[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otóż, na klatce schodowej ktoś znany miniedawno przebywał.Coś wisiało w powietrzu i mieszało się z zapachem ludzkich istnień,drewnianych schodów i starych murów.Perfumy.Męskie, klasowe perfumy, trochę przyciężkawe jak na letnią porę.Noprzecież! Takich perfum używał Roland Clare, kiedy mnie podwiózł wczoraj do Rovinja.Zszedłem po schodach na dół i wyszedłem na zewnątrz.Szybko ukryłem się za rogiemkamienicy i obserwowałem wejście.Zanim ktokolwiek opuścił kamienicę, dokonałempewnego okrycia.Szybko ustaliłem, że ostatnie okno na drugim piętrze kamienicy należało doMiljeviciów.Nie mogło być mowy o pomyłce, gdyż mieszkali przecież na końcu korytarza!Zauważyłem w nim poruszoną zasłonę.I nie było to falowanie spowodowane przeciągiem.Zasłonę musiała odsunąć czyjaś ręka, a to wskazywało na to, że ktoś jednak był w mieszkaniuMiljeviciów.W pierwszej chwili założyłem, że Clare jest pewnie u nich i gra ze mną nieuczciwie. Kto wie, może nawet jest z nimi w zmowie? - pomyślałem.Ale zaraz, jak na zwołanie, z kamienicy wyszedł ubrany w kamizelkę i lekkie spodniewystraszony i blady Clare.Gdy mnie zauważył, drgnął i zatrzymał się.Przyssany do muru kamienicy zbliżyłemsię do niego i ruchem ręki kazałem iść w kierunku bloków mieszkalnych, których dzielnicazaczynała się nie dalej jak dwieście metrów na północ.Był trochę zdziwiony moim przesadniekonspiracyjnym zachowaniem, ale w ten sposób chciałem uniknąć możliwości wypatrzenianas z okna przez Miljeviciów.- Co pan tutaj robi? - zapytał Clare, gdy znalezliśmy się na sąsiedniej ulicy.-Warowałem pod tymi drzwiami, gdy ktoś właśnie nadszedł.Myślałem, że to wreszcie ktoś odMiljeviciów.Ale to był pan! A wcześniej kręciła się tutaj para staruszków.- To znaczy, że nikogo nie ma w mieszkaniu?- Nie ma. - Nie daje panu ono spokoju?- Gdyby tylko udało się pogadać z tymi Miljeviciami i ustalić, gdzie zamieszkałpoprzedni właściciel, to znaczy wdowa Marconi.Cóż, jutro odwiedzę Urząd Miejski w Puli.Nie miałem żadnych powodów, aby mu nie wierzyć.Opowiedziałem mu o tym, że wmieszkaniu numer 21 ktoś jednak cały czas przebywa.- Lokator nie życzy sobie obcych - skomentowałem.- Jak to jest? - zdziwił się, był nawet nieco poirytowany.- To ja pilnuję tych drzwi półdnia, a pan przychodzi i od razu odkrywa, co jest grane?- Aut szczęścia - uśmiechnąłem się, ale zaraz spoważniałem.- Mówi pan, że przedemną była para staruszków?- No tak, starsi ludzie.Ale nie miejscowi.Turyści.Przypomniałem sobie owych Dickinsonów na parkingu przed amfiteatrem.- Może Anglicy?- Cudzoziemcy, ale nie Anglicy.Sam jestem Angolem, więc rozpoznałbym rodakówpo akcencie.Mieli dobrze wyćwiczony akcent, ale to nie byli Anglicy.- A może mężczyzna palił fajkę?- Tak - zrobił wielkie oczy i zrobił się podejrzliwy.- Skąd pan to wszystko wie?Opowiedziałem mu o odkryciu na cmentarzu w Rovinju, czyli o popiele z fajki, któryznalazłem na nagrobku.Jeśli Dickinsonowie byli tutaj na Pazinskiej, to znaczy, że to oniodwiedzali grób Milewskiego.- Dziwne - mruknąłem.Clare poszedł ze mną kawałek, gdyż swojego chryslera zaparkował bliżej Starówki.Umówiliśmy się na spotkanie i pożegnaliśmy.Niestety, jak mi powiedział, Pamela wciąż niedawała znaku życia.Tak samo jak Paweł.Poszedłem do kawiarni, w której zostawiłem swoich towarzyszy.Byli, jak to się mówi, w siódmym niebie, chociaż po tłumie reporterów i ogólnympodnieceniu nie było już śladu.- A pan gdzie zniknął? - dopytywał się podchmielony Sowa.- Pewnie umówił się pan z Panterasem w tajemnicy przed nami? - zgadywała Lidka.- Poszedłem na spacer.- Dobra, dobra, niech pan nie zalewa.Jakoś nikt nie uwierzył w ten mój spacer.- Chyba nie wstydzi się pan nas? - zapytała wystraszona pani Szymczak.- To pan Tomasz poznał nas z Panterasem i załatwił autografy! - wyratowała mnieKrysia od odpowiedzi, potrząsając przy tym karteczką z podpisem aktora.- Powinniśmy być mu wdzięczni, a nie męczyć pytaniami.- Pan Tomasz to zagadkowy człowiek - skomentował inżynier Szymczak.- Znalazł pan człowieka z fajką? - szepnął mi do ucha Marek.Po powrocie do Rovinja spotkało mnie podwójne rozczarowanie.Nie dość, że Pawełwciąż się nie zjawił, to jeszcze na hotelowym parkingu nie dostrzegłem wehikułu.Mechaniknie dotrzymał słowa!Natomiast w recepcji czekał na mnie faks od reporterki Busch.Jego treść była takinteresująca, że szybko poleciałem na górę zapominając o reszcie naszego towarzystwa.W pokoju przeczytałem wiadomość od niej:Panie Samochodzik, ma pan wyładowaną baterią w telefonie komórkowym.Natychmiast to sprawdziłem.Reporterka Busch nie myliła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •