[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy wyprostował się i wycelowałponownie, Buchanan strzelił mu w gardło, lewe oko i czoło, po czym próbował odczołgać się w tyłw obawie, że mężczyzna zdoła jeszcze odpowiedzieć strzałem.Ten jednak uniósł się do góry,jakby chcąc stanąć na palcach, odchylił silnie w tył i padł na stół.Ułamek sekundy pózniejBuchanan wyczuwając ruch po prawej odwrócił się i strzelił Fernandezowi w skroń.Krew, kości imózg  gorący i lepki  rozprysnęły się na jego twarzy.Meksykanin skonał w drgawkach.Buchanan zaś nabrał głęboko powietrza i zadygotał również, pobudzony falą adrenaliny.Strzelanina z użyciem browninga spotęgowała okropne dzwonienie w uszach.Zgodnie zwieloletnim przyzwyczajeniem liczył w myślach oddawane strzały.Cztery do ochroniarza.Dwa do jednego z blizniaków.Kolejne trzy do ochroniarza.Jeden do Fernandeza, który wcześniejwystrzelił dwukrotnie.To dawało łącznie dwanaście.Wiedząc, że browning mieści trzynaściepocisków w magazynku i jeden w lufie, Buchanan nie obawiał się, że zabraknie mu amunicji.Normalnie nie musiałby strzelać tyle razy, lecz w ciemnościach nie był w stanie zagwarantowaćprecyzji i pozostałe kule mogły nie wystarczyć, gdyby odgłos strzałów zaalarmował resztęobstawy blizniaków.Klęknąwszy nisko za stołem, celował w mrok plaży, rozproszony blaskiemświateł baru hotelu.Głośny, zdenerwowany tłum gromadził się w alejce biegnącej wzdłuż plaży.Kilka osób wskazywało w stronę Buchanana, nie widział jednak żadnych uzbrojonych mężczyznzbliżających się ku niemu.Sprawdziwszy szybko, że ochroniarz i Fernandez nie żyją, przeszukałtego ostatniego, odbierając swój pas, klucze i długopis.Nie chciał, by cokolwiek będącego jegowłasnością zostało na miejscu.W pośpiechu obejrzał drugiego z braci wyciągając z wewnętrznejkieszeni jego marynarki listę ze swoimi pseudonimami.Zostawił natomiast drugą listę nazwiska rzekomo nielojalnych współpracowników.Oczekiwał, że władze sprawdzą je i spróbująpowiązać z tymi zabójstwami.Taką przynajmniej miał nadzieję.Chciał osiągnąć choćby część tego, po co tu przybył zaszkodzić siatce dystrybutorów narkotyków tak bardzo jak to możliwe.Jeśli tylko misja nieposzła w diabły, jeśli tylko&Buchanan zamarł nagle.Wielki Bob Bailey.Gdzie on jest? Co się stało z& ? Crawford?  wymamrotał z ciemności niepewny głos.Buchanan wytężył wzrok, żeby przyjrzeć się ciemnościom, jego oczy wracały już donormalnego stanu. Crawford?  Głos Baileya wydawał się dziwnie stłumiony.Buchanan zdał sobie naglesprawę, że ostatni raz widział go idącego chwiejnie w stronę stolika pod parasolem.Kiedy zaczęłasię strzelanina, najwyrazniej padł na ziemię.Jego głos był stłumiony, ponieważ Bailey leżał ztwarzą przyciśniętą do piasku. Jezu Chryste, człowieku, nic ci nie jest?  wymamrotał. Kto tu, u diabła, strzela?Buchanan zobaczył go teraz  ciemną sylwetkę przyklejoną do ziemi.Odwrócił się i spojrzałna tłum stojący koło hotelowego baru na plaży.Był większy i bardziej gwarny, lecz ludzie nadalbali się podejść do miejsca, z którego wcześniej dobiegały strzały.Ciągle nie widział żadnychochroniarzy ani policjantów biegnących w jego stronę.Ale niedługo ich zobaczę, pomyślał.Niedługo.Nie mam zbyt wiele czasu.Muszę zniknąć stąd jak najszybciej.Ból w ramieniu stał się jeszcze bardziej dotkliwy.Rana nabrzmiała, pulsując coraz mocniej.Czystym, nie zakrwawionym kawałkiem koszuli pośpiesznie wytarł swoje odciski palców z blatustołu i boków krzesła.Nie mógł zrobić nic z tymi, które zostawił na kieliszkach w restauracji, leczmiał nadzieję, że stolik został już sprzątnięty, a kieliszki zaniesione do kuchni i umyte.Szybciej.Kiedy odwrócił się ku Femandezowi, żeby wytrzeć pistolet, usłyszał mocniejszy już głosBaileya. Crawford? Jesteś ranny?Zamknij się, pomyślał Buchanan.Tłum koło baru wykazywał coraz większą aktywność.Blask hotelowych świateł pozwalałzauważyć dwóch umundurowanych policjantów, którzy zbiegli z alejki na plażę.Buchananskończył wycierać pistolet i wcisnął go w martwą dłoń Latynosa.Odwrócił się i pobiegł brzegiem,nisko schylony, pilnując, aby prawe ramię znajdowało się cały czas nad falami.Ponieważ byłozakrwawione jak i reszta tej strony jego ciała, chciał, by krew spływała do wody, uniemożliwiającpolicji pójście tropem plam na piasku. Alto!  nakazał ochrypły męski głos. Stój! Buchanan przyśpieszył kroku, biegnąc równolegle do fal i mając nadzieję, że mrok okryje go natyle, by uniemożliwić oddanie celnego strzału. ALTO!  nakazał ochrypły głos z jeszcze większą siłą.Buchanan pędził tak szybko, jak tylko mógł.Mięśnie pleców przeszywały dreszcze, woczekiwaniu kuli, która& Hej, co ty sobie wyobrażasz? Dlaczego mnie popychasz? Nic nie zrobiłem!  dobiegł goprotest Wielkiego Boba Baileya.Policjanci złapali pierwszą osobę, na jaką się natknęli.Pomimo bólu i desperacji, Buchanan niemógł powstrzymać uśmiechu.Bailey, na coś się w końcu przydałeś. ROZDZIAA TRZECI1Baltimore, MarylandKobieta ubrana jak nędzarka, pchająca skrzypiący wózek po ciemnej, zmoczonej deszczemalejce w centrum miasta, poczuła, jak bardzo jest zmęczona.Nie spała od prawie czterdziestuośmiu godzin, a cały ten czas (podobnie jak kilka poprzednich dni) wypełniony był nieustannymstrachem.W gruncie rzeczy od miesięcy, od chwili gdy spotkała Alistaira Drummonda i zgodziłasię na jego propozycję, nigdy nie była wolna od niepokoju.Zadanie wydawało się wystarczającołatwe, honorarium, które otrzymała, było spore, apartament zaś luksusowy.Poza tym nie musiałapokazywać się często.Przez większość czasu siedziała tylko w eleganckim budynku naManhattanie, skąd roztaczał się wspaniały widok na Central Park, i pozwalała służącym zajmowaćsię sobą.Czasem tylko fatygowała się, by odebrać telefon, lecz rozmawiała krótko, udając, że machrypę spowodowaną, zdaniem lekarza, polipami w gardle, wymagającymi prawdopodobnieinterwencji chirurgicznej.Rzadko wychodziła na dwór, zawsze nocą, zawsze w limuzynie, wfutrze, w klejnotach i wytwornej wieczorowej sukni, zawsze z uważnymi, przystojnymiopiekunami.Jechała zazwyczaj do Metropolitan Opera lub na bal dobroczynny i zostawała tylkotak długo, by upewnić się, że ją zauważono i jej nazwisko pojawi się w kolumnie towarzyskiej.Niezezwalała na kontakt z dawnymi przyjaciółmi ani ze swoim poprzednim tnężem.Jak wyjaśniła wwywiadzie udzielonym wyjątkowo pewnemu czasopismu, izolacja ta była niezbędna dlaprzeprowadzenia autoanalizy, po której będzie mogła rozpocząć nowy etap swojego życia.Idealnieporadziła sobie z rolą.Nikt nie uważał jej zachowania za niezwykłe.Geniusze mają w końcuekscentryczne skłonności.Ale była przerażona.Strach narastał stopniowo.Najpierw przypisała niepokój tremie, jakiejdoznawała przyzwyczajając się do nowej roli, przekonując nieznaną publiczność oraz oczywiściestarając się zadowolić Alistaira Drummonda.To ostatnie denerwowało ją najbardziej.SpojrzenieDrummonda było tak intensywne, że podejrzewała, iż nosi okulary nie po to, by poprawić sobiewzrok, lecz by wzmocnić zimny błysk w swoich oczach.Zachowywał się władczo, bez względu nato, w czyjej obecności się znajdował.Nikt nie wiedział na pewno, ile ma lat  poza tym że bezwątpienia przekroczył już osiemdziesiątkę  lecz każdy zgadzał się, że wygląda najwyżej nasześćdziesiąt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •