[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obawianosię go na grodzie i w okolicy, bo podpatrywał, podpełznąć umiał, podsłuchać idonieść panu, co pochwycił.Oka jego nic nie uszło.Siadywał jak żbik nadrzewach, gdy mu trzeba było nie widzialnym gdzie być, wszywał się w gałęzie,zakradał do lisich nor, zakopywał w stogach siana, przylegał w wiszarach itrzcinach.Dla małego wzrostu i lichej postaci Znoskiem go zwano.Zjawieniesię jego gdziekolwiek bądz nic nigdy nie wróżyło dobrego.Złośliwa żmija niewracała nigdy bez łupu na gród, a łupem były oskarżenia, które do uchaChwostkowi nosił.Szeroka gęba z zębami białymi śmiała się w progu.Znosek stał i patrzał po izbie.Pozdrowił Piastuna i nic nie mówiąc, przysiadł naławie przypatrując z wielką uwagą gościom.63 Milczenie panowało w izbie, tylko Rzepica, która się około ognia kręciła, a jakoniewiasta więcej obawiała Znoska niż Piastun, podała mu kubek piwa.Obrzydły karzeł wziął go, dziwnie popatrzał na gospodarza i gości i po cichurechotać począł, jakby sam sobie się śmiejąc.- Matko Rzepico - odezwał się głosem schrypłym Znosek - ty masz lepszeserce od innych.Przynajmniej zlitowaliście się nade mną, nad którym nikt sięnie ulituje, którego wszyscy nienawidzą! A co ja winien? Co ja komu winien?.Albo to ja taki zły, jak mówią?.Oczu nikomu nie wyłupiłem.czarów nierzucam na nikogo.służę każdemu.słucham wszystkich.Przecie nogamimnie kopią, plują na mnie.i każdy by mnie zgniótł, gdyby mógł.I śmiał się szkaradny Znosek popijając z kubka.- Skądże to wiesz, że ci ludzie tak zle życzą? - zapytał Piast.- Z oczów im to patrzy! oho! - mówił karzeł - ja mam psi węch, Piastunie.Pomilczawszy chwilę począł dalej:- Wiecie nowinę?- Cóż tam za nowina? - spytał gospodarz.Na grodzie u miłościwego pana gotuje się uczta wielka i radość wielka.Naprzykrzyło się nam wojować i swarzyć.Knez chce się ze swymi pojednać.tego, co mu oczy wyłupiono, puszczą, aby sobie w świat szedł.Kto wie, a możemu oczy odrosną? Stryjów i bratanków zaprosi knez do stołba i zgodę na wiekizapijemy!Słuchali wszyscy w milczeniu.- Powinniście się cieszyć z tego - mówił Znosek - potem wszyscy kneziowie jaksię wezmą za ręce, to dopiero ład będzie u nas!.Teraz zbiorą się ladażupankowie i na gród się cisną, a pięściami nam grożą pod nos.bo wiedzą, żeknezie z sobą się waśnią.Pózniej już tego nie zobaczymy!Mrugnął bystro oczyma i rozśmiał się.Drudzy milczeli, gdy z podwórza głos siędał słyszeć.Wszyscy zwrócili głowy ku wnijściu.W progu stał człowieksiermięgą czarną odziany, w czapce czarnej, z kijem w ręku, oczyma jakbyobłąkanymi patrzał we wnętrze chaty, liczył nimi tych, co w niej byli.Wzrokjego zatrzymał się na Znosku i usta, które miał otworzyć, zamknęły się.Niepowstawszy nawet nikogo zawrócił się od progu, odszedł i usiadł na przyzbie.- Ten mnie tylko zobaczył - rozśmiał się karzeł - i ochota mu od gościny i odmowy odpadła.To mówiąc dopił piwa, kubek postawił, wstał i stanąwszy pośrodku izby rzekł wboki się biorąc:- Wisz i Doman!! Wisz i Doman!.- Znacie mnie? - zapytał stary Wisz.- Ja?.naokół o dziesięć dni drogi znam wszystkich - rzekł Znosek - nawet psypodwórzowe po imieniu.a jak bym kmieciów znać nie miał?.Tamten, co zprogu zszedł, to stary Ziemba.nieprawdaż? Nawet wiem, z czym przychodzi ico mu gębę zamknęło.Syn jego miał na grodzie przypadek.Sczepili się zSławojem przy uczcie i pozarzynali.Potemeśmy go puścili na jezioro, żeby sięotrzezwił, ale wody się nadto opił i.zdechł.64 To mówiąc rozśmiał się Znosek, pokłonił, zawinął, skoczył i znikł.Po wyjściu jego długo cicho było w chacie, jakby się powrotu obawiano.Ziemba też siedzący na przyzbie nie wchodził; czekał pewnie, aż się niezdaraoddali.Po dobrej chwili dopiero pokazał się w progu.Piastun, gdy prógprzestąpił, podszedł go przywitać.Przyszedłem się wam opowiedzieć z sieroctwem moim - odezwał się stary.- Syna mi na grodzie ubito.Ciałośmy ledwie odzyskali, aby je poczestnie spalićna stosie.Mówcie, bracia dobrzy, ludzie my jesteśmy czy zwierzęta dzikie,które bez pomsty kłuć wolno?.Ręce założył i stał pogrążony.- Mam dwóch jeszcze synów - mówił po chwili - choć tych bym chciał całychuchować! Gdzie się z nimi skryć? Jak głowy ich osłonić?.Chwostek na mniezawzięty.Wisz wstawszy z ławy przybliżył się do niego.- Bracie - rzekł - czas nam myśleć o sobie.siądz i radz.Przybył w ten sposób jeszcze jeden do szczupłego gronka, które się na wieczgadzało.Do póznej nocy karmili się żalem i szeptali między sobą.Nazajutrz rano Domani Wisz opuścili zagrodę Piastunową.Chociaż ludzi swoich zostawił stary usąsiada, nadto mu pilno było powracać do domu, by nakładał dla nich drogi.Wlesie rozstali się z Domanem i Wisz znanymi krótszymi przesmykami w puszczypuścił się wprost do swej zagrody.Drugiego dnia nad wieczór byt już u wrót, apsy radośnie skomląc witać pana wybiegły.W chacie świeciło jeszcze, staraJaga, drzemiąc, z kądzielą siedziała przy łuczywie.Pokłoniła się mężowi dokolan, wedle obyczaju, Wisz na ławie siadł się rozzuwać, pytając o dom ichudobę.Nadszedł zbudzony syn starszy i opowiadał, co się pod niebytnośćojca doma robiło i trafiło.Wilk porwał był owcę, a nie zdołano go zabić, choćpastwę mu odebrano.Była to wina pastuszków, którzy się oba pospali.Stary spokojnie wysłuchał syna, a gdy już chciał odchodzić, dał mu znak, abysię zatrzymał.Jaga z kądzielą wyniosła się do komory.- Ludek - rzekł Wisz po cichu do syna - postanowiono między nami, aby wiciwysłać po mirze i na wiec zwołać starszyznę na dzień przed Kupałą, whorodyszcze na %7łmijowym uroczysku.Zlij ty, jedz sam.czyń, jak chcesz, dajęćwolę, ale pośpiechu trzeba.- Pojadę sam - rzekł syn - wola wasza.kogo mam słać, komu zawierzyć,najlepiej sobie.Lecz głowę spuścił smutnie.Stary popatrzał nań i zadumał się także.- Co będzie, to będzie, jechać trzeba i zieloną wić nieść od dworu do dworu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •