[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aszykpoświecił z góry świeczką.Zgasiłem swoją, aby mieć wolneobie ręce, i wszedłem do niego na górę.Wciągnęliśmy nasządrabinę, położyliśmy ją na podłodze empory i wówczasrozejrzałem się.Poza nami nie było tu nikogo.Zgasiliśmyświece i usadowiliśmy się nisko, ale nie obok siebie, lecz woddaleniu, tak aby jeden mógł widzieć to, co drugiemuzasłaniała kolumna.Miałem pełne zaufanie do aszyka, jednakponownie wyciągnąłem nóż.Nakazywała mi to ostrożność, zaktórej głosem trzeba iść w każdym położeniu i w każdejsytuacji.Otaczająca nas ciemność napawała grozą.Niezdrowepowietrze utrudniało oddychanie.Miejsce świetnie nadawałosię na wylęgarnię zła.Na szczęście nie musieliśmy długoczekać, gdyż pojawił się pierwszy mężczyzna.Zapalił nazewnątrz świecę i wszedł.Był tak pewny siebie, że nawet niezadał sobie trudu, by najpierw zbadać pomieszczenie.Zamiasttego od razu wyszedł na środek, roztopionym woskiemumocował swoją świecę i usiadł.Potem wszedł drugi, trzeci, czwarty.Wszyscy postąpili taksamo jak Pierwszy.Żaden nie wymienił pozdrowienia.Żadennie powiedział słowa.Paliły się teraz cztery świeczki, jednakich blask nie był na tyle silny, żebyśmy z naszego miejscamogli rozpoznać nie zasłonięte twarze.W tym momenciewszedł piąty.To zmieniło sytuację.Wszyscy powstali, a jedenzapytał prędko:— Czy emir już przybył?— Nie — odpowiedział tamten.— Nie widać jeszcze, żebyjego koń był uwiązany do tego drzewa co zwykle.Jednak jestjuż zwiadowca, który ma kontrolować, czy idziemy iwchodzimy tutaj zgodnie z instrukcją.Trzeba wreszciepołożyć temu kres!Ten głos wydał mi się znajomy.Jego właściciel pochylił się,żeby przytwierdzić roztopionym woskiem swoją świecę.Dzięki temu jego twarz na chwilę została oświetlona irozpoznałem… Ghulama el Multasima.Krwawego Mściciela,kata cieni!— Niech tylko zakończy się pucz! — powiedział ten, któryodezwał się na początku.— Wówczas się z nim rozliczymy.— Ale czy uda się ten pucz? — rzucił ktoś inny.— Nie ma najmniejszej wątpliwości! Dobrze o tym wiem!— zapewniał Ghulam.— Dzisiaj emir przyprowadzi ze sobąszejka ul Islama, żeby udowodnić nam, iż pobożne światła idąramię w ramię z bezbożnymi cieniami, aby razemzdetronizować władcę.Wracam właśnie prosto od szacha.Nicnie wie o grożącym mu niebezpieczeństwie.Nawet jego pupilDżafar, któremu nadał honorowy tytuł, Hemad*, nieprzypuszcza, że już za parę dni gul–i–sziraz ma rozkwitnąć najego piersi i…— Ma umrzeć? — przerwano mu.— Jak? Kiedy? Gdzie?— Tego nie mogę zdradzić.Jeżeli ja to mówię, możecie byćpewni, że to nastąpi.Znalazłem w swojej kieszeni list zrozkazem napisanym tym tajemniczym stylem typowym dlaemira.Myśli, że jest wszechobecny.Ale skoro tylko dowiemysię, kim właściwie jest, wtedy jemu również rozkwitnie róża!Nie ma mowy o dzieleniu z nim nagromadzonych tu od stuleciskarbów! Najpierw pucz, żebyśmy mogli wykurzyć stądDżamikunów, i Ahriman mirza na tron! Przy takim władcy nicmusimy się obawiać żadnej kary! W całym kraju mamysojuszników gotowych do natarcia.Precz ze szachem i jegodoradcą Dżafarem, a Ahriman, który jest łajdakiem takim jakmy, zasiądzie na tronie Władza emira może sobie być jeszcze* Hemad — posłusznyraz tak wielka, a i tak wraz z jego śmiercią się skończy;wówczas podzielimy ją między siebie i z ukrytymi tubogactwami staniemy się tymi, którymi do tej pory byliśmypotajemnie… władcami całego kraju! Teraz jednak cicho!Przepisowa przerwa we wchodzeniu zaraz się skończy.Niebyło między nami żadnej rozmowy!Minęło jeszcze może dziesięć minut.Potem znowuusłyszeliśmy kroki na zewnątrz.Tym razem wszedł nie jedenczłowiek, ale dwoje ludzi, nie mieli jednak w rękach świec.Pierwszy z nich, który zdaje się był prowadzony, pozostałprzy wejściu.Drugi podszedł bliżej, jednak niezupełnie blisko.Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłem, że miał na sobieubranie identyczne z tym, które dostałem od szacha.W prawejręce trzymał szpicrutę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Aszykpoświecił z góry świeczką.Zgasiłem swoją, aby mieć wolneobie ręce, i wszedłem do niego na górę.Wciągnęliśmy nasządrabinę, położyliśmy ją na podłodze empory i wówczasrozejrzałem się.Poza nami nie było tu nikogo.Zgasiliśmyświece i usadowiliśmy się nisko, ale nie obok siebie, lecz woddaleniu, tak aby jeden mógł widzieć to, co drugiemuzasłaniała kolumna.Miałem pełne zaufanie do aszyka, jednakponownie wyciągnąłem nóż.Nakazywała mi to ostrożność, zaktórej głosem trzeba iść w każdym położeniu i w każdejsytuacji.Otaczająca nas ciemność napawała grozą.Niezdrowepowietrze utrudniało oddychanie.Miejsce świetnie nadawałosię na wylęgarnię zła.Na szczęście nie musieliśmy długoczekać, gdyż pojawił się pierwszy mężczyzna.Zapalił nazewnątrz świecę i wszedł.Był tak pewny siebie, że nawet niezadał sobie trudu, by najpierw zbadać pomieszczenie.Zamiasttego od razu wyszedł na środek, roztopionym woskiemumocował swoją świecę i usiadł.Potem wszedł drugi, trzeci, czwarty.Wszyscy postąpili taksamo jak Pierwszy.Żaden nie wymienił pozdrowienia.Żadennie powiedział słowa.Paliły się teraz cztery świeczki, jednakich blask nie był na tyle silny, żebyśmy z naszego miejscamogli rozpoznać nie zasłonięte twarze.W tym momenciewszedł piąty.To zmieniło sytuację.Wszyscy powstali, a jedenzapytał prędko:— Czy emir już przybył?— Nie — odpowiedział tamten.— Nie widać jeszcze, żebyjego koń był uwiązany do tego drzewa co zwykle.Jednak jestjuż zwiadowca, który ma kontrolować, czy idziemy iwchodzimy tutaj zgodnie z instrukcją.Trzeba wreszciepołożyć temu kres!Ten głos wydał mi się znajomy.Jego właściciel pochylił się,żeby przytwierdzić roztopionym woskiem swoją świecę.Dzięki temu jego twarz na chwilę została oświetlona irozpoznałem… Ghulama el Multasima.Krwawego Mściciela,kata cieni!— Niech tylko zakończy się pucz! — powiedział ten, któryodezwał się na początku.— Wówczas się z nim rozliczymy.— Ale czy uda się ten pucz? — rzucił ktoś inny.— Nie ma najmniejszej wątpliwości! Dobrze o tym wiem!— zapewniał Ghulam.— Dzisiaj emir przyprowadzi ze sobąszejka ul Islama, żeby udowodnić nam, iż pobożne światła idąramię w ramię z bezbożnymi cieniami, aby razemzdetronizować władcę.Wracam właśnie prosto od szacha.Nicnie wie o grożącym mu niebezpieczeństwie.Nawet jego pupilDżafar, któremu nadał honorowy tytuł, Hemad*, nieprzypuszcza, że już za parę dni gul–i–sziraz ma rozkwitnąć najego piersi i…— Ma umrzeć? — przerwano mu.— Jak? Kiedy? Gdzie?— Tego nie mogę zdradzić.Jeżeli ja to mówię, możecie byćpewni, że to nastąpi.Znalazłem w swojej kieszeni list zrozkazem napisanym tym tajemniczym stylem typowym dlaemira.Myśli, że jest wszechobecny.Ale skoro tylko dowiemysię, kim właściwie jest, wtedy jemu również rozkwitnie róża!Nie ma mowy o dzieleniu z nim nagromadzonych tu od stuleciskarbów! Najpierw pucz, żebyśmy mogli wykurzyć stądDżamikunów, i Ahriman mirza na tron! Przy takim władcy nicmusimy się obawiać żadnej kary! W całym kraju mamysojuszników gotowych do natarcia.Precz ze szachem i jegodoradcą Dżafarem, a Ahriman, który jest łajdakiem takim jakmy, zasiądzie na tronie Władza emira może sobie być jeszcze* Hemad — posłusznyraz tak wielka, a i tak wraz z jego śmiercią się skończy;wówczas podzielimy ją między siebie i z ukrytymi tubogactwami staniemy się tymi, którymi do tej pory byliśmypotajemnie… władcami całego kraju! Teraz jednak cicho!Przepisowa przerwa we wchodzeniu zaraz się skończy.Niebyło między nami żadnej rozmowy!Minęło jeszcze może dziesięć minut.Potem znowuusłyszeliśmy kroki na zewnątrz.Tym razem wszedł nie jedenczłowiek, ale dwoje ludzi, nie mieli jednak w rękach świec.Pierwszy z nich, który zdaje się był prowadzony, pozostałprzy wejściu.Drugi podszedł bliżej, jednak niezupełnie blisko.Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłem, że miał na sobieubranie identyczne z tym, które dostałem od szacha.W prawejręce trzymał szpicrutę [ Pobierz całość w formacie PDF ]