[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróćmy do tego, co byłokiedyś", jak zrobiłam w Rzymie.Kat i Sin są dla mnie zbytważne.Udaje mi się w końcu zasnąć na kilka godzin, ale odziesiątej rano budzi mnie Sin, ubrana już w szorty wkolorze khaki i białą bluzkę z krótkimi, bufiastymirękawami.- Case - mówi, potrząsając mną lekko.- Obudz się.Chcę cię o coś zapytać.- O co? - Przecieram oczy i próbuję się wydostać zposkręcanej pościeli.- O co chodzi?Sin stoi z rękami na biodrach i wydaje się pełna życia.- Poszłam do miasteczka i dowiedziałam się, że odrugiej po południu możemy popłynąć stąd na Mykonos,Byłybyśmy tam już wieczorem.Co ty na to?176RS- Mamy opuścić Ios? - pytam zdumiona, ajednocześnie przekonana, że nie jestem jeszcze gotowa nadalszą podróż.Tak jest ze mną od kilku lat.Panikuję, gdy zachodzinajmniejsza zmiana w moim codziennym życiu.Czuję siębezpiecznie, wiedząc, co jest za każdym rogiem.Lubięproste sytuacje i powtórzenia.Dlatego dobrze mi wSunset.Chociaż moje stosunki z Sin i Kat są napięte, żyjętu według pewnych ustalonych reguł.Wiem, o którejgodzinie podawane są posiłki.Wiem, jak wyjąć amstela zlodówki i ile drachm zostawić na kontuarze.Wiem, jakwrócić do hotelu po nocnej zabawie.Nie wiem natomiast,czy jestem gotowa zrezygnować z bezpieczeństwa, którezapewnia mi ten codzienny rytuał.- Zdążysz jeszcze zobaczyć się z Billym, jeśli będzieszchciała - mówi Sin.- Nie w tym rzecz.Po prostu zastanawiam się.A co nato Kat? Rozglądam się po pokoju.- Jest na śniadaniu, ale chce tam popłynąć.Widzącmoje wahanie, Lindsey zaczyna się irytować.- Słuchaj, biorąc pod uwagę wszystko, co się stałozeszłej nocy, i naszą ostatnią rozmowę, myślę, że najlepiejbędzie, jak stąd wyjedziemy.We trójkę.Kiwam głową, zastanawiając się nad tym.- Trzeba szybko podjąć decyzję - mówi Lindsey.-Muszę jeszcze wrócić do miasteczka i kupić bilety.-Pochyla nieco głowę.- Casey, to może pomóc.Czuję przypływ nadziei.- Zróbmy to - mówię.- Tak.wyjedzmy.- Zwietnie - mówi Sin, klepiąc mnie lekko w nogę.Potem wychodzi.Po prysznicu zaczynam szukać Billy'ego.Nie chcęwyjeżdżać bez pożegnania.Nikt nie odpowiada, gdypukam w cienkie drzwi jego domku.Odwracam się już,żeby odejść, ale chwilę potem słyszę dobiegający ześrodka głos.Spoglądam przez ramię i widzę wyłaniającegosię zza drzwi Billy'ego.Jego czarne loki ociekają wodą.Ma177RSna sobie tylko przewiązany nisko wokół bioder, fioletowo-żółty ręcznik plażowy.Na gołym brzuchu widać pasemkociemnych włosów.- Cześć! - mówi i wydaje się szczęśliwy, że mnie widzi.Ta reakcja napawa mnie jakąś dziwną dumą.- Dzień dobry.- Spoglądam na niego przeciągle.Jegoreakcja na moje odwiedziny oraz fakt, że niedługowyjeżdżamy, dodają mi pewności siebie.Billy odpowiada trochę nieśmiałym, a trochęuwodzicielskim uśmiechem.Potem zerka w dół naręcznik, ale nie podciąga go wyżej.- Wejdziesz do środka? - pyta, unosząc brwi jakGroucho Marx.Zmieję się.- Myślałam, że zjemy razem śniadanie.- No cóż, ja myślałem, że ty będziesz moimśniadaniem.Gdyby to powiedział ktoś inny, przeżyłabymszok, ale Billy tak szelmowsko szczerzy zęby, że mamochotę zerwać ręcznik z jego bioder.Wyciąga rękę ichwyta mnie delikatnie za przedramię.Ten dotyksprawia, że moje ciało przeszywa kolejny dreszczyk".- To jak? - mówi Billy, wskazując ruchem głowywnętrze domku.- Gdzie Noel i Johnny? - pytam, próbując zyskać naczasie.- Są już na plaży.Zmiało - mówi, przyciągając mnie doswojej piersi, która wciąż jest trochę wilgotna i pachniemydłem.Chciałabym otrzeć się o niego twarzą.- Zmiało - powtarza Billy, obejmując mnie i muskającnosem moją szyję.- Nie powinnam - mówię słabym głosem, ale jakmdlejąca bohaterka filmowa daję się wciągnąć do środka.Wnętrze domku Billy'ego wygląda mniej więcej tak jaknaszego, tyle że tu walają się na podłodze butelki po piwiei brudne ubrania.My przynajmniej postarałyśmy się, bynasz pokój jakoś się prezentował.Natomiast topomieszczenie przywodzi na myśl pokoje w męskichakademikach, gdzie spędziłam niejedną noc, odpierając178RSlubieżne awanse moich kolegów.Gdy teraz uświadamiamsobie, w jak niebezpieczne sytuacje się pakowałam, mamochotę uczynić znak krzyża - choć ten gest stał mi sięobcy z biegiem lat - w podzięce za to, że wyszłam z tegowszystkiego cało.- Przepraszam za bałagan - mówi Billy, widząc mojąminę.Potem zaczyna wrzucać puste butelki do kosza naśmieci i zbierać części garderoby wiszące na gałkach udrzwi i na lustrze.- Nie spodziewałem się gości.Billy w niczym nie przypomina chłopaków zakademika, z których szpon tak zaciekle się wyrywałam,ale te wspomnienia sprowadziły mnie na ziemię.Wciążmam chłopaka w Stanach, o czym dla własnej wygody najakiś czas zapomniałam, i wciąż zależy mi na uratowaniumojej przyjazni z Kat i Sin.Seks z Billym na pewno niewpłynąłby korzystnie na żadną z tych spraw.- Posłuchaj - mówię, widząc, jak Billy zgarnia z łóżkatubki po kremie do opalania i wrzuca je do kosza.-Muszę coś przekąsić, żeby uspokoić żołądek.Wiesz, zadużo alkoholu zeszłej nocy.Przyjdziesz do mnie na taras,gdy się ubierzesz?- Zaczekaj - mówi Billy, przerywając gorączkowesprzątanie.- W czym problem?- Nie mogę tego zrobić.Zaczynam wyjaśniać, ale Billy wchodzi mi w słowo:- Nic nie będziemy robić, Casey.Wszystko w porządku.Zbliża się do mnie, kołysząc lekko biodrami.Przez chwilęboję się i mam nadzieję zarazem, że spadnie z nichręcznik.Jednocześnie jednak odnoszę wrażenie, że pokójsię kurczy.- Spotkamy się na śniadaniu, dobrze?Dotykam ustami jego policzka.Ten gest to coś wrodzaju pocałunku pokoju.- Jasne - mówi Billy, choć nie wydaje się zachwycony.- Zaraz tam będę.179RSPo dotarciu na taras stwierdzam z ulgą, że Kat poszłajuż do miasteczka.Nie chciałabym, żeby zobaczyła mnie zBillym.Podchodzę do baru, za którym stoi teraz córka Spirosa,Samanta.- Cześć, Casey! - wykrzykuje wesoło z iskierkami woczach.Ma w ręku ołówek i czeka na moje zamówienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wróćmy do tego, co byłokiedyś", jak zrobiłam w Rzymie.Kat i Sin są dla mnie zbytważne.Udaje mi się w końcu zasnąć na kilka godzin, ale odziesiątej rano budzi mnie Sin, ubrana już w szorty wkolorze khaki i białą bluzkę z krótkimi, bufiastymirękawami.- Case - mówi, potrząsając mną lekko.- Obudz się.Chcę cię o coś zapytać.- O co? - Przecieram oczy i próbuję się wydostać zposkręcanej pościeli.- O co chodzi?Sin stoi z rękami na biodrach i wydaje się pełna życia.- Poszłam do miasteczka i dowiedziałam się, że odrugiej po południu możemy popłynąć stąd na Mykonos,Byłybyśmy tam już wieczorem.Co ty na to?176RS- Mamy opuścić Ios? - pytam zdumiona, ajednocześnie przekonana, że nie jestem jeszcze gotowa nadalszą podróż.Tak jest ze mną od kilku lat.Panikuję, gdy zachodzinajmniejsza zmiana w moim codziennym życiu.Czuję siębezpiecznie, wiedząc, co jest za każdym rogiem.Lubięproste sytuacje i powtórzenia.Dlatego dobrze mi wSunset.Chociaż moje stosunki z Sin i Kat są napięte, żyjętu według pewnych ustalonych reguł.Wiem, o którejgodzinie podawane są posiłki.Wiem, jak wyjąć amstela zlodówki i ile drachm zostawić na kontuarze.Wiem, jakwrócić do hotelu po nocnej zabawie.Nie wiem natomiast,czy jestem gotowa zrezygnować z bezpieczeństwa, którezapewnia mi ten codzienny rytuał.- Zdążysz jeszcze zobaczyć się z Billym, jeśli będzieszchciała - mówi Sin.- Nie w tym rzecz.Po prostu zastanawiam się.A co nato Kat? Rozglądam się po pokoju.- Jest na śniadaniu, ale chce tam popłynąć.Widzącmoje wahanie, Lindsey zaczyna się irytować.- Słuchaj, biorąc pod uwagę wszystko, co się stałozeszłej nocy, i naszą ostatnią rozmowę, myślę, że najlepiejbędzie, jak stąd wyjedziemy.We trójkę.Kiwam głową, zastanawiając się nad tym.- Trzeba szybko podjąć decyzję - mówi Lindsey.-Muszę jeszcze wrócić do miasteczka i kupić bilety.-Pochyla nieco głowę.- Casey, to może pomóc.Czuję przypływ nadziei.- Zróbmy to - mówię.- Tak.wyjedzmy.- Zwietnie - mówi Sin, klepiąc mnie lekko w nogę.Potem wychodzi.Po prysznicu zaczynam szukać Billy'ego.Nie chcęwyjeżdżać bez pożegnania.Nikt nie odpowiada, gdypukam w cienkie drzwi jego domku.Odwracam się już,żeby odejść, ale chwilę potem słyszę dobiegający ześrodka głos.Spoglądam przez ramię i widzę wyłaniającegosię zza drzwi Billy'ego.Jego czarne loki ociekają wodą.Ma177RSna sobie tylko przewiązany nisko wokół bioder, fioletowo-żółty ręcznik plażowy.Na gołym brzuchu widać pasemkociemnych włosów.- Cześć! - mówi i wydaje się szczęśliwy, że mnie widzi.Ta reakcja napawa mnie jakąś dziwną dumą.- Dzień dobry.- Spoglądam na niego przeciągle.Jegoreakcja na moje odwiedziny oraz fakt, że niedługowyjeżdżamy, dodają mi pewności siebie.Billy odpowiada trochę nieśmiałym, a trochęuwodzicielskim uśmiechem.Potem zerka w dół naręcznik, ale nie podciąga go wyżej.- Wejdziesz do środka? - pyta, unosząc brwi jakGroucho Marx.Zmieję się.- Myślałam, że zjemy razem śniadanie.- No cóż, ja myślałem, że ty będziesz moimśniadaniem.Gdyby to powiedział ktoś inny, przeżyłabymszok, ale Billy tak szelmowsko szczerzy zęby, że mamochotę zerwać ręcznik z jego bioder.Wyciąga rękę ichwyta mnie delikatnie za przedramię.Ten dotyksprawia, że moje ciało przeszywa kolejny dreszczyk".- To jak? - mówi Billy, wskazując ruchem głowywnętrze domku.- Gdzie Noel i Johnny? - pytam, próbując zyskać naczasie.- Są już na plaży.Zmiało - mówi, przyciągając mnie doswojej piersi, która wciąż jest trochę wilgotna i pachniemydłem.Chciałabym otrzeć się o niego twarzą.- Zmiało - powtarza Billy, obejmując mnie i muskającnosem moją szyję.- Nie powinnam - mówię słabym głosem, ale jakmdlejąca bohaterka filmowa daję się wciągnąć do środka.Wnętrze domku Billy'ego wygląda mniej więcej tak jaknaszego, tyle że tu walają się na podłodze butelki po piwiei brudne ubrania.My przynajmniej postarałyśmy się, bynasz pokój jakoś się prezentował.Natomiast topomieszczenie przywodzi na myśl pokoje w męskichakademikach, gdzie spędziłam niejedną noc, odpierając178RSlubieżne awanse moich kolegów.Gdy teraz uświadamiamsobie, w jak niebezpieczne sytuacje się pakowałam, mamochotę uczynić znak krzyża - choć ten gest stał mi sięobcy z biegiem lat - w podzięce za to, że wyszłam z tegowszystkiego cało.- Przepraszam za bałagan - mówi Billy, widząc mojąminę.Potem zaczyna wrzucać puste butelki do kosza naśmieci i zbierać części garderoby wiszące na gałkach udrzwi i na lustrze.- Nie spodziewałem się gości.Billy w niczym nie przypomina chłopaków zakademika, z których szpon tak zaciekle się wyrywałam,ale te wspomnienia sprowadziły mnie na ziemię.Wciążmam chłopaka w Stanach, o czym dla własnej wygody najakiś czas zapomniałam, i wciąż zależy mi na uratowaniumojej przyjazni z Kat i Sin.Seks z Billym na pewno niewpłynąłby korzystnie na żadną z tych spraw.- Posłuchaj - mówię, widząc, jak Billy zgarnia z łóżkatubki po kremie do opalania i wrzuca je do kosza.-Muszę coś przekąsić, żeby uspokoić żołądek.Wiesz, zadużo alkoholu zeszłej nocy.Przyjdziesz do mnie na taras,gdy się ubierzesz?- Zaczekaj - mówi Billy, przerywając gorączkowesprzątanie.- W czym problem?- Nie mogę tego zrobić.Zaczynam wyjaśniać, ale Billy wchodzi mi w słowo:- Nic nie będziemy robić, Casey.Wszystko w porządku.Zbliża się do mnie, kołysząc lekko biodrami.Przez chwilęboję się i mam nadzieję zarazem, że spadnie z nichręcznik.Jednocześnie jednak odnoszę wrażenie, że pokójsię kurczy.- Spotkamy się na śniadaniu, dobrze?Dotykam ustami jego policzka.Ten gest to coś wrodzaju pocałunku pokoju.- Jasne - mówi Billy, choć nie wydaje się zachwycony.- Zaraz tam będę.179RSPo dotarciu na taras stwierdzam z ulgą, że Kat poszłajuż do miasteczka.Nie chciałabym, żeby zobaczyła mnie zBillym.Podchodzę do baru, za którym stoi teraz córka Spirosa,Samanta.- Cześć, Casey! - wykrzykuje wesoło z iskierkami woczach.Ma w ręku ołówek i czeka na moje zamówienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]