwowano na jegonazwisko, była pusta.A to znaczyło, \e Chase St.John znajduje się gdzieś w Anglii, być mo\e nawet w pobli\u Londynu.Nie był to dla Harry'ego pomyślny obrót sprawy.No i stąd jego obecność w East End.dlatego pojawił się w części miasta, którą uwa\ał za godnąpogardy, dlatego zaanga\ował człowieka, którego nie znosił, by ten wykonał pewne zadanie, chocia\ubolewał nad koniecznością takiego posunięcia.Nie podsuwał \adnych sugestii, w jaki sposób nale\ałoby osiągnąć cel.Wcale nie pragnął poznawaćpodejrzanych szczegółów.Niech inni, mniej wyrafinowani ludzie uporają się z tymi sprawami.Ontylko prosił, by St.John w najbli\szej przyszłości nie wrócił do Londynu.Albo, je\eli będzie trzeba,by nie wracał tam wcale.Stangret otworzył drzwiczki i odstąpił na bok.Harry wsiadł i skinął głową.Drzwiczki zostałyzamknięte i w kilka sekund pózniej turkotał ju\ po wąskiej, zapuszczonej uliczce w kierunku mostu,gdzie czekało świe\e powietrze i wytworne rozrywki.Harry oparł się w kącie powozu, pogładził dłonią kryte aksamitem siedzenie i wciągnął głębokozapach nawoskowanego drewna i wypolerowanego mosiądzu.Zatęchły smród uliczki, na której się urodził, ulatniał się z ka\dym oczyszczającym oddechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]