[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dezerter niedowartościowany to, jak sama nazwa wskazuje, ktoś o niskiejsamoocenie, kto bez przerwy musi udowadniać sobie, jaki to jest przez wszystkich uwielbiany. W efekcie postrzega swoją rodziną jako jedną wielką maszynę miłości, którą trzeba bez ustankudoglądać i konserwować.Kiedy dzieci dorastają, odchodzą z domu i już go tak nie potrzebują,przejmuje go nagle lęk, zaczyna czuć się stary i bezużyteczny.Ucieka więc, by szukać gdzieindziej nowej maszyny miłości.Iris przytoczyła tę dykteryjkę bardziej jako żart niż poważną obserwację społecznychzachowań.Ale Sarah dało to na długi czas do myślenia.I im dłużej rozpamiętywała implikacje,tym większy ogarniał ją gniew.Stanowili z Benjaminem parą szczęśliwszą od większości znanych jej małżeństw.No,dobrze, może i był trochę za drobiazgowy, ale to typowe skrzywienie zawodowe u architekta.Wszystko musiało być na swoim miejscu, pod właściwym kątem, wszystko wyważone,dopasowane i bez ostrych krawędzi.I musiała przyznać, że sprawiał czasami wrażenieniedowartościowanego.Chciał być lubiany.Ale czyż większość mężczyzn nie chce?Założenie, że Benjamin może się zaliczać do tych, którzy ni z tego, ni z owego pakują sięi odchodzą, jeśli to chciała zasugerować Iris (która zresztą, jeśli się dobrze zastanowić, miała natym punkcie lekką obsesję), było z gruntu niedorzeczne.Kochali się i ufali sobie.I nawet biorącpod uwagę, że ich życie seksualne nie układało się po jego myśli, co od dłuższego czasupowodowało pewne napięcie między nimi, to nigdy, ani razu przez te wszystkie lata małżeństwa,nie podejrzewała go o zdradę.On po prostu nie był z tych.Ona zresztą też nie.Pod niemal wszystkimi innymi względami dobrali się jak w korcu maku.Czyż nie? Tyleżon i matek narzeka na swoich mężów, że tacy egoistyczni, nudni i niekomunikatywni.Sarahnigdy tak nie myślała.Ona i Benjamin zawsze ze sobą rozmawiali.O znajomych, o swojej pracy,o wszystkim.Głównie, rzecz jasna, o Abbie i Joshu.O ich postępach, problemach i nadziejach, oich triumfach w szkole, o porażkach.Dzieci, mogła to z dumą powiedzieć, stanowiły centrum ichwszechświata.Dzięki Bogu, że są.Małżeństwo zawiera się chyba po to, żeby spłodzić dzieci iuczynić wszystko dla zapewnienia im szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, żeby przygotować jedo życia? Czyż może być coś ważniejszego?Dopiero dużo pózniej, kiedy dzieci były już nastolatkami, Sarah, zastanawiając się już, naco wkrótce będą sobie mogli z Benjaminem pozwolić, w ile miejsc pojechać tylko we dwoje,dostrzegła, że czasami pochmurniał.Przyłapywała go na tym, że patrzy na nią albo w przestrzeńtakim nieobecnym wzrokiem, jakby stało się coś strasznego, jakby miał jej za chwilę powiedzieć,że wykryto u niego nowotwór albo że umarł ktoś, kogo oboje kochali.A kiedy pytała go, czy dobrze się czuje, uśmiechał się sztucznie i zapewniał, że oczywiście, bo co?Na weselu starsza siostra ojca odciągnęła ją na stronę i z przejęciem udzieliła pewnejrady.Elizabeth była zawsze jej najulubieńszą ciotką i uchodziła kiedyś za piękność.Nie miaładzieci i rodzinna wieść niosła, że wiodła  barwne życie, co, jak Sarah pózniej zrozumiała, byłoeufemizmem dla puszczania się.Wtedy Elizabeth była już po raz trzeci zamężna (nawiasemmówiąc, umarła wkrótce po śmierci czwartego męża) i Sarah trochę ubawiło, że akurat ona chcesię z nią dzielić swoim życiowym doświadczeniem.- Dbajcie o siebie - powiedziała ciotka Elizabeth.Nie było to nic odkrywczego, ale Sarah uśmiechnęła się grzecznie i powiedziała, żenaturalnie, będą o siebie dbali.Elizabeth machnęła niecierpliwie ręką.- Nie, nie zrozumiałaś.Dbajcie o siebie jako para.Kiedy na świat przyjdą dzieci, będziecię korciło, żeby stawiać je na pierwszym miejscu.Nie rób tego.Małżeństwo jest jak roślina.%7łeby nie zmarniało, trzeba je podlewać i nawozić.Jeśli tego zaniedbasz, to kiedy dzieci odejdą zdomu i spojrzysz w kąt, zobaczysz tam zeschnięty badyl. ROZDZIAA 11Eve wcale nie zamierzała dotrzymywać obietnicy i dzwonić do Cooperów.A kiedy tomimo wszystko uczyniła, wolała nie analizować motywów, które nią powodowały.Ten telefonpociągnął za sobą zbyt wiele nieszczęść, a ona nie chciała się czuć ich inicjatorką.O wielewygodniej było wmawiać sobie, że to sprawa przeznaczenia.%7łe los, jeśli nawet nie wtedy i nie wtaki sposób, niewątpliwie i tak połączyłby ją z Benem Cooperem.W ciągu tygodnia spędzonego z Lori w Divide zaprzyjazniła się ze wszystkimi i do tejpory była pod wrażeniem ciepłego przyjęcia, z jakim się tam spotkały.Zwłaszcza Sarah odsamego początku szukała z nimi kontaktu.Eve polubiła ją, owszem, ale nie jakoś szczególnie.Była interesująca, dowcipna i niewątpliwie bardzo inteligentna, lecz przy tym jakaś usztywniona- nie tyle wyniosła czy napuszona, ile trochę chłodna i nieprzystępna.Odnosiło się wrażenie, żegdyby człowiek znalazł się z nią na bezludnej wyspie, to nawet po dziesięciu latach nie odkryłby,jaka naprawdę jest.Za to w jej mężu było coś, co dziwnie Eve ujęło.Nie, nie od razu.Na ranczu miała wokół siebie tyle nowych twarzy, że z początku niezwróciła na niego większej uwagi.Z pewnością miał artystyczną duszę i był tam jednym zbardziej interesujących mężczyzn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •