[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Uśmiechnął się ^szeroko.— Właści-wie to moja zabawka, ale czasem mu ją pożyczam.Pójdę do niego na chwilę.Można?Kopnęłam piłkę w jego stron£.Przez chwilę wydawał się z nią tańczyć, podrzuca-jąc to jednym, to drugim kolanem, głową, a potem znowu kolanami.Wtedy właśnie zaświtał mi w głowie ten naprawdę cudowny pomysł.TLRStrona 153 z 3682013-05-04 08:02:53Rozdział 101939-1940AmyZ Pond Wood i innych stacji po drodze do Liverpoolu jeździło codziennie nie wię-cej niż kilkadziesiąt osób, a jeszcze mniej podróżowało w przeciwnym kierunku, doWigan.Dzieci do szkoły w Upholland woził specjalny autobus, ale dla wszystkich in-nych mieszkańców tej maleńkiej mieściny, którzy nie mieli samochodu, jedynymśrodkiem lokomocji był pociąg.A ponieważ nawet szczęśliwi posiadacze czterech kółek nie mogli teraz jeździćswoimi autami z uwagi na żenująco skromne przydziały benzyny, liczba pasażerówpociągów rosła w szybkim tempie.Rano Amy łapała pociąg, który o siódmej piętnaście odchodził ze stacji Exchange.Kiedy pół godziny później wysiadała w Pond Wood, na peronie numer dwa czekałojuż kilka osób, które tym samym pociągiem jechały do Wigan.Pogoda była stabilna.Śnieg albo padał, albo zaraz miał zacząć padać, albo właśnieTLRprzestał.Ponieważ o tak wczesnej porze kasa nie była jeszcze otwarta, pasażerowiekupowali bilety już poprzedniego dnia bądź też płacili na ostatniej stacji.Niektórzymieli bilety miesięczne.O ósmej dwadzieścia siedem w poczekalni chronił się przed śnieżycą już niewielkitłumek oczekujących na pierwszym peronie na następny pociąg do Liverpoolu.Wśródnich był pan Clegg, makler giełdowy — zawsze w meloniku i ze składanym paraso-lem, pani Feathers, sekretarka Towarzystwa „Liverpool Yictoria Friendly".Resztę pasażerów stanowiły przede wszystkim młode dziewczyny i paru chłopców,pracujących w sklepach lub biurach w Liverpoolu.Byli tam też Ronnie i Myra McCa-rthy'owie, którzy wysiadali w Sand- hilłs i łapali kolejny pociąg do Waterloo, gdzieuczęszczali do liceum; poza tym dwaj serdeczni przyjaciele, Berrny Carter i AndrewWoods, którzy jechali tylko do następnej stacji, do Kirkby — pracowali w tamtejszejfabryce amunicji.Przez całą resztę przedpołudnia pojawiali się jeszcze inni ludzie, głównie kobiety,niektóre z małymi dziećmi, jadące do sklepów w mieście, na targ w Wigan albo z wi-Strona 154 z 3682013-05-04 08:02:54zytą do krewnych.Amy rozdawała dzieciom cukierki i pomagała wstawiać wózki dowagonu.W soboty pociągami jechali przede wszystkim mężczyźni — na mecze piłki nożnejalbo rugby, a także młodzież — na tańce w Reece albo na poranki filmowe.Ostatni pociąg z Liverpoolu, który stawał w Pond Wood, wyjeżdżał ze stacji Ex-change o piątej piętnaście po południu.Można było też złapać dużo późniejszy pociągdo Kirkby, a potem przejść jeszcze pięć kilometrów piechotą, ale nawet ci, którzy lubi-li nocne wędrówki, teraz z nich rezygnowali w obawie przed nieuniknioną w nocy za-miecią śnieżną.Nic dziwnego, nikomu się nie uśmiechało brnięcie przez ogromne za-spy.W okolicy nie było żadnego baru.Kiedy Amy wybierała się w drogę powrotną doLiverpoolu, większość mieszkańców już siedziała w domach i nie widać było ani jed-nego światełka.Pond Wood stawało się wtedy jakby miastem duchów, niesamowiciepięknym w świetle księżyca.Przez cały czas, kiedy tam pracowała, nigdy nie oddalałasię od stacji, w obawie że może trzeba będzie odebrać jakiś ważny telefon.Tylko zrozmów z wiedziała, że domy w tej miejscowości są najróżniejszych wielkości: odmalutkich, krytych strzechą chałupek, niezmienionych od czasu ich wybudowania wzeszłym stuleciu, przez skromniejsze domki, aż do dużych, wolno stojących rezyden-cji, otoczonych*pięknymi ogrodami.Było też kilka odosobnionych gospodarstw rol-nych.TLRKiedy się wybierała do domu, zawsze zostawiała obie poczekalnie otwarte, ponie-waż William Maxwell jej powiedział, że czasami korzystają z nich zakochane pary.Do tej pory nie znalazła wprawdzie żadnych dowodów czyjejś bytności, ale nie było wtym nic dziwnego, biorąc pod uwagę pogodę, która nie zachęcała raczej do amorów.Nawet tych najbardziej napalonych.W niedzielę stacja była zamknięta; był to jedyny wolny dzień Amy.Leżała w łóżku tak długo, aż trzeba się było zbierać na ostatnią mszę.Potem szłana obiad na Agatę Street, skąd wcześnie wracała do domu, sprzątała swoje mieszkankoi robiła małą przepierkę.Tak wyglądało teraz jej życie, z wyjątkiem sobotnich wieczo-rów, kiedy teść zabierał ją czasem ze stacji Exchange i razem szli na kolację.Czasem myślała, że życie Barneya jest tak samo nudne i bez sensu.* * *Minęły trzy tygodnie.Amy pamiętała już nazwiska wszystkich pasażerów, a oniznali ją po imieniu.Kiedy robiło się zimniej, a śnieg gęściej sypał, zapraszała pasaże-Strona 155 z 3682013-05-04 08:02:55rów do pokoiku kasowego, gdzie mogli czekać na pociąg, grzejąc się przy piecu.Pierwszą rzeczą, jaką Amy robiła zaraz po przyjściu na stację, było rozpalenie ognia.William jej opowiedział, że przed wojną w porze zimowej palono również w komin-kach znajdujących się w obydwu poczekalniach, ale teraz nie starczało na to opału.Amy odetchnęła z ulgą.Dawniej nigdy nie rozpalała ognia, więc rozniecanie jednegow zupełności jej wystarczało.Zawsze strasznie się z tym biedziła, chociaż z każdymdniem szło jej coraz lepiej.Ale trzy to byłoby już stanowczo za dużo!Susan Conway, która wyszła za mąż za farmera i mieszkała w maleńkiej chatynce,co najmniej razy dziennie przychodziła z dzieckiem na stację, żeby porozmawiać zAmy.Całym sercem tęskniła za Liverpoolem i za niczym tak nie przepadała, jak zarozmowami o tym mieście.Wykrzykiwała co chwila: „No, czy to nie jest zbieg oko-liczności? Niebywałe!", kiedy się okazywało, że ona i Amy były kiedyś w tym samymkinie albo spacerowały po tej samej ulicy, jakby Liverpool był jakąś gigantyczną me-tropolią i jakby prawdopodobieństwo, że obie się znalazły w tym samym miejscu, wy-nosiło jeden do tysiąca.* * *Barney nie przyjechał do domu na Gwiazdkę.Dostał wprawdzie przepustkę na czterdzieści osiem godzin, ale dotarcie do Liver-poolu z Aldershot, gdzie teraz stacjonował, i powrót w ciągu dwóch dni, w dodatkuprzy tak pieskiej pogodzie, graniczył z cudem.Nie było sensu nawet o tym myśleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •