[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No cóż,zapewne liczy sobie co najmniej siedemdziesiąt lat, jeśli nie więcej. Zadziwiająco młodo brzmiał jej głos. Hm chrząknął Marczak, robiąc mądrą minę. W wieku siedemdziesięciu lat grypa to bardzo niebezpieczna choroba.Czywyobraża pan sobie, jak wygląda u chorej stolik przy łóżku? Leżą na nim dzie-siątki lekarstw, szklanki po herbacie, bulionach i tak dalej.A tymczasem stoliczekprzy tapczanie był pusty.I w ogóle sypialnia sprawiała wrażenie, jakby w niej niktnie mieszkał i nie sypiał.Nawet nocnych pantofli brakowało przy łóżku. Może ma świetną pokojówkę. Ale czy musi wołać pokojówkę, gdy zechce łyknąć soku lub herbaty?Szklanka z czymś takim powinna stać przy łóżku chorej, trapionej przez grypowągorączkę. Dokąd pan zmierza, panie Tomaszu? zapytał. Do redakcji odrzekłem.I ująwszy dyrektora pod ramię wraz z nim znalazłem się w lokalu redakcji Frankfurter Allgemeine Zeitung.Mimo dość póznej pory bez trudu i zbędnychwyjaśnień otrzymaliśmy do przejrzenia wszystkie numery z minionego półrocza.71Zajęliśmy miejsce w niewielkiej poczekalni, rozłożyliśmy na stoliku zszyw-kę i pochyliliśmy się nad zadrukowanymi płachtami.Uwagę swoją skierowałemprzede wszystkim na stronice z ogłoszeniami. Czy może mi pan powiedzieć, czego konkretnie pan szuka? niecierpliwiłsię Marczak, gdy przejrzałem już numery gazety z listopada, grudnia i stycznia. Proszę, niech pan tu zerknie zawołałem radośnie, wskazując palcemduży nekrolog zamieszczony w numerze z 5 lutego.Dyrektor Marczak przeczytał:Po długich i ciężkich cierpieniach zmarła nasza ukochana babcia Anna vonDobeneck z domu Gottlieb.Dalej nekrolog zawierał informacje o wieku zmarłej (miała siedemdziesiąttrzy lata) oraz o terminie i miejscu pogrzebu.W podpisie zawiadomienia o śmierciwidniało nazwisko jej wnuka, Alfreda von Dobeneck. Innymi słowy, przed godziną rozmawialiśmy z duchem zmarłej stwier-dził Marczak. Słusznie przytaknąłem. O ile rzecz jasna wierzy pan w duchy. Nie wierzę. Ja także.Stąd wniosek, że pani Anna von Dobeneck napisała list do Pol-ski na krótko przed swoją śmiercią.Być może była już wtedy poważnie chora.Odpowiedz od władz polskich nadeszła, gdy stara pani umierała.Może nawet niedoręczono jej odpowiedzi.Oto przyczyna jej milczenia. Ale po co ta obecna maskarada? oburzył się Marczak. Dlaczego jejwnuk, Alfred, gdy do niego zadzwoniłem, nie powiadomił nas o śmierci swejbabki, tylko dokonał mistyfikacji z jakąś podstawioną osobą? Dlaczego chciałnam wmówić, że pani von Dobeneck zmieniła swoją decyzję?Zastanowiłem się. Należałoby chyba porozumieć się z jakimś prawnikiem.Być może paniDobeneck nie pozostawiła testamentu i tym samym cały jej majątek, o ile tako-wy posiadała, odziedziczył wnuk Alfred.Cały majątek z wyjątkiem skrzyń po-zostawionych w Polsce.Być może list przesłany przez panią Dobeneck do Polskiprawnicy zachodnioniemieccy mogliby uznać za ostatnią wolę zmarłej, dotyczącątej właśnie sprawy.A w takim razie ów Alfred Dobeneck nie miałby żadnego pra-wa do zbiorów swego pradziada, jedynie do rodzinnej biżuterii.Alfred Dobeneckdoskonale orientuje się, że zbiory pradziada są stokroć więcej warte niż biżute-ria rodzinna.Dlatego pragnął nas odprawić w przekonaniu, że to pani Dobeneckzmieniła swoją decyzję.Innymi słowy chodziło mu o to, abyśmy nie zasięgnęliopinii żadnego prawnika. Myślę, że Alfred von Dobeneck usiłuje zawładnąć całymi zbiorami przytaknął Marczak. Zapewne porozumiał się już w tej sprawie z właścicielem wielkiego salonuaukcyjnego Schreiberem i ten wyjechał do Polski, aby zbadać, czy istnieje możli-72wość odnalezienia zbiorów i przetransportowania ich do Niemiec.Z drugiej stronyAlfred von Dobeneck chce mieć możliwość wznowienia pertraktacji, choć już za-pewne na korzystniejszych dla siebie warunkach.Na przykład, zażąda w zamianza zabytki dotyczące polskiej kultury otrzymania nie tylko biżuterii rodowej, aletakże zabytków związanych z niemiecką kulturą, które następnie sprzeda w salo-nie aukcyjnym Schreibera.Chce, abyśmy pozostawali jeszcze długo w nieświado-mości co do faktu śmierci starej pani i nie radzili się żadnego tutejszego prawnika.Jestem pewien, że postępowanie spadkowe jeszcze trwa i Alfred lęka się, aby ktośsię do niego nie wtrącił. Ma pan rację, panie Tomaszu zgodził się Marczak. Sęk jednak w tym,że my nie zwrócimy się do żadnego prawnika i nie wniesiemy naszych roszczeń,ponieważ nie mamy na to upoważnienia od naszych władz, a także brakuje nampieniędzy.Czy pan sobie wyobraża, jakiego honorarium zażąda tutejszy praw-nik? Otrzymaliśmy dewizy na kilkudniowy pobyt we Frankfurcie, opłacenie ho-telu i kilku taksówek.To wszystko, panie Tomaszu.Nawet gdybyśmy tu nic niejedli i nic nie pili, spali na dworcu, to i tak będzie to za mało na opłacenie adwo-kata. Może pan zatelefonować do ministra i wyłuszczyć mu sprawę. Słusznie.Ale czy mamy prawo narażać nasze władze na kosztowny procesz Alfredem von Dobeneck? Cóż z tego, że wygramy proces i sąd uzna list paniDobeneck za jej ostatnią wolę w tej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.No cóż,zapewne liczy sobie co najmniej siedemdziesiąt lat, jeśli nie więcej. Zadziwiająco młodo brzmiał jej głos. Hm chrząknął Marczak, robiąc mądrą minę. W wieku siedemdziesięciu lat grypa to bardzo niebezpieczna choroba.Czywyobraża pan sobie, jak wygląda u chorej stolik przy łóżku? Leżą na nim dzie-siątki lekarstw, szklanki po herbacie, bulionach i tak dalej.A tymczasem stoliczekprzy tapczanie był pusty.I w ogóle sypialnia sprawiała wrażenie, jakby w niej niktnie mieszkał i nie sypiał.Nawet nocnych pantofli brakowało przy łóżku. Może ma świetną pokojówkę. Ale czy musi wołać pokojówkę, gdy zechce łyknąć soku lub herbaty?Szklanka z czymś takim powinna stać przy łóżku chorej, trapionej przez grypowągorączkę. Dokąd pan zmierza, panie Tomaszu? zapytał. Do redakcji odrzekłem.I ująwszy dyrektora pod ramię wraz z nim znalazłem się w lokalu redakcji Frankfurter Allgemeine Zeitung.Mimo dość póznej pory bez trudu i zbędnychwyjaśnień otrzymaliśmy do przejrzenia wszystkie numery z minionego półrocza.71Zajęliśmy miejsce w niewielkiej poczekalni, rozłożyliśmy na stoliku zszyw-kę i pochyliliśmy się nad zadrukowanymi płachtami.Uwagę swoją skierowałemprzede wszystkim na stronice z ogłoszeniami. Czy może mi pan powiedzieć, czego konkretnie pan szuka? niecierpliwiłsię Marczak, gdy przejrzałem już numery gazety z listopada, grudnia i stycznia. Proszę, niech pan tu zerknie zawołałem radośnie, wskazując palcemduży nekrolog zamieszczony w numerze z 5 lutego.Dyrektor Marczak przeczytał:Po długich i ciężkich cierpieniach zmarła nasza ukochana babcia Anna vonDobeneck z domu Gottlieb.Dalej nekrolog zawierał informacje o wieku zmarłej (miała siedemdziesiąttrzy lata) oraz o terminie i miejscu pogrzebu.W podpisie zawiadomienia o śmierciwidniało nazwisko jej wnuka, Alfreda von Dobeneck. Innymi słowy, przed godziną rozmawialiśmy z duchem zmarłej stwier-dził Marczak. Słusznie przytaknąłem. O ile rzecz jasna wierzy pan w duchy. Nie wierzę. Ja także.Stąd wniosek, że pani Anna von Dobeneck napisała list do Pol-ski na krótko przed swoją śmiercią.Być może była już wtedy poważnie chora.Odpowiedz od władz polskich nadeszła, gdy stara pani umierała.Może nawet niedoręczono jej odpowiedzi.Oto przyczyna jej milczenia. Ale po co ta obecna maskarada? oburzył się Marczak. Dlaczego jejwnuk, Alfred, gdy do niego zadzwoniłem, nie powiadomił nas o śmierci swejbabki, tylko dokonał mistyfikacji z jakąś podstawioną osobą? Dlaczego chciałnam wmówić, że pani von Dobeneck zmieniła swoją decyzję?Zastanowiłem się. Należałoby chyba porozumieć się z jakimś prawnikiem.Być może paniDobeneck nie pozostawiła testamentu i tym samym cały jej majątek, o ile tako-wy posiadała, odziedziczył wnuk Alfred.Cały majątek z wyjątkiem skrzyń po-zostawionych w Polsce.Być może list przesłany przez panią Dobeneck do Polskiprawnicy zachodnioniemieccy mogliby uznać za ostatnią wolę zmarłej, dotyczącątej właśnie sprawy.A w takim razie ów Alfred Dobeneck nie miałby żadnego pra-wa do zbiorów swego pradziada, jedynie do rodzinnej biżuterii.Alfred Dobeneckdoskonale orientuje się, że zbiory pradziada są stokroć więcej warte niż biżute-ria rodzinna.Dlatego pragnął nas odprawić w przekonaniu, że to pani Dobeneckzmieniła swoją decyzję.Innymi słowy chodziło mu o to, abyśmy nie zasięgnęliopinii żadnego prawnika. Myślę, że Alfred von Dobeneck usiłuje zawładnąć całymi zbiorami przytaknął Marczak. Zapewne porozumiał się już w tej sprawie z właścicielem wielkiego salonuaukcyjnego Schreiberem i ten wyjechał do Polski, aby zbadać, czy istnieje możli-72wość odnalezienia zbiorów i przetransportowania ich do Niemiec.Z drugiej stronyAlfred von Dobeneck chce mieć możliwość wznowienia pertraktacji, choć już za-pewne na korzystniejszych dla siebie warunkach.Na przykład, zażąda w zamianza zabytki dotyczące polskiej kultury otrzymania nie tylko biżuterii rodowej, aletakże zabytków związanych z niemiecką kulturą, które następnie sprzeda w salo-nie aukcyjnym Schreibera.Chce, abyśmy pozostawali jeszcze długo w nieświado-mości co do faktu śmierci starej pani i nie radzili się żadnego tutejszego prawnika.Jestem pewien, że postępowanie spadkowe jeszcze trwa i Alfred lęka się, aby ktośsię do niego nie wtrącił. Ma pan rację, panie Tomaszu zgodził się Marczak. Sęk jednak w tym,że my nie zwrócimy się do żadnego prawnika i nie wniesiemy naszych roszczeń,ponieważ nie mamy na to upoważnienia od naszych władz, a także brakuje nampieniędzy.Czy pan sobie wyobraża, jakiego honorarium zażąda tutejszy praw-nik? Otrzymaliśmy dewizy na kilkudniowy pobyt we Frankfurcie, opłacenie ho-telu i kilku taksówek.To wszystko, panie Tomaszu.Nawet gdybyśmy tu nic niejedli i nic nie pili, spali na dworcu, to i tak będzie to za mało na opłacenie adwo-kata. Może pan zatelefonować do ministra i wyłuszczyć mu sprawę. Słusznie.Ale czy mamy prawo narażać nasze władze na kosztowny procesz Alfredem von Dobeneck? Cóż z tego, że wygramy proces i sąd uzna list paniDobeneck za jej ostatnią wolę w tej sprawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]