[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zrozum mnie zle - dodaje Johnny pośpiesznie.-Nadal wyglądają dobrze.Właściwie wyglądasz świetnie.- Dziękuję - odpowiada cicho Vicki.- Ty również niezlesię trzymasz.Wiesz, widziałam cię w telewizji.Twojareklama jest urocza.- Fakt, dobrze się sprawdziła.Ale co u ciebie, jak sobieradzisz?- W porządku.Zbliża się koniec semestru, więc w pracymam urwanie głowy.- Jak tam sprawa etatu?Vicki się wzdryga i wznosi oczy ku niebu.- Boję się o tym myśleć - przyznaje.- Ale mam nadzieję,mocno wierzę.- Hej, niech twój Horace zrobi coś dla ciebie - Johnnyuśmiecha się porozumiewawczo.- Przecież chcemy tutajzatrzymać wszystkich dobrych profesorów.- Staram się, jak mogą.A propos, Horace jest na drugimkońcu księgarni.Muszę porozmawiać z nim przez kilka minut.Zostaniesz tutaj jeszcze trochę?- Och, pewnie.Idz śmiało, a ja ustawię się w kolejce poautograf Emily.Nigdzie się nie wybieram.- Zwietnie.Vicki powoli odchodzi.- Hej, Vicki! - woła za nią Johnny.- Tak?Mój syn pociera kark. - Wiesz - zaczyna niepewnie.- Tak się zastanawiałem,czy może pózniej, jak nie będziesz zajęta, to bo ja wiem,poszlibyśmy gdzieś razem, czy coś.Może na kawę?Vicki posyła mu promienny uśmiech.- Pewnie.Kawa to świetny pomysł.Odchodziporozmawiać z Horace'em, a Johnny idzie spotkać się z Emilyi wygląda na to, że już niedługo z tej mąki będzie chleb.Napewno rozumiecie, co mam na myśli. ROZDZIAA czterdziestyCzytaliście kiedyś rubrykę astrologiczną w gazecie? Cojakiś czas zapowiadają w niej, że tego dnia stanie się mnóstwodziwnych rzeczy, bo planety i gwiazdy ustawione są w linii,albo Wenus jest w koniunkcji z Marsem, albo Saturnwschodzi w konstelacji Skorpiona, albo Pluton pozostaje wopozycji do Tobogana.Wygląda na to, że w tę konkretnąsobotę poustawiały się w jednej linii nie tylko Ziemia, Księżyci Słońce, ale także wszystkie inne planety i razem wskazująEast Side w Providence.Najwyrazniej trafiło się nam miastokoniunkcyjne.Innymi słowy, to pewne, że lada chwila dojdziedo silnego zaburzenia Mocy.Teresa i dziewczyny właśnie wychodzą z restauracji,prosto na jaskrawe słońce.Dzień jest fantastyczny, co jużnadmieniłem wcześniej: ciepły, nieco wietrzny i przyjemny,jak na kwiecień przystało.Wszystkie cztery idą na spacer wzdłuż Thayer Street, ibezustannie gadają w drodze do sklepu Jeana Pierre'a, gdziechcą kupić ubranka dla dziecka Giny.- Rozmawiałaś już z Jimmym o imionach? - pyta Maria.- Niespecjalnie - przyznaje Gina.- Nie czekajcie zbyt długo - ostrzega ją Nina.- Dzieckourodzi się lada moment, a wy nie będziecie wiedzieli, jakieimię wymyślić.- Absurd - sprzeciwia się Teresa.- Nie miałam imieniadla żadnego z was, dopóki nie wzięłam was na ręce.Wystarczy pierwszy raz spojrzeć na niemowlę i imię samoprzychodzi do głowy.- Daj spokój - mówi Maria.- Chcesz powiedzieć, że tatkonie miał nic do powiedzenia w sprawie imion, kiedy sięurodziliśmy?- Hej, to ja musiałam odwalić całą robotę zesprowadzeniem was na świat.Wasz ojciec musiał tylko siedzieć w poczekalni i rozdawać cygara.Kiedy w końcuwszedł do środka, powiedziałam mu, jak ma dać wam na imię,a on zrobił, co mu kazałam.W tym momencie wszystkie cztery wybuchają śmiechem.Gina jednak zatrzymuje się nieoczekiwanie i kładzie dłoń nabrzuchu.- Och, ten był mocny - oświadcza z uśmiechem.- Dziecko cię kopnęło? - domyśla się Maria.- Prawdę mówiąc, poczułam się tak, jakby przerobił miklatkę piersiową na huśtawkę.- Dlaczego powiedziałaś  przerobił", a nie  przerobiło"? -wypytuje Nina z entuzjazmem.- Myślisz, że to chłopiec?- Na pewno, skoro tak we mnie skacze.- Nie bądz tego taka pewna - uprzedza ją Teresa.- Mariakopała mnie codziennie przez prawie całą ciążę.Byłamabsolutnie pewna, że noszę chłopca, więc kazałam waszemuojcu pomalować pokój dziecięcy na niebiesko.- Biedny tatko.I tak sobie idą powoli w kierunku sklepu Jeana Pierre'a, copewien czas przystając, żeby popatrzeć na wystawy.Wkrótcedocierają w okolice księgarni, zatrzymują się przy przejściudla pieszych i czekają na zmianę światła.- Co tam się dzieje? - pyta Gina i ruchem głowy wskazujeksięgarnię.- Bo ja wiem? - odpowiada Maria i zerka przez ramię najednostajny strumień ludzi, wchodzących do środka iwychodzących na zewnątrz.- W środku jest potworny ścisk.Teresa zauważa mały plakat na drzwiach wejściowych.Widnieje na nim informacja o tym, że w środku trwaspotkanie z autorką, która dzisiaj rozdaje autografy.Naplakacie zamieszczono również zdjęcie Emily wraz zkomplementami wygłoszonymi pod jej adresem przez innychpoetów.Teresa szeroko otwiera oczy i podchodzi bliżej, żeby lepiej się przyjrzeć.Nagle cała się spina i niemal widać, jakjeżą się jej włosy na karku.Przypomina teraz wielką, gotowądo ataku kocicę.- Chodz, mamo! - popędzają Maria.- Zwiatło sięzmieniło.- Idzcie przodem, dziewczyny! - woła za nimi.-Chciałabym zatrzymać się tu na sekundę.- Ale po co?- Chcę sprawdzić, czy mają jakieś pocztówki zżyczeniami szybkiego powrotu do zdrowia.- A kto choruje? - dziwi się Nina.- Nie twoja sprawa! - warczy Teresa.- Idzcie już,spotkamy się na miejscu.Dziewczyny dobrze wiedzą, że jeśli matka odzywa się donich takim tonem, dyskusja jest bezcelowa, dlatego wszystkietrzy posłusznie przechodzą przez ulicę.Tymczasem Teresapodchodzi do wystawy księgarni, nachyla się i z uwagązagląda do środka.Emily ciągle siedzi przy stole i zzadowoleniem podpisuje jedną książkę za drugą.Ustawiła siędo niej całkiem spora kolejka łowców autografów, a poksięgarni kręci się mnóstwo ludzi.Teresa stoi przez momentbez ruchu, aż nagle jej wzrok przypadkiem pada na młodegomężczyznę w głębi pomieszczenia.Jest tak zdumiona, że niemoże się powstrzymać i stuka w szybę.- Johnny! - krzyczy. ROZDZIAA czterdziesty pierwszyPamiętam, jak kiedyś oglądałem w telewizji program onarodzinach i dzieciństwie.To było interesujące.Naukowcyodkryli, że już w pierwszych chwilach świadomego życia włonie głos matki wywołuje emocjonalne i fizjologiczne reakcjedziecka.To po prostu niesamowite - na przykład serce płodumocno przyśpiesza, gdy matka zaczyna mówić, a do tegodziecko robi się dużo bardziej aktywne.Noworodkinatychmiast zaczynają się ślinić na dzwięk głosu matki, jakbyspodziewały się posiłku.Nawet w pózniejszym życiu potrafion dać dziecku poczucie radości, zadowolenia ibezpieczeństwa.Cudowne, prawda? Cóż, głos matki może teżdziałać całkiem inaczej, i teraz fizjologiczne oraz emocjonalnereakcje Johnny'ego należałoby mierzyć po przeciwnej stronieskali.Na przykład w tej chwili popada w mrożące krew wżyłach otępienie, jakby dotknął przewodu pod napięciem.Jestw tym coś znajomego, coś, co dociera do najbardziejzakurzonych zakątków jego pamięci, i nagle Johnnyuświadamia sobie, że to panika, identyczna jak w trakciekoszmaru o dinozaurze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •