[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na każdym widniały ślady trudów podróży, wszędzie, gdzie siędało, przymocowano zapasowe koła.Mimo okrywającej je warstwy żółtego pyłupierwsze dwa, pomalowane na biało, przypominały skrzynie na kołach czy raczejmałe domki wyposażone z tyłu w drewniane schodki, z dachów których wystawa-ły metalowe kominy.Ostatnie trzy, ciągnione przez zaprzęgi liczące po dwadzie-ścia mułów, podobne były do złudzenia do ogromnych beczek, również białych,82niewątpliwie wypełnionych wodą.Te, które jechały w środku, można było po-mylić z wozami handlarzy z Dwu Rzek; wsparte na wysokich kołach z mocnymiszprychami, pobrzękiwały powiązanymi w pęki garnkami i innymi przedmiotamiw wielkich torbach z siatki, przymocowanych wzdłuż wysokich, owalnych osłonz płótna.Woznice ściągnęli wodze, gdy tylko spostrzegli Aielów i czekali teraz, aż ko-lumny zbliżą się do nich.Z wozu jadącego na czele wysiadł zwalisty mężczyznaw jasnoszarym kaftanie i ciemnym kapeluszu z szerokim rondem, stał i patrzył,co chwila zdejmując swój płaski kapelusz, by otrzeć czoło wielką, białą chustką.Mat nie potrafił go winić, że denerwował się widokiem około półtora tysiąca Aie-lów sunących w jego stronę.Zdziwiły go natomiast twarze towarzyszących munajbliżej Aielów.Rhuarc, który biegł przed koniem Randa, wyglądał niezwyklegroznie, podobnie Heirn. Nie rozumiem powiedział Mat. Macie takie miny, jakbyście chcielikogoś zabić.To mogło oznaczać kres jego wszystkich nadziei. Myślałem, że są trzy rodzaje ludzi, których wy, Aielowie, wpuszczacie naPustkowie: handlarze, bardowie i Lud Wędrowców. Handlarze i bardowie są witani z wdzięcznością odparł zwięzle Heirn.Jeśli to było wdzięczne powitanie, to Mat nie chciałby oglądać Aielów, którzywitają kogoś niewdzięcznie. A co z Ludem Wędrowców? spytał z ciekawością.Kiedy Heirn wciążmilczał, dodał: Z Druciarzami? Tuatha anami?Twarz wodza szczepu stwardniała jeszcze bardziej, zanim ponownie skiero-wał wzrok w stronę wozów.Aviendha obrzuciła Mata takim spojrzeniem, jakbyuważała go za głupca.Rand podjechał na Jeade enie do Oczka. Na twoim miejscu nie wspominałbym o Druciarzach w obecności Aielów powiedział ściszonym głosem. Druciarze to.drażliwy temat. Skoro tak mówisz. Czemuż to Druciarze mieliby stanowić drażliwytemat? A mnie się wydaje, że ten handlarz już ich dość rozdrażnił.Handlarz!Pamiętam kupców, którzy przyjeżdżali do Pola Emonda i mieli mniej wozów. Ten przyjechał na Pustkowie zachichotał Rand.Jeade en podrzucił łebi kilka następnych kroków wykonał tak, jakby tańczył. Ciekaw jestem, czy udamu się stąd wyjechać?Krzywy uśmiech Randa nie objął oczu.Czasami Mat niemalże pragnął, byprzyjaciel zdecydował wreszcie, czy jest szalony czy nie, i raz na zawsze byłbyz tym wreszcie spokój.Niemalże.W odległości trzystu kroków od wozów Rhuarc dał znak, że mają się zatrzy-mać, dalej poszli tylko on i Heirn.Przynajmniej taki chyba miał zamiar, jednakżeRand zmusił piętami swego pstrokatego wierzchowca do jazdy za nimi, a jego83śladem podążyła nieodłączna straż złożona ze stu Jindo.I oczywiście Aviendha,trzymając się tak blisko, jakby była uwiązana do konia Randa.Mat bez wahaniadotrzymał im towarzystwa.Jeśli Rhuarc zamierzał powiedzieć temu jegomościo-wi, że ma stąd zabierać manatki, to on za nic nie straci takiej szansy i zabierze sięrazem z nim.Z kolumny Shaido wybiegł Couladin.Sam.Chciał być może postąpić tak sa-mo jak Rhuarc i Heirn, niemniej Mat podejrzewał, że demonstruje w ten sposób,iż wybiera się w pojedynkę tam, gdzie Rand potrzebuje stu strażników.Z począt-ku wydawało się, że Moiraine też idzie, lecz między nią i Mądrymi doszło dowymiany słów, po której wszystkie zostały na swoich miejscach.Patrzyły jednakuważnie.Aes Sedai zsiadła z konia i zaczęła się bawić jakimś małym, roziskrzo-nym przedmiotem, Egwene i Mądre zaś zbiły się wokół niej w ciasną gromadkę.Z bliska, mimo iż ciągle wycierał twarz, rosły, odziany w szary kaftan je-gomość nie sprawiał bynajmniej wrażenia zdenerwowanego, aczkolwiek drgnął,gdy jakby spad ziemi wyskoczyły znienacka Panny, otaczając kręgiem jego wo-zy.Woznice, mężczyzni o twardych twarzach naznaczonych złamanymi nosamii nazbyt wielką liczbą blizn, by pokazywać się publicznie, wyglądali na gotowychdo wpełznięcia pod kozły; w porównaniu z Aielowymi wilkami byli jak ulicznepsy.Kupiec natychmiast odzyskał panowanie nad sobą.Nie był tęgi jak na swójwzrost; zwalistość sylwetki zawdzięczał przede wszystkim mięśniom.Rand i Matna swych koniach przyciągnęli jego pełne ciekawości spojrzenie, natychmiast jed-nak wyróżnił Rhuarka.Nos w kształcie haczykowatego dzioba i ciemne, skośneoczy nadawały jego kanciastej, śniadej twarzy drapieżny wyraz, który nie złagod-niał, gdy mężczyzna uśmiechnął się szeroko i zakreślił kapeluszem szeroki łuk. Jestem Hadnan Kadere powiedział handlarz.Poszukuję SiedzibyZimnych Skał, dobrzy panowie i handlował będę z każdym, ale jednocześnie tylkoze wszystkimi naraz.Mam wiele przednich.Rhuarc uciął to lodowatym głosem. Znajdujesz się w sporej odległości od Zimnych Skał i wszelkich innychsiedzib.Jak to się stało, żeś tak daleko ujechał od Muru Smoka bez przewodnika? Doprawdy nie wiem, dobry panie. Kadere nie przestał się uśmiechać,ale kąciki jego ust odrobinę stężały. Podróżuję jawnie.To moja pierwsza wy-prawa tak daleko na południe Ziemi Trzech Sfer.Myślałem, że być może tu niema przewodników.Couladin parsknął głośno, leniwie obracając w palcach jedną ze swych włócz-ni.Kadere zgarbił się, jakby już teraz czuł stal przenikającą jego krzepkie ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Na każdym widniały ślady trudów podróży, wszędzie, gdzie siędało, przymocowano zapasowe koła.Mimo okrywającej je warstwy żółtego pyłupierwsze dwa, pomalowane na biało, przypominały skrzynie na kołach czy raczejmałe domki wyposażone z tyłu w drewniane schodki, z dachów których wystawa-ły metalowe kominy.Ostatnie trzy, ciągnione przez zaprzęgi liczące po dwadzie-ścia mułów, podobne były do złudzenia do ogromnych beczek, również białych,82niewątpliwie wypełnionych wodą.Te, które jechały w środku, można było po-mylić z wozami handlarzy z Dwu Rzek; wsparte na wysokich kołach z mocnymiszprychami, pobrzękiwały powiązanymi w pęki garnkami i innymi przedmiotamiw wielkich torbach z siatki, przymocowanych wzdłuż wysokich, owalnych osłonz płótna.Woznice ściągnęli wodze, gdy tylko spostrzegli Aielów i czekali teraz, aż ko-lumny zbliżą się do nich.Z wozu jadącego na czele wysiadł zwalisty mężczyznaw jasnoszarym kaftanie i ciemnym kapeluszu z szerokim rondem, stał i patrzył,co chwila zdejmując swój płaski kapelusz, by otrzeć czoło wielką, białą chustką.Mat nie potrafił go winić, że denerwował się widokiem około półtora tysiąca Aie-lów sunących w jego stronę.Zdziwiły go natomiast twarze towarzyszących munajbliżej Aielów.Rhuarc, który biegł przed koniem Randa, wyglądał niezwyklegroznie, podobnie Heirn. Nie rozumiem powiedział Mat. Macie takie miny, jakbyście chcielikogoś zabić.To mogło oznaczać kres jego wszystkich nadziei. Myślałem, że są trzy rodzaje ludzi, których wy, Aielowie, wpuszczacie naPustkowie: handlarze, bardowie i Lud Wędrowców. Handlarze i bardowie są witani z wdzięcznością odparł zwięzle Heirn.Jeśli to było wdzięczne powitanie, to Mat nie chciałby oglądać Aielów, którzywitają kogoś niewdzięcznie. A co z Ludem Wędrowców? spytał z ciekawością.Kiedy Heirn wciążmilczał, dodał: Z Druciarzami? Tuatha anami?Twarz wodza szczepu stwardniała jeszcze bardziej, zanim ponownie skiero-wał wzrok w stronę wozów.Aviendha obrzuciła Mata takim spojrzeniem, jakbyuważała go za głupca.Rand podjechał na Jeade enie do Oczka. Na twoim miejscu nie wspominałbym o Druciarzach w obecności Aielów powiedział ściszonym głosem. Druciarze to.drażliwy temat. Skoro tak mówisz. Czemuż to Druciarze mieliby stanowić drażliwytemat? A mnie się wydaje, że ten handlarz już ich dość rozdrażnił.Handlarz!Pamiętam kupców, którzy przyjeżdżali do Pola Emonda i mieli mniej wozów. Ten przyjechał na Pustkowie zachichotał Rand.Jeade en podrzucił łebi kilka następnych kroków wykonał tak, jakby tańczył. Ciekaw jestem, czy udamu się stąd wyjechać?Krzywy uśmiech Randa nie objął oczu.Czasami Mat niemalże pragnął, byprzyjaciel zdecydował wreszcie, czy jest szalony czy nie, i raz na zawsze byłbyz tym wreszcie spokój.Niemalże.W odległości trzystu kroków od wozów Rhuarc dał znak, że mają się zatrzy-mać, dalej poszli tylko on i Heirn.Przynajmniej taki chyba miał zamiar, jednakżeRand zmusił piętami swego pstrokatego wierzchowca do jazdy za nimi, a jego83śladem podążyła nieodłączna straż złożona ze stu Jindo.I oczywiście Aviendha,trzymając się tak blisko, jakby była uwiązana do konia Randa.Mat bez wahaniadotrzymał im towarzystwa.Jeśli Rhuarc zamierzał powiedzieć temu jegomościo-wi, że ma stąd zabierać manatki, to on za nic nie straci takiej szansy i zabierze sięrazem z nim.Z kolumny Shaido wybiegł Couladin.Sam.Chciał być może postąpić tak sa-mo jak Rhuarc i Heirn, niemniej Mat podejrzewał, że demonstruje w ten sposób,iż wybiera się w pojedynkę tam, gdzie Rand potrzebuje stu strażników.Z począt-ku wydawało się, że Moiraine też idzie, lecz między nią i Mądrymi doszło dowymiany słów, po której wszystkie zostały na swoich miejscach.Patrzyły jednakuważnie.Aes Sedai zsiadła z konia i zaczęła się bawić jakimś małym, roziskrzo-nym przedmiotem, Egwene i Mądre zaś zbiły się wokół niej w ciasną gromadkę.Z bliska, mimo iż ciągle wycierał twarz, rosły, odziany w szary kaftan je-gomość nie sprawiał bynajmniej wrażenia zdenerwowanego, aczkolwiek drgnął,gdy jakby spad ziemi wyskoczyły znienacka Panny, otaczając kręgiem jego wo-zy.Woznice, mężczyzni o twardych twarzach naznaczonych złamanymi nosamii nazbyt wielką liczbą blizn, by pokazywać się publicznie, wyglądali na gotowychdo wpełznięcia pod kozły; w porównaniu z Aielowymi wilkami byli jak ulicznepsy.Kupiec natychmiast odzyskał panowanie nad sobą.Nie był tęgi jak na swójwzrost; zwalistość sylwetki zawdzięczał przede wszystkim mięśniom.Rand i Matna swych koniach przyciągnęli jego pełne ciekawości spojrzenie, natychmiast jed-nak wyróżnił Rhuarka.Nos w kształcie haczykowatego dzioba i ciemne, skośneoczy nadawały jego kanciastej, śniadej twarzy drapieżny wyraz, który nie złagod-niał, gdy mężczyzna uśmiechnął się szeroko i zakreślił kapeluszem szeroki łuk. Jestem Hadnan Kadere powiedział handlarz.Poszukuję SiedzibyZimnych Skał, dobrzy panowie i handlował będę z każdym, ale jednocześnie tylkoze wszystkimi naraz.Mam wiele przednich.Rhuarc uciął to lodowatym głosem. Znajdujesz się w sporej odległości od Zimnych Skał i wszelkich innychsiedzib.Jak to się stało, żeś tak daleko ujechał od Muru Smoka bez przewodnika? Doprawdy nie wiem, dobry panie. Kadere nie przestał się uśmiechać,ale kąciki jego ust odrobinę stężały. Podróżuję jawnie.To moja pierwsza wy-prawa tak daleko na południe Ziemi Trzech Sfer.Myślałem, że być może tu niema przewodników.Couladin parsknął głośno, leniwie obracając w palcach jedną ze swych włócz-ni.Kadere zgarbił się, jakby już teraz czuł stal przenikającą jego krzepkie ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ]