[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panowie,przedstawiam wam mojego kuzyna: hrabia Aleksander Golozieny, attach� videpartamencie spraw zagranicznych.Panowie niechętnie wymienili uścisk dłoni, co nie wzmogło wzajemnejsympatii; dłoń hrabiego była wilgotna, czego zarówno Aldo, jak i Adalbert nieznosili.Spojrzenie dyplomaty było zimne i świdrujące; odkrycie w otoczeniukuzynki dwóch przystojnych, pełnych energii mężczyzn było dla niego niemiłymzaskoczeniem.Ponieważ uczucie niechęci okazało się wzajemne, Aldo postanowiłopuścić towarzystwo. - Wkrótce zjawi się tu policja - powiedział, zwracając się do gospodyni.-Sądzę, że lepiej będzie, jeśli przyjmie ich pani w gronie rodzinnym.Gdyby jednakpotrzebowała nas pani, zatrzymaliśmy się w hotelu Elisabeth.- Mam nadzieję, że to nie ja panów wypłoszyłem? - rzucił obłudnie hrabia.- W żadnej mierze - skłamał Morosini.- Mamy sprawy do załatwienia ipotrzebujemy odpoczynku.Dzięki pańskiej obecności, hrabio, możemy miećnadzieję, że pani von Adlerstein nic już nie grozi.Proszę nad nią czuwać.- Możecie zdać się na mnie! Będę miał oko na wszystko!- Odwiedzcie mnie wieczorem! - rzuciła hrabina tonem zdradzającym niepokój.- Może będą nowe wiadomości.I zjecie z nami kolację.Mężczyzni przyjęli zaproszenie, pożegnali się i udali do samochodu bez słowa.Dopiero kiedy byli wystarczająco daleko, Adalbertowi rozwiązał się język.- Co za wstrętny hipokryta! Dałbym sobie uciąć rękę, że jest zamieszany wspisek przeciw nieszczęsnej Elzie!- Czy to rozsądne zostawiać staruszkę sam na sam z hrabią?- Jakakolwiek próba ataku oznaczałaby zdemaskowanie się.Nie sądzę, żeby byłtak głupi.- To co tu robi? Nagle zachciało mu się polowania w Rudolfskrone?- Przeciwnie! Może swobodnie poruszać się po terenie, na co liczą jegowspólnicy.Przyszedł sprawdzić, co dzieje się u hrabiny, powęszyć i może wtrącićtu i tam jakąś roztropną radę.- Jak taka inteligentna kobieta może mu ufać? Bije od niego nieszczerość!- To jej kuzyn.Nie wyobraża sobie, że mógłby ją zdradzić.Niestety, jegopojawienie się pokrzyżowało nam plany: nie mogliśmy się wyspowiadać ani jejostrzec, by miała się na baczności.A teraz zawiez mnie na stację.- Co zamierzasz? Powinieneś się trochę przespać!- Prześpię się w pociągu.Mam zamiar pojechać do Salzburga, wynająć automniej rzucające się w oczy niż twoje i jeśli się uda, mniej hałaśliwe.Twój amilcarto nie automobil, lecz żywa reklama.- W takim razie, zapomnij o swoich książęcych upodobaniach i nie przyjeżdżajrolls-royce'em! - rozezlił się Adalbert dotknięty do żywego w swej miłości domałego, czerwonego cudu techniki.Aldo wrócił po południu szarym i skromnym jak siostra miłosierdzia, niedużymfiatem.Autko było solidne, zwrotne i ciche; Morosini musiał je kupić, gdyż wmieście Mozarta można było wynająć tylko duże auta, przeważnie razem zszoferem. Zadowolony z zakupu zaparkował pod drzewami nad brzegiem rzeki Traun,niedaleko hotelu, a następnie zaaplikował sobie dwie godziny porządnej drzemkiprzed udaniem się na kolację do Rudolfskrone.Adalberta nie było w pokoju.Kiedy brał prysznic, do łazienki wpadł Adal, nie troszcząc się o to, by zapukać.Jego oczy błyszczały.- Przynoszę wieści! - rzucił już od progu.- I to nie byle jakie! Po pierwsze,tajemnicza willa jest zamieszkana: żaluzje są otwarte, a z kominów dobywa siędym.A propos dymu, masz papierosa?- Na sekretarzyku - odparł Aldo, owijając się ręcznikiem kąpielowym.- Torzeczywiście niezła wiadomość, lecz podejrzewam, że chowasz jeszcze coś wzanadrzu?- Owszem! I to jest najlepsze! Kiedy przechadzałem się wokół tego domuniespiesznym krokiem znudzonego kuracjusza, przed bramą zatrzymało się auto.Nim brama się otworzyła, rozpoznałem kierowcę.Nigdy byś nie zgadł, kto to!- Nawet nie próbuję - rzucił Aldo ze śmiechem i zbliżył brzytwę do policzkapokrytego mydłem.- No to odłóż to niebezpieczne narzędzie, bo jeszcze się zatniesz! To był.hrabia Solmański!Morosini zamarł z wrażenia i popatrzył najpierw na lśniące ostrze, potem nazadowoloną minę przyjaciela.- Nie mogę wprost uwierzyć.- Wiem, że trudno w to uwierzyć, lecz nie ma najmniejszej wątpliwości: to byłnasz drogi Solmański, uroczy teść sir Eryka Ferralsa i ewentualnie kiedyś twój.Taki jak zwykle: dumna mina, rzymski profil i monokl.Jeśli to nie on, to wkażdym razie jego doskonały sobowtór.- Sądziłem, że przebywa w Ameryce.- Musimy przyjąć, że go tam nie ma.A co tu robi.-.nietrudno zgadnąć? - przerwał Morosini, który otrząsnąwszy się zzaskoczenia, powrócił do golenia.- Z pewnością ma coś wspólnego z wczorajszątragedią.Byłem prawie pewny, że baronowa Hulenberg jest przyczynąpodwójnego morderstwa, ale teraz dałbym się pokroić na kawałki, że to prawda!Obecność Solmańskiego u niej to jak podpis.- Zwłaszcza że chodzi o klejnoty z pektorału! W jaki sposób się dowiedział, żeopal jest tutaj?- Szymon Aronow też o tym wiedział.Dlaczego zatem nie jego wróg? Niezapominaj, że Solmański jest przekonany, iż posiada szafir i diament.Jestempewny, że to on jest sprawcą kradzieży w Tower.- Ja również, i mam pewną myśl. Siedząc na brzegu wanny, Adalbert wypuszczał kłęby dymu.Tymczasem Aldoskończył się golić.- Założę się, że wiem, co masz na myśli.- Och, nic takiego.- żachnął się Adalbert- Sądzę, że zamierzasz doradzić nieocenionemu komisarzowi Warrenowispóznioną kurację w dobroczynnych zródłach Bad Ischl!- Owszem.- skromnie przyznał archeolog.- Tylko, niestety, nie mam pojęcia,do czego mógłby się nam przydać.Nie wie zbyt wiele.- Sądzę, że byłby w stanie się tego i owego dowiedzieć.W przypadkuklejnotów koronnych jest zdolny do wszystkiego.oczywiście pod warunkiem żema w ręku dowody.Wniosek: musisz do niego napisać.A teraz zostaw mnie nachwilę samego.Godzinę pózniej, chroniąc smokingi pod wygodnymi płaszczami z lodenu,przyjaciele wsiedli do amilcara i udali się do Rudolfskrone.Czekała tam na nichniespodzianka: w ciągu dnia wróciła Liza.Na rozkaz babki, która nie mogłaznieść myśli, że ranna wnuczka jest daleko od niej, wielka, czarna limuzyna, którąAldo widział pewnej pazdziernikowej nocy wyjeżdżającą z pałacu Adlerstein,udała się po nią na przystań, dokąd przybyła z Józefem statkiem parowym.Liza była ciepło ubrana i zaopatrzona w szereg zaleceń Marii Brauner.Jej stanwydawał się zadowalający i teraz odpoczywała w pokoju, do którego zostalizaproszeni książę i archeolog.- Ucieszy się, widząc was - powiedziała hrabina.- Pytała o was kilka razy.Józef was zaprowadzi.Liza nie należała do osób, które uskarżają się na stan zdrowia.Pomimomęczącej podróży siedziała na szezlongu w pięknym szlafroku z białego jedwabiuprzetykanym błękitną nicią.Była blada, a w rozcięciu rękawa widać było kawałekzabandażowanego ramienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •