[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Witke rzucił nanią oczyma.Spodziewał się w niej znalezć imię swoje przynajmniej, co by dowodziło, że królznał go choć przez Constantiniego, ale nadzieja ta omyliła, list był wystawiony dla okaziciela.Skrzywił się Witke.Dlaczego nie wypisaliście mojego nazwiska? - zapytał kwaśno.%7łądałem tego - odparł, kłamiąc, Mazotin - ale król miał snadz powody postąpienia, jakwidzicie, a ja mu się sprzeciwiać nie mogę.Dowód to jednak nadzwyczajnego zaufania, żewas Pan wyprawia, a nie kogo innego.Wie więc o mnie? - spytał kupiec.To się samo przez się rozumie - rzekł Constantini.Zawahał się na chwilę Witke, lecz przypomniawszy sobie nalegania matki, potrzeby własnejbytności w Dreznie, na ostatek pragnął sobie zaskarbić króla, nie sprzeciwiał się już wcale.Constantini, jakby opozycji z jego strony nie przypuszczał nawet, natychmiast począł mudawać instrukcje, jakie otrzymał od króla.Ustnie miał księciu namiestnikowi, generałom,dworowi zalecić, aby car został z całą możliwą uprzejmością przyjęty.Nie miano się zrażaćżadnymi jego wymaganiami, choćby najkapryśniejszymi.Zamek, służba, wojsko wszystkomiało dlań stać otworem.Witkemu zlecono wmieszać się pomiędzy służbę dworską imanewrować tak, aby mógł pózniej zdać sprawę z każdego najmniejszego kroku cara Piotra.Pochlebiło to może kupcowi, gdyż stawiło go jako kontrolującego ponad najpierwszymi tuurzędnikami.Miał prawo wszystko widzieć, być wszędzie, i pytać o co mu się podobało.Działo się to jeszcze w czerwcu 1698 r.Constantini przez znaczniejszą część wieczorazatrzymał u siebie Witkego, wrażając mu jego obowiązki i nagląc o pośpiech w podróży,gdyż w tym miesiącu jeszcze car, powracający z Amsterdamu i dążący do Wiednia, wDreznie być obiecywał. Pochwycony tak niespodziewanie, Witke tegoż wieczora jeszcze poszedł pożegnaćRenardów, a gdy w oczy patrząc pięknej Henrietce, spytał ją, jakiego miał gościńcaprzywiezć z Drezna, dziewczę zarumienione odpowiedziało zalotnie, ażeby sam jaknajprędzej powracał.Rano jak dzień, Witke siedział już w swym wózku krytym i pośpieszałnajprostszą drogą do Drezna.Długa niebytność w domu, niewidzenie matki, zaniedbaniespraw własnych rodzajem zgryzoty uciskały mu serce.Wyrzucał sobie to zaniedbanieobowiązków, a najmocniej ostygnięcie dla tej matki, która go tak kochała i tak za nimtęskniła.Tym razem miał jej uczynić niespodziankę, gdyż wcale się go spodziewać niemogła.Zbliżanie się do domu dało mu niemal zapomnieć poselstwa, jakie miał powierzone.Był wieczór i chłopcy właśnie okiennice sklepu zamykać mieli, gdy wózek stanął przedwrotami; staruszka poznawszy syna, z krzykiem radosnym wybiegła naprzeciwko niego.Wzruszony Zachariasz padł przed nią na kolana, czuł się winowajcą.Radość była wielka,niewysłowiona, ale trwała krótko, gdy Witke, oczu spuszczając, wyznał, że przybywał tu zważnymi zleceniami i niedługo zabawiwszy, będzie musiał do Warszawy powracać.Posmutniała pani Marta, chociaż nie mogąc jej wtajemniczać w swe obroty, Witke oznajmił,że handel w Warszawie, przybrawszy sobie Francuza do pomocy, zakłada.Stara jejmość miała wstręt i niewiarę ku Włochom i Francuzom, których przy dworzewidywała, słyszała o nich często.Francuz więc wspólnik nie bardzo jej był miłym, a Witke,przeczuwając to, o pięknej Henrietce ani słowem nie wspomniał, aby matki bardziej jeszczenie nabawić niepokoju.Siedzieli do pózna w noc, tak wiele różnych, tyczących się handlu,kasy, interesów miała matka do rozpowiadania synowi.Starszy pomocnik jej powołany byłtakże, bo Witke chwili czasu nie miał do stracenia.Następnego poranka ze swym listem był już w przedpokoju księcia Fiirstenberga, w domu tużnaprzeciwko zamku położonym i kazał się oznajmić mu jako posłaniec od króla.Namiestnika znał tylko z widzenia.Był to średnich lat mężczyzna, nader pańskiejpowierzchowności, słusznego wzrostu.Po nim łatwo było poznać wytrawnego dworaka idoskonałego komedianta.Obcy w Saksonii, bo król go sobie, zaleconego jako katolika,przywiózł z Austrii, Furstenberg w krótkim czasie zawiązał stosunki ścisłe z arystokracjąmiejscową, umiał ująć ją sobie, i był już podówczas, jak się zdawało, silnie ubezpieczonymod niełaski.Popierali go naówczas rej wodzący Friesenowie.Fiirstenberg, znając potrzeby króla, który był nieustannie żądny pieniędzy, wszelkimisposobami starał się ich dostarczyć, a jak wielu jemu współczesnych i sam król, wierzyłmocno, że alchemicy do robienia złota z pomocą swych nauk tajemnych przyjść muszą, i naalchemią chorował.Całe podziemie kamienicy Fiirstenberga zajęte było pracowniąalchemiczną, w której ciągle jakiś adept smażył coś i na jutro skutek obiecywał.Jak tylko mu oznajmiono posłańca królewskiego, namiestnik natychmiast go do gabinetuswego wpuścić kazał i niespokojny wyszedł na spotkanie.Witke naprzód ukazał mu list wierzytelny.Nie podobał się on Fiirstenbergowi, ale dumnynamiestnik, zmierzywszy go okiem niby obojętnym, szepnął (skłamał), że już był o jegoprzybyciu zawiadomionym.Witke, co mu zlecono, oddał Fiirstenbergowi, zawsze tę jedną odbierając odpowiedz z góry,iż wszystko to było mu już wiadomym.W końcu książę dał mu od siebie zlecenie niby, abyRosemu i Rechenbergowi się przedstawił i wglądał we wszystko.Właściwie mówiąc - dodał książę z pół uśmiechem - żądałem, ażeby mi król przysłał kogośzaufanego.Cieszę się, że mi waćpana dano do pomocy.Car prawdopodobnie za parę dniprzybywa.Rose i Rechenberg dziś jeszcze na spotkanie go wyjechać powinni.Zresztąjesteśmy na zamku w pogotowiu, o ile być można gotowym na przyjęcie gościa, który jedzieincognitissimo, a co chwila się samowolą i zachciankami zdradza. Kilka pytań od niechcenia rzuciwszy, pomiędzy którymi wmieszało się dwuznaczne, tyczącepani podkomorzynej, namiestnik pożegnał Witkego.Spieszył na mszę świętą do kaplicykatolickiej, gdyż wielką gorliwość religijną objawiać potrzebował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •