[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było go.179 Opuszczenie pokoju zajęło mi prawie pół godziny; najpierwpowoli przyzwyczajałam się do stania, pózniej do stawiania kro-ków.Gdy wolno pokonywałam korytarz, zbliżając się do pokojówdworzan, słyszałam dokładnie, ze zwierzęcą wprost wyrazistością,zwyczajne domowe odgłosy: prowadzoną szeptem rozmowę ko-chanków w łóżku, chrapanie głównego lokaja w składziku z po-ścielą, szum wody wylewanej z ogromnego sagana.Chwiejąc się na nogach, przystanęłam przed drzwiamiAlejandra.Zbierałam siłę woli, by wejść i zażądać od niego wyja-śnień, co stało się ze mną i moim nienarodzonym dzieckiem.Uniosłam dłoń, chcąc zapukać, ale się powstrzymałam.Cokolwiekmi się przytrafiło, było poważne i nieodwracalne.Wiedziałam, ktoza to odpowiada, postanowiłam więc zwrócić się do niego, doczłowieka, który położył truciznę na moim języku, szeptał mi doucha magiczne słowa i sprawił, że wszystko się zmieniło.Do tego,który - wedle wszelkiego prawdopodobieństwa - odebrał midziecko.Ze względu na nie musiałam być silna.Odwróciłam się i ruszyłam korytarzem.Znowu uniosłam dłoń,by zapukać, i znowu zmieniłam zdanie.Nie stanę przed Adairemjak służąca, która prosi o pozwolenie na rozmowę.Drzwi otworzyły się od razu.Znałam pokój i zwyczaje jego lo-katora, podeszłam więc prosto do alkowy, w której spał Adair.Leżał pod sobolową narzutą, nieruchomy jak trup, i szerokootwartymi oczyma wpatrywał się w sufit.- Wróciłaś do nas - powiedział tonem bardziej deklaracji niżobserwacji.- Jesteś z powrotem między żywymi.Bałam się go.Nie potrafiłam wytłumaczyć tego, co mi zrobił,nie rozumiałam, dlaczego nie uciekłam, gdy Tilde zaprosiła mniedo powozu, dlaczego na to wszystko pozwoliłam.Nadeszła jednakpora, by stawić mu czoło.- Co mi zrobiłeś? Co się stało z moim dzieckiem?180 Przesunął na mnie swe złowrogie jak u wilka oczy.- Umierałaś z powodu zakażenia i uznałem, że nie chcę, byśodeszła, jeszcze nie.A ty nie chciałaś umrzeć, widziałem to wtwoim spojrzeniu.Jeśli chodzi o dziecko, nie mieliśmy pojęcia, żejesteś w ciąży.Po podaniu eliksiru dziecka nie dało się uratować.W oczach wezbrały mi łzy, bo po wygnaniu z St.Andrew, popokonaniu straszliwego zakażenia odebrano mi bezmyślnie dziec-ko.- Co zrobiłeś.jak zapobiegłeś mojej śmierci? Powiedziałeś,że nie jesteś lekarzem.Wstał z łóżka i narzucił jedwabny szlafrok.Zanim się zorien-towałam, co się dzieje, złapał mnie za rękę i wyprowadził z poko-ju.- Nie można wyjaśnić tego, co się z tobą stało.Można to tylkopokazać.Powlókł mnie po schodach na tyły domu.Po drodze minęliśmyDonatella.Adair strzelił palcami i polecił:- Chodz z nami.Zabrał mnie do pomieszczenia za kuchnią, gdzie w ogromnychgarnkach gotowano dla licznych gości i trzymano inne sprzęty:formy do pieczenia, w które ryby wkładano jak do żelaznej dzie-wicy, blachy, beczkę z wodą do użytku domowego.Adair wepchnął mnie w objęcia Donatella i głową wskazałbeczkę.Dona przewrócił oczyma, podwijając rękaw, po czymzręcznie jak gospodyni, która łapie kurę na obiad, chwycił mnie zakark i zanurzył mi głowę w wodzie.Nie miałam czasu, żeby sięprzygotować, zachłysnęłam się wodą.Z siły jego uchwytu wie-działam, że nie zamierza mnie puścić.Mogłam się tylko rzucać iwyrywać w nadziei, że przewrócę beczkę albo on okaże mi litość.Dlaczego Adair uratował mnie z choroby, skoro teraz chce mnieutopić?181 Krzyczał na mnie, słyszałam jego głos przez chlupot, ale nierozumiałam słów.Minęło sporo czasu, chociaż wiedziałam, żemusi mi się tak tylko zdawać.Mówiono, że ogarnięci paniką lu-dzie w agonii doświadczają ostatnich sekund z wielką wyrazisto-ścią.W moich płucach nie pozostała ani drobina powietrza, śmierćz pewnością nadejdzie lada chwila.Odrętwiała z przerażenia izimna, czekałam na swój koniec.Pragnęłam połączyć się z moimdzieckiem, po tym wszystkim, co mi się zdarzyło, byłam gotowasię poddać.Zaznać spokoju.Donatello szarpnięciem wyciągnął mi głowę z beczki, z wło-sów na moje ramiona pociekła woda, rozchlapując się po podło-dze.Pomógł mi się wyprostować.- No i co myślisz? - zapytał Adair.- Próbowałeś mnie zabić!- Ale nie utonęłaś, prawda? - Podał Donie ręcznik, którym tenz niesmakiem wytarł sobie rękę.- Donatello trzymał cię pod wodąprzez dobre pięć minut, ale ty stoisz i jesteś żywa.Woda cię niezabiła.Jak myślisz, dlaczego?Zamrugałam, bo w oczach wciąż miałam wodę.- Nie.nie mam pojęcia.Uśmiechnął się jak trupia czaszka.- Bo jesteś nieśmiertelna.Nigdy nie umrzesz.Kucałam przy ogniu w sypialni Adaira.Dał mi szklankę i bu-telkę brandy, a sam położył się na łóżku.Patrzyłam w płomienie,nie korzystając z poczęstunku.Nie chciałam mu wierzyć, niechciałam od niego niczego.Skoro nie mogłam go zabić za to, żezabrał mi dziecko, pragnęłam od niego uciec.Znowu jednak niepotrafiłam się poruszyć ani zebrać myśli ze strachu, a resztkizdrowego rozsądku ostrzegały mnie, że nie powinnam tego robić.Musiałam najpierw go wysłuchać.182 Obok łóżka znajdował się dziwny instrument z miedzi i szkła,zbudowany z rurek i komór - teraz wiem, że to hookah, fajkawodna, ale w tamtym czasie to było tylko egzotyczne urządzenie,wydziela słodki dym.Adair pociągnął z fajki i wydmuchnął długistrumień dymu w kierunku sufitu.Oczy mu się zaszkliły, członkiodprężyły.- Rozumiesz wreszcie? - zapytał.- Przestałaś być śmiertelna.Znajdujesz się poza życiem i śmiercią.Nie możesz umrzeć.- Pod-sunął mi ustnik, ale odmówiłam.- Nieważne, jak ktoś będziechciał cię zabić: nożem, bronią palną, trucizną, wodą, zakopującgłęboko w ziemi.Choroba ani plaga głodu też tego nie dokonają.- Jak to możliwe?Znowu pociągnął z fajki, przez chwilę trzymał w płucach nar-kotyczny dym, potem go wypuścił.- Na to pytanie nie potrafię ci odpowiedzieć.Długo się nadtym zastanawiałem, rozważałem, próbowałem rozgryzć tę tajem-nicę za pomocą wszelkiego rodzaju narkotyków.Nie uzyskałemodpowiedzi.Nie potrafię tego wyjaśnić i przestałem szukać wy-tłumaczenia.- Mówisz, że nie umrzesz?- Mówię, że żyję od setek lat.- A kto w boskim wszechświecie jest nieśmiertelny? - zapyta-łam i zaraz sama sobie odpowiedziałam: - Aniołowie.Adair prychnął.- Zawsze aniołowie, zawsze Bóg.Dlaczego tak jest, że kiedyczłowiek słyszy głos przemawiający do niego, zakłada, że to Bóg?- Chcesz powiedzieć, że to dzieło szatana?Podrapał się po płaskim brzuchu.- Powiadam, że szukałem odpowiedzi, ale żaden głos do mnienie przemówił.Ani Bóg, ani Szatan nie zadali sobie trudu, by miwyjaśnić, w jaki sposób ten.ten cud.mieści się w ich planach.183 Nikt mi nie rozkazał, bym postąpił wedle jego życzenia.Mogę ztego wywnioskować tylko tyle, że nie jestem niczyim sługą, niemam pana.Wszyscy jesteśmy nieśmiertelni, Alejandro, Uzra ipozostali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •