[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzucało się w oczy, że choć dziewczynapotrafi się obronić, jest niewinna i nie rozumie podtekstów kryjącychsię za jego słowami.Nic nie tłumaczyło zachowania jej rodziców.Albert i Isobel na pewno dostrzegali, co się dzieje.Dlaczego więc aniojciec, ani kuzyn, ani stryj nie położyli kresu tej sytuacji? Dlaczegonie bronili George, nie zdzielili go pięścią w nos? Dlaczego jej niepilnowali?Giana drżała.Póki nie poznała Adama McKendricka, niktoprócz matki i ojca nie mówił do niej tonem pozbawionymuniżoności.Podobała się jej ta odmiana.Podobało się pulsowaniekrwi i napięcie nerwów, gdy on był w pobliżu.Przygryzła wargę, żebynie roześmiać się na głos z czystej radości, że wciągnęła go wpojedynek na słowa.Lubiła sposób, w jaki z nią rozmawiał, sprawiałojej przyjemność, że traktuje ją jak godną przeciwniczkę.I cieszyła jąświadomość, że może rzucić mu wyzwanie bez strachu przed naganą.75anulaouslaandcsDobrze pamiętała dowcipne, kokieteryjne przekomarzania sięrodziców, które niemal zawsze prowadziły do namiętnych uścisków izamykania się w sypialni.Tak przypadła jej do gustu wymiana zdań zMcKendrickiem, że postanowiła sprowokować go do następnej-Zerknęła na niego spod rzęs.- A pozwoli nam pan znowu okupować pańskie łóżko? - spytała.- Pani obecność w moim łóżku jest mile widziana - odparł Adam- Ale wolałbym, żeby pies spał gdzie indziej.W tym momencie rozległo się kolejne grupowe westchnienie.Adam przygotował się na wybuch gniewu ojca, stryja albo kuzyna, alenic się nie wydarzyło.Langstromowie nie stanęli w obronie czciGeorge.Z drugiej strony, panna Georgiana Langstorm doskonalepotrafiła sama bronić swojego honoru.- To niemożliwe - oświadczyła.- Wagner śpi tam gdzie ja.Adam wzruszył ramionami.- Chyba, mogę zrobić dla pani wyjątek.- Nie ma potrzeby, żeby pan się tak poświęcał, sir.-Gianazaszczyciła go wielkodusznym uśmiechem.-Wagner i ja jużznalezliśmy sobie inne łóżko.McKendrick pokręcił głową i cmoknął z udawanymrozczarowaniem.- Nie powiem, żebym tęsknił za Wagnerem, ale pa ni będzie mibrakowało.76anulaouslaandcs- Współczuję, bo taka okazja już nigdy się nie powtórzy, sir -odparła Giana, patrząc mu w oczy.- Już raz była pani w moim łóżku - przypomniał Adam, cieszącsię słownym pojedynkiem bardziej, niż był gotów się przyznać.Posłałdziewczynie szeroki uśmiech.- Nigdy" to bardzo długo.Przyszłośćmoże panią zaskoczyć.Giana zerknęła na Maxa, po czym wróciła spojrzeniem doMcKendricka i potrząsnęła głową.- Moja przyszłość została przesądzona w dniu, w którym sięurodziłam.Cień smutku w jej oczach zaskoczył Adama.- Fortuna kołem się toczy, George - powiedział.- Do każdego odczasu do czasu uśmiecha się szczęście.-Wzruszył ramionami.- Nawetdo pokojówekGianę poruszyła jego arogancja.- To możliwe, ale mało prawdopodobne, sir.Choć Adampróbował zamaskować współczucie,zrozumiał, że dziewczynadostrzegła je w jego oczach.Zdradził go wyraz twarzy.Kiedy opuściła wzrok na podłogę i dygnęła grzecznie, cichozazgrzytał zębami.Jej uniżoność była trudniejsza do przełknięcia niżimpertynencje.George była wysoką, niebieskooką blondynką i bardzoprzypominała mu siostry.Smutek w jej oczach i lekkie, prawieniezauważalne drżenie głosu nie powinny robić na nim wrażenia.Alezrobiły.Jej nieoczekiwana uległość przyprawiła go o wyrzutysumienia.77anulaouslaandcsZwrócił się do personelu.- Wszyscy oprócz Josefa i mojego lokaja, pana O'Briena, mogąwrócić do swoich obowiązków.Nikt się nie ruszył.Adam bez słowa wskazał na drzwi biblioteki, ale służący nawetnie drgnęli.Wtedy McKendrick powiedział do Maxa Langstroma:- Dziękuję za przedstawienie mi swojej rodziny.I panu, panieRoss, za jej zatrudnienie.A teraz chciałbym zwolnić wszystkichoprócz Josefa i mojego lokaja.- Ma pan dla nas jakieś polecenia? - zapytał Max.- Brenna i Giana zajmą się codzienną pracą, a pan pomożeAlbertowi i Isobel poszukać nowego kucharza, personelu kuchennegoi jeszcze kilku służących do pomocy w domu.Pan Ross zajmie sięrekrutacją stajennych i ogrodników, a Josef osiodła konie dla mnie ipana O'Briena.Chcemy objechać okolice.- Nie może pan, sir! - zaprotestował sekretarz.Isobelpowiedziała coś w języku, którego Adam nie rozumiał, a Albert zacząłenergicznie kręcić głową.- Nie mogę przejechać się po własnej posiadłości?- Nie może pan jezdzić konno z lokajem - wyjaśnij Max.- Dlaczego?- Dżentelmeni nie urządzają sobie przejażdżek z lokajami.-Sekretarz zmierzył O'Briena wzrokiem.A lokaje nie towarzysząpracodawcom, chyba że muszą zająć się garderobą albo bagażem.78anulaouslaandcsMurphy uniósł brew.Znał sporo zwyczajów arystokracji, ale niespodziewał się, że zostanie wzięty za lokaja i przywołany do porządkuprzez prywatnego sekretarza McKendricka.Wymienił z przyjacielemrozbawione spojrzenia.Oto życie agenta Pinkertona.- Naprawdę?Max pokiwał głową.- Tego po prostu się nie robi.- W Szkocji dżentelmeni nie jeżdżą na wycieczki ze służącymi,ale z przyjaciółmi tak - stwierdził Adam.-Murphy O'Brien jest przedewszystkim moim przyjacielem, a dopiero potem lokajem.- Przyjacielem, sir? - W głosie Maxa brzmiała konsternacja.-Nigdy nie spotkałem dżentelmena, który miałby lokaja albo innegosługę za przyjaciela.- Teraz pan poznał - skwitował Adam.- Powiedz mi, Max, czybyłeś kiedyś w Ameryce?- Nie, sir.McKendrick się uśmiechnął.- Cóż, w Ameryce dżentelmeni wybierają się na przejażdżki, zkim chcą, niezależnie od pozycji tych osób [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Rzucało się w oczy, że choć dziewczynapotrafi się obronić, jest niewinna i nie rozumie podtekstów kryjącychsię za jego słowami.Nic nie tłumaczyło zachowania jej rodziców.Albert i Isobel na pewno dostrzegali, co się dzieje.Dlaczego więc aniojciec, ani kuzyn, ani stryj nie położyli kresu tej sytuacji? Dlaczegonie bronili George, nie zdzielili go pięścią w nos? Dlaczego jej niepilnowali?Giana drżała.Póki nie poznała Adama McKendricka, niktoprócz matki i ojca nie mówił do niej tonem pozbawionymuniżoności.Podobała się jej ta odmiana.Podobało się pulsowaniekrwi i napięcie nerwów, gdy on był w pobliżu.Przygryzła wargę, żebynie roześmiać się na głos z czystej radości, że wciągnęła go wpojedynek na słowa.Lubiła sposób, w jaki z nią rozmawiał, sprawiałojej przyjemność, że traktuje ją jak godną przeciwniczkę.I cieszyła jąświadomość, że może rzucić mu wyzwanie bez strachu przed naganą.75anulaouslaandcsDobrze pamiętała dowcipne, kokieteryjne przekomarzania sięrodziców, które niemal zawsze prowadziły do namiętnych uścisków izamykania się w sypialni.Tak przypadła jej do gustu wymiana zdań zMcKendrickiem, że postanowiła sprowokować go do następnej-Zerknęła na niego spod rzęs.- A pozwoli nam pan znowu okupować pańskie łóżko? - spytała.- Pani obecność w moim łóżku jest mile widziana - odparł Adam- Ale wolałbym, żeby pies spał gdzie indziej.W tym momencie rozległo się kolejne grupowe westchnienie.Adam przygotował się na wybuch gniewu ojca, stryja albo kuzyna, alenic się nie wydarzyło.Langstromowie nie stanęli w obronie czciGeorge.Z drugiej strony, panna Georgiana Langstorm doskonalepotrafiła sama bronić swojego honoru.- To niemożliwe - oświadczyła.- Wagner śpi tam gdzie ja.Adam wzruszył ramionami.- Chyba, mogę zrobić dla pani wyjątek.- Nie ma potrzeby, żeby pan się tak poświęcał, sir.-Gianazaszczyciła go wielkodusznym uśmiechem.-Wagner i ja jużznalezliśmy sobie inne łóżko.McKendrick pokręcił głową i cmoknął z udawanymrozczarowaniem.- Nie powiem, żebym tęsknił za Wagnerem, ale pa ni będzie mibrakowało.76anulaouslaandcs- Współczuję, bo taka okazja już nigdy się nie powtórzy, sir -odparła Giana, patrząc mu w oczy.- Już raz była pani w moim łóżku - przypomniał Adam, cieszącsię słownym pojedynkiem bardziej, niż był gotów się przyznać.Posłałdziewczynie szeroki uśmiech.- Nigdy" to bardzo długo.Przyszłośćmoże panią zaskoczyć.Giana zerknęła na Maxa, po czym wróciła spojrzeniem doMcKendricka i potrząsnęła głową.- Moja przyszłość została przesądzona w dniu, w którym sięurodziłam.Cień smutku w jej oczach zaskoczył Adama.- Fortuna kołem się toczy, George - powiedział.- Do każdego odczasu do czasu uśmiecha się szczęście.-Wzruszył ramionami.- Nawetdo pokojówekGianę poruszyła jego arogancja.- To możliwe, ale mało prawdopodobne, sir.Choć Adampróbował zamaskować współczucie,zrozumiał, że dziewczynadostrzegła je w jego oczach.Zdradził go wyraz twarzy.Kiedy opuściła wzrok na podłogę i dygnęła grzecznie, cichozazgrzytał zębami.Jej uniżoność była trudniejsza do przełknięcia niżimpertynencje.George była wysoką, niebieskooką blondynką i bardzoprzypominała mu siostry.Smutek w jej oczach i lekkie, prawieniezauważalne drżenie głosu nie powinny robić na nim wrażenia.Alezrobiły.Jej nieoczekiwana uległość przyprawiła go o wyrzutysumienia.77anulaouslaandcsZwrócił się do personelu.- Wszyscy oprócz Josefa i mojego lokaja, pana O'Briena, mogąwrócić do swoich obowiązków.Nikt się nie ruszył.Adam bez słowa wskazał na drzwi biblioteki, ale służący nawetnie drgnęli.Wtedy McKendrick powiedział do Maxa Langstroma:- Dziękuję za przedstawienie mi swojej rodziny.I panu, panieRoss, za jej zatrudnienie.A teraz chciałbym zwolnić wszystkichoprócz Josefa i mojego lokaja.- Ma pan dla nas jakieś polecenia? - zapytał Max.- Brenna i Giana zajmą się codzienną pracą, a pan pomożeAlbertowi i Isobel poszukać nowego kucharza, personelu kuchennegoi jeszcze kilku służących do pomocy w domu.Pan Ross zajmie sięrekrutacją stajennych i ogrodników, a Josef osiodła konie dla mnie ipana O'Briena.Chcemy objechać okolice.- Nie może pan, sir! - zaprotestował sekretarz.Isobelpowiedziała coś w języku, którego Adam nie rozumiał, a Albert zacząłenergicznie kręcić głową.- Nie mogę przejechać się po własnej posiadłości?- Nie może pan jezdzić konno z lokajem - wyjaśnij Max.- Dlaczego?- Dżentelmeni nie urządzają sobie przejażdżek z lokajami.-Sekretarz zmierzył O'Briena wzrokiem.A lokaje nie towarzysząpracodawcom, chyba że muszą zająć się garderobą albo bagażem.78anulaouslaandcsMurphy uniósł brew.Znał sporo zwyczajów arystokracji, ale niespodziewał się, że zostanie wzięty za lokaja i przywołany do porządkuprzez prywatnego sekretarza McKendricka.Wymienił z przyjacielemrozbawione spojrzenia.Oto życie agenta Pinkertona.- Naprawdę?Max pokiwał głową.- Tego po prostu się nie robi.- W Szkocji dżentelmeni nie jeżdżą na wycieczki ze służącymi,ale z przyjaciółmi tak - stwierdził Adam.-Murphy O'Brien jest przedewszystkim moim przyjacielem, a dopiero potem lokajem.- Przyjacielem, sir? - W głosie Maxa brzmiała konsternacja.-Nigdy nie spotkałem dżentelmena, który miałby lokaja albo innegosługę za przyjaciela.- Teraz pan poznał - skwitował Adam.- Powiedz mi, Max, czybyłeś kiedyś w Ameryce?- Nie, sir.McKendrick się uśmiechnął.- Cóż, w Ameryce dżentelmeni wybierają się na przejażdżki, zkim chcą, niezależnie od pozycji tych osób [ Pobierz całość w formacie PDF ]