[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rodzice to katolicy, ale byłam ich jedynymdzieckiem.Tato odszedł, gdy miałam trzy lata.Nie rozwiedli się.Mama i tak pew-nie by się nie zdecydowała  zawsze była dosyć religijna.Zresztą nie wiedziała,gdzie go szukać.Pewnego dnia nie wrócił z pracy do domu.Zabrał wszystkie swo-je rzeczy.Był kierowcą ciężarówki.Nigdy nie dał znaku życia. Okropne. Okropne dla niej.Ja właściwie go nie pamiętam, więc nigdy nie tęskniłam. A ona? Było coraz gorzej.Gdy ją porzucił, uznała chyba, że jest nic niewarta.Nie-zle ją urządził, co? Wiesz, jeśli ktoś robi coś takiego własnej żonie i dziecku, musibyć niezle pokręcony.Ale ona zawsze uważała, że to jej wina.Miała całą kolekcję46RS koszmarnych facetów.Mężczyzn, którzy traktowali ją zle, bo niczego więcej nieoczekiwała.Jedni gorsi od drugich.Najgorszy okazał się ten, z którym mieszkała,gdy byłam nastolatką.Przez sześć czy siedem lat.Najpierw tylko ją zaniedbywał, apotem zaczął naprawdę zle traktować.Nie mnie, chyba na to by nie pozwoliła.Alemamę.A ja musiałam na to patrzeć.Była jak w pułapce: mieszkali razem, niemiała własnych pieniędzy, bo nie chciał, żeby pracowała.Co za bydlę.Nie potrze-bował partnerki, tylko służącej, a ona nie potrafiła uciec. Straszne. Charlotte mimo woli porównała doświadczenia Emily z wła-snym życiem.Rodzice z klasy średniej, razem od trzydziestu pięciu lat, chodzącyco niedziela do kościoła.Emily przytaknęła. Mama była piękną kobietą.Prześliczną.A w wieku trzydziestu pięciu latwyglądała na pięćdziesiąt. Czy ona.żyje? Tak. Emily się uśmiechnęła. Jest teraz sama.Od paru lat.Stanęła nanogi.Wydaje mi się, że ten okropny facet, nazywał się Len, na swój sposób zrobiłjej przysługę.Obudziła się.Zdecydowała, że woli być sama niż z mężczyzną, przyktórym czuje się jak zero.Ma dobrą pracę w przedsiębiorstwie budowlanym wPortland.Pomogła mi skończyć studia. Pewnie jej przykro, że jesteś tak daleko. I tak, i nie.Zawsze miała wobec mnie wielkie plany.Chciała, żebym osią-gnęła to, czego sama nie zdołała.Odniosła sukces.Była niezależna.%7łebym niepotrzebowała za wszelką cenę mężczyzny, nie była z kimś, kto na to nie zasługuje,kto mnie nie docenia.Wiesz, zwykłe matczyne marzenia, tylko pomnożone przezdziesięć.Boże.To chyba przez wino.Wypiłyśmy całą butelkę? Przepraszam.Za-prosiłaś mnie na rozmowę o kwiatach, a ja opowiedziałam ci całe swoje życie.- W porządku  zachichotała Charlotte.- Nigdy tego nie robię.- Ja też.Uśmiechnęły się do siebie szeroko, czując, że zaczyna między nimi kiełkowaćcoś, co może być początkiem prawdziwej przyjazni.Emily wiedziała z doświadcze-nia, że w tym mieście o nią niełatwo.Nieczęsto prosiła o przyjazń i rzadko jąotrzymywała.W poprzednim miejscu mieszkała przez dwa lata, a po przeprowadz-ce nie widywała się z nikim.Wiedziała, że ukształtowały ją doświadczenia matki.Dziko niezależna, samo-wystarczalna, niechętnie umawiająca się na randki.Zresztą nie było ich wiele.Nie ufała mężczyznom.Nie przepadała za nimi.Wdzieciństwie zetknęła się z cechami, jakich sama nigdy by nie zaakceptowała upartnera.47RS Nie sądziła, że kiedykolwiek wyjdzie za mąż.Była zbyt cyniczna. A ty, Charlotte? Są jacyś mężczyzni w twoim życiu? Tylko na papierze  prychnęła, wskazując półki z książkami. Wygląda nato, że stoimy na dwóch przeciwległych biegunach.Ty uciekasz od romantycznejmiłości, a mnie nic innego nie interesuje. Naprawdę?  roześmiała się Emily. Całe życie marzę o romantycznych scenach, wielkich słowach, wspania-łych czynach. O rycerzu na białym koniu?- Coś w tym rodzaju. Charlotte też się roześmiała.Emily nie kpiła z niejtak jak Madison.- A w rezultacie? Dwie stare panny.Jedna nie pragnie nic, druga chciałabymieć wszystko.I obie jesteśmy same.- O, Boże! Stare panny.Co za okropne słowo! Takie wiktoriańskie.Czy ktośgo jeszcze używa?Rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi.Madison wpadła do środka, nie cze-kając, aż jej otworzą.Na widok Charlotte i Emily stanęła jak wryta.Lekko zmru-żyła oczy, po czym posłała dziewczynom oślepiający hollywoodzki uśmiech. Ominęła mnie impreza? To Emily.Właśnie wprowadziła się do mieszkania piętro wyżej.Emily  toMadison.Madison Cavanagh.Mieszka obok.- Dzień dobry.- Cześć. Madison pomachała jej ręką. Witamy.- Dzięki.- A więc się znacie?- Tylko z komitetu ogrodowego. Ach, stamtąd.Jak się udało.?  Nie wydawała się specjalnie zaintereso-wana odpowiedzią.Nawet na nią nie czekała. Charl, mogę pożyczyć rolkę papie-ru toaletowego? Właśnie mi się skończył. Zaczekaj. Charlotte zniknęła w łazience.Madison uśmiechnęła się z roztargnieniem.Odrzuciła włosy do tyłu. Mam randkę.Muszę być gotowa na dziesiątą.A jeszcze nie wiem, co wło-żyć.Emily skinęła głową.Według niej Madison wyglądała na wyszykowaną do wyj-ścia.Nadeszła Charlotte z rolką papieru.Madison chwyciła zdobycz, przesłała wpowietrzu całusa i ruszyła do drzwi. Wielkie dzięki.Muszę lecieć.Umówiłam się na wieczór z Tomem. Baw się dobrze!  Charlotte nie miała pojęcia, kim jest Tom.48RS  Wiesz, jaka jestem.Zawsze dobrze się bawię.Miło było cię poznać, Emily.Przyjemnego urządzania ogrodu.Czy Emily miała paranoję, czy też naprawdę w uśmieszku Madison czaiło siępoczucie wyższości? Ha! Co za energia. Owszem.Ale jest miła. Charlotte zatrzasnęła niedomknięte drzwi.Emily uniosła brwi. Naprawdę.Emily wiedziała, że Charlotte jest miła.Nic była pewna, czy to samo możnapowiedzieć o Madison.Za ścianą Madison ubrana tylko w majtki i stanik wyciągała z szafy ubrania,rzucając niedbale wzgardzone sztuki na łóżko (wiedziała, że po randce wyląduje uToma  miał mieszkanie na ostatnim piętrze przy Pierwszej Alei ze wspaniałymwidokiem na East River).Pomyślała, że Emily jest trochę za ładna, aby ją lubić.Może brak jej dopracowania.Naturalna piękność.Ale jednak piękność.I już zdą-żyła zaprzyjaznić się z Charlotte.Trzeba będzie na nią uważać.Madison należała do dziewczyn, które pięć minut po wejściu na imprezę, salęposiedzeń czy do restauracji, wiedzą, czy są najładniejsze spośród kobiet.Zazwy-czaj tak było.Umiała rozpoznać, kto projektował czyjeś ubrania, czyj kolor wło-sów jest naturalny i ile ktoś waży (w granicach pięciu kilogramów).Emily ubierałasię w Banana Republic (to minus, nie plus), była naturalną platynową blondynką,ważyła 55 kilogramów i miała wysportowaną sylwetkę.To ktoś, na kogo naprawdę trzeba uważać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •