[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W czerwcu i w lip-cu nowe ataki wykrzywiają mu usta, obezwładniają nogi.[.]W końcu pazdziernika 1922 roku, ku zdumieniu i radości wszyst-kich, blady, z czołem nieustannie zroszonym potem, z drżącymi no-gami, z głową pochyloną na piersi, z trudem powraca do pracy.Bezwładna prawa jego ręka spoczywa nieruchomo na stole, stara się więc pisać lewą ręką.Zdarza mu się czasami, że zasypia nad papie-rami.W ponurym pokoiku słychać tylko ciężki rytm jego oddechui mruczenie kota, zwiniętego w kłębek na jego kolanach.Budzi sięz krzykiem.Ludzie przybiegają, zastają go odrzuconego do tyłu naoparciu fotela, ciężko dyszącego, toczącego wokół błędnym spoj-rzeniem.W jego pokoju chodzi się na palcach, gdyż skrzypieniepodłogi wyrywa mu z piersi głuche jęki.13 listopada, na IV Kongre-sie III Międzynarodówki, Lenin wchodzi na trybunę.Burza okla-sków wita nieoczekiwane ukazanie się tego małego, przerazliwiebladego człowieczka z wyłysiałą doszczętnie czaszką i cienką szyją.Oparte na estradzie ręce jego drżą, poprzecinane żyłami,jak blizna-mi.Przeciągły szmer przebiega salę.Lenin przemawia.jest to owosłynne przemówienie o NEP-ie, o polityce odwrotu.Traci przytom-ność, schodząc z trybuny.Wynoszą go.W Gorkim [sicf], podMoskwą, w małym domku wiejskim, gdzie pod troskliwą opiekąNadieżdy Konstantinowny i siostry Marii trwa przykuty do rucho-mego fotela, odzyskuje stopniowo siły.Ale nowe ataki miażdżą go.Pochłania go raptownie mrok paraliżu.W maju 1923 roku słabepromyki migają w jego oczach, z ust wydobywają się słowa.Na po-czątku czerwca Władimir Iljicz wstaje, opierając się na ramieniuNadieżdy Konstantinowny.Robi kilka kroków i mdleje.Po upływieparu dni dociera jednak o własnych siłach do ławki, stojącej poddrzewami, i siada na niej.Tam, na tej ławce, spędza ciepłe dni let-nie.Na kolanach trzyma kota, lewą ręką rysuje na skrawkach papie-ru drapacze chmur, koła prądnic, kominy fabryczne.wiczy sięw mowie, zachrypniętym głosem, łagodzonym przez ociężałośćjęzyka, setki razy powtarzając jedno, wciąż to samo słowo.Po jegowychudłych policzkach spływają łzy.We wrześniu, wraz z pierwszy-mi pożółkłymi liśćmi, Władimir Iljicz opuszcza swoją ławkę poddrzewami i, z głową przechyloną na ramię, przechadza się po parku,wbijając marzące oczy w arabeski świateł i cieni, które słońce rysujena wysypanej żwirem ścieżce.W ciepłe popołudnia jesienne, sie-dząc nad stawem z wędką w ręce, biegnie spojrzeniem za zmarszcz-kami na wodzie.Pod koniec miesiąca jezdzi codziennie samocho-dem do lasu, gdzie jasne listowie brzóz rzuca odblaski na okalającątrawę.Udaje się też do Moskwy, przekracza mur opasujący Kreml,wchodzi do swego ciemnego pokoiku, siada na swym fotelu przybiurku, przekłada ręką papiery, książki, kartoteki.Pewnego razupodczas jednej z takich krótkich wizyt na Kremlu (będą to ostatnieodwiedziny) Władimir Iljicz znika.Odnajdują go dopiero póznąnocą wjednej z sal Zbrojowni.Siedzi na polowym łóżku Piotra Wiel-kiego.Pałającego gorączką, odwożą go do Gorkiego [sic!].W ciągunastępnych dni odzyskuje humor, gra w szachy z Nadieżdą Kon-stantinowną, czyta na głos artykuły i listy, wyraznie oddzielając syla-by i wymawiając słowa, jak dziecko, które uczy się czytać.Pierwszemiesiące zimowe mijają spokojnie.Biel śniegu rozjaśnia światłemjasełek dom pod drzewami, równiny, lasy, wzgórza.Dnia 21 stycz-nia 1924 roku około szóstej po południu ostatni atak odbiera muwładzę w nogach i chwyta go za gardło.Lenin pada na podłogę.Wszystkie jego papiery są w porządku.Ten punktualny i gorliwy funkcjonariusz może umrzeć, gdy wybiła jego godzina" (Curzio Ma-laparte, Legenda Lenina, Warszawa 1990, Wydawnictwo Delikon,s.252-254) [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •