[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malach zanurzył palec w swojej szklance.Patrzyli zafascynowani.Przesunął palcem po brzegu naczynia.Srebrzysty dzwięk drażnił duch jak dzwonienie wuszach. Jak myślisz, czy to jakaś seksualna aluzja? spytał Kev Raya. Może on podrywa Dena? Den, zdejmij okulary i daj mu buziaka.Dzwięk szklaneczki z piwem stał się nagle przerazliwy, przenikliwy, nie do zniesienia.Kilkaosób odwróciło głowy w ich stronę.Malach cofnął palec, ale dzwięk nadal drgał w powietrzu, podniósł piwo do warg.Wtedy szklaneczka Keva rozprysnęła się na kawałki.Dżin i tonik chlusnęły na różowąkoszulę.Kev wrzasnął głośno.Zbladł, krew kapała na jego wodoszczelny zegarek, który, czegojeszcze wtedy nie zauważył, zatrzymał się. Chryste, moje okulary! jęknął Den.Gdy je zdjął, jedno ze szkieł pękło na pół i wypadłona podłogę.Den bezsensownie upadł na kolana i na czworakach grzebał w dywanie, starając się,nie wiadomo po co, znalezć kawałki szkła.Ray cofnął się.Odstawił drinka na stół. W porządku, koleś! krzyknął do Malacha.Odwrócił się na pięcie i prawie wybiegł naulicę.Malach wzruszył ramionami.Szklaneczka zamilkła.Wysączył powoli jej zawartość.Parę zaciekawionych osób przyglądałosię im, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Bardzo sprytnie, bystry skurwielu powiedział Kev.Malach pochylił się do przodu izacisnął na twarzy Keva dłoń ze spatynowymi pierścieniami.Bladość policzków przeszła wzieleń. Tot ziens powiedział spokojnie, a Kev zmoczył się w spodnie.Na zewnątrz nie było już śladu po Rayu.Stara kobieta przeszła obok, ostrożnie stąpając pocieniu Malacha.Na zachodniej części nieba wisiało słońce jak metylowopomarańczowa gwiazda.Burza nienadeszła.17Słońce stopniowo schodziło z tarasu.Chłodny powiew przepłynął pośpiesznie międzydrzewami ogrodu.Lou i Tray czekały eksponując swą złocistą opaleniznę.Althene czytałaksiążkę pod parasolką, która chroniła ją od blasku.W południe Althene naraziła się obu dziewczynom, a zwłaszcza Tray, wieszając nanasłonecznionej ścianie maskę gazową, z której wyłaniała się kępa czerwonych maków. To absolutnie karygodne powiedziała Lou. Och! Och! powiedziała Tray, kuląc się na swym leżaku, jakby pełzało po niej oślizgłerobactwo. Wcale nie stwierdziła Althene, górując nad nimi na swych niezwykle długich nogach,których sporą część odsłaniała kusa spódnica. To symbol pokoju.Po gazie, bagnetach ibombach pole bitwy pokrywa się kwiatami. Widziałam kiedyś pierścionek o kształcie maski przeciwgazowej powiedziała po chwiliLou.Całe popołudnie Lou i Tray kontynuowały opalanie, odwracając się do słońca jak słoneczniki iciągając swe leżaki po całym tarasie.Althene czytała pod parasolem blada jak lilia.Książka była angielską powieścią, a parasolkamiała turkusowy kolor.Z dołu, z gęstej kępy drzew, gdzie niepodzielnie panował cień, obserwowała je Rachaela.Pierwotni Scarabeidzi zniknęli w pomroce dziejów.Tylko przedstawicielka nowej generacjiplemienia, Althene, pozostała na posterunku.Około czwartej nad ranem Kei udał się do Covent Garden.O siódmej wrócił przywożąc mięsoi warzywa.W kuchni poszedł w ruch komplet noży i innych narzędzi.Michael i Cheta ustępowaliK.eiowi w kwestiach kulinarnych.To widocznie była jego specjalność.Natomiast Malach był myśliwym.Wyjechał, a wraz z nim zniknęło z domu pełnezapalczywości napięcie.Ale co z Althene? Jeśli nie należała do Malacha, to jakąż odgrywała rolę?Od czasu do czasu Althene rzucała spojrzenie w głąb ogrodu, a wówczas Rachaela udawała,że interesuje ją jedynie własna lektura.Niestety, zaniechała zwyczaju czytania, a tom, wybranyna chybił trafił z biblioteki na londyńskich peryferiach, nie wciągnął jej.Stanowił jedyniepretekst.Althene działała na Rachaelę hipnotycznie.Nie sprawiał tego jej wszechogarniający urok, leczstraszliwe połączenie łagodności z morderczą precyzją.Te cechy obudziły w Rachaeli niezdrowezainteresowanie.W rzeczywistości przyczyną były długie miesiące spędzone jedynie wrodzinnym gronie.Sama nie wiedziała, jakie były jej uczucia do Ruth.Może, jak pierwotniScarabeidzi, pragnęła jedynie wymazać Ruth ze swej pamięci i upewnić pozostałych, że tak sięstało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Malach zanurzył palec w swojej szklance.Patrzyli zafascynowani.Przesunął palcem po brzegu naczynia.Srebrzysty dzwięk drażnił duch jak dzwonienie wuszach. Jak myślisz, czy to jakaś seksualna aluzja? spytał Kev Raya. Może on podrywa Dena? Den, zdejmij okulary i daj mu buziaka.Dzwięk szklaneczki z piwem stał się nagle przerazliwy, przenikliwy, nie do zniesienia.Kilkaosób odwróciło głowy w ich stronę.Malach cofnął palec, ale dzwięk nadal drgał w powietrzu, podniósł piwo do warg.Wtedy szklaneczka Keva rozprysnęła się na kawałki.Dżin i tonik chlusnęły na różowąkoszulę.Kev wrzasnął głośno.Zbladł, krew kapała na jego wodoszczelny zegarek, który, czegojeszcze wtedy nie zauważył, zatrzymał się. Chryste, moje okulary! jęknął Den.Gdy je zdjął, jedno ze szkieł pękło na pół i wypadłona podłogę.Den bezsensownie upadł na kolana i na czworakach grzebał w dywanie, starając się,nie wiadomo po co, znalezć kawałki szkła.Ray cofnął się.Odstawił drinka na stół. W porządku, koleś! krzyknął do Malacha.Odwrócił się na pięcie i prawie wybiegł naulicę.Malach wzruszył ramionami.Szklaneczka zamilkła.Wysączył powoli jej zawartość.Parę zaciekawionych osób przyglądałosię im, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Bardzo sprytnie, bystry skurwielu powiedział Kev.Malach pochylił się do przodu izacisnął na twarzy Keva dłoń ze spatynowymi pierścieniami.Bladość policzków przeszła wzieleń. Tot ziens powiedział spokojnie, a Kev zmoczył się w spodnie.Na zewnątrz nie było już śladu po Rayu.Stara kobieta przeszła obok, ostrożnie stąpając pocieniu Malacha.Na zachodniej części nieba wisiało słońce jak metylowopomarańczowa gwiazda.Burza nienadeszła.17Słońce stopniowo schodziło z tarasu.Chłodny powiew przepłynął pośpiesznie międzydrzewami ogrodu.Lou i Tray czekały eksponując swą złocistą opaleniznę.Althene czytałaksiążkę pod parasolką, która chroniła ją od blasku.W południe Althene naraziła się obu dziewczynom, a zwłaszcza Tray, wieszając nanasłonecznionej ścianie maskę gazową, z której wyłaniała się kępa czerwonych maków. To absolutnie karygodne powiedziała Lou. Och! Och! powiedziała Tray, kuląc się na swym leżaku, jakby pełzało po niej oślizgłerobactwo. Wcale nie stwierdziła Althene, górując nad nimi na swych niezwykle długich nogach,których sporą część odsłaniała kusa spódnica. To symbol pokoju.Po gazie, bagnetach ibombach pole bitwy pokrywa się kwiatami. Widziałam kiedyś pierścionek o kształcie maski przeciwgazowej powiedziała po chwiliLou.Całe popołudnie Lou i Tray kontynuowały opalanie, odwracając się do słońca jak słoneczniki iciągając swe leżaki po całym tarasie.Althene czytała pod parasolem blada jak lilia.Książka była angielską powieścią, a parasolkamiała turkusowy kolor.Z dołu, z gęstej kępy drzew, gdzie niepodzielnie panował cień, obserwowała je Rachaela.Pierwotni Scarabeidzi zniknęli w pomroce dziejów.Tylko przedstawicielka nowej generacjiplemienia, Althene, pozostała na posterunku.Około czwartej nad ranem Kei udał się do Covent Garden.O siódmej wrócił przywożąc mięsoi warzywa.W kuchni poszedł w ruch komplet noży i innych narzędzi.Michael i Cheta ustępowaliK.eiowi w kwestiach kulinarnych.To widocznie była jego specjalność.Natomiast Malach był myśliwym.Wyjechał, a wraz z nim zniknęło z domu pełnezapalczywości napięcie.Ale co z Althene? Jeśli nie należała do Malacha, to jakąż odgrywała rolę?Od czasu do czasu Althene rzucała spojrzenie w głąb ogrodu, a wówczas Rachaela udawała,że interesuje ją jedynie własna lektura.Niestety, zaniechała zwyczaju czytania, a tom, wybranyna chybił trafił z biblioteki na londyńskich peryferiach, nie wciągnął jej.Stanowił jedyniepretekst.Althene działała na Rachaelę hipnotycznie.Nie sprawiał tego jej wszechogarniający urok, leczstraszliwe połączenie łagodności z morderczą precyzją.Te cechy obudziły w Rachaeli niezdrowezainteresowanie.W rzeczywistości przyczyną były długie miesiące spędzone jedynie wrodzinnym gronie.Sama nie wiedziała, jakie były jej uczucia do Ruth.Może, jak pierwotniScarabeidzi, pragnęła jedynie wymazać Ruth ze swej pamięci i upewnić pozostałych, że tak sięstało [ Pobierz całość w formacie PDF ]