[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może sądziła,że tak otworzą się przed nią drzwi do nowego życia, świata, boja wiem? Pewnie uważała, że w pełni jej się należało to, cooferował jej Devereux.I może miała rację.Milczeli przez dłuższy czas.- Gardzisz ludzmi - przerwał ciszę Ridpath.- Nieprawda.Nikogo nie obraziłem.Widziałem dziewczy-nę.Wyglądała na sympatyczną.- Widziałeś ją?- Byłem świadkiem strzelaniny.Akurat wchodziłem do ka-fejki - powiedział Belsey ostrożnie.Ridpath spojrzał na niego.Belsey miał nadzieję, że niewzbudził jego podejrzliwości.- Mówiła coś?- Nie do mnie.Zamówiła waniliowe latte.- I uważasz, że to robota zawodowca?- Minęło czterdzieści osiem godzin, a wciąż nie wiadomo,kto ani dlaczego strzelał.To najlepszy dowód, że mamy doczynienia z zawodowcem.Dwukrotnie w ciągu dwóch dni wsamym środku Londynu padły strzały.Moim zdaniem to zawo-dowiec.Może to pierwsze jego zlecenie w Anglii, ale gość napewno nie jest tani.Zleceniodawcy zapłacili mu okrągłą sumkę,żeby w ich imieniu policzył się z Devereux.To ludzie, którzydbają, by nie zbrukać sobie swoich tłustych, wypielęgnowanychłapsk.Dostarczają sprzęt i informacje, on załatwia resztę.Ridpath kiwał głową.Belsey nie wiedział, czy rozmawia zesprzymierzeńcem, czy wrogiem.A może z jednym i drugim?Ale czuł, że w ten sposób zbliża się do rozwiązania zagadkiDevereux.Ridpath po mistrzowsku go prowokuje, przyznawałw duchu.Prawdopodobnie w pokoju przesłuchań stawał siębezlitosny.340- Szukasz człowieka, który posługiwał się kartami Deve-reux? - spytał inspektora.- Mam dojścia w komórce do spraw nadużyć z wykorzysta-niem kart kredytowych.Zażądałem nagrań z kamer przemysło-wych.- Kiedy się tym zajmą?- Niedługo.- Czyli?- Kiedy tylko przekonam ich, że to poważna sprawa.Jutro zsamego rana mamy rozmawiać o udostępnieniu nagrań z ulicy ize sklepów.Barbara, Ewa, Lidia, Stefan, Ewa, yetiMarta, AnnaPiotr, Robert, Zbigniew, Ewa, Jolanta, Ewa, Barbara, Anna,Natalia, EwaPowrócił znajomy, wszechogarniający, paniczny lęk, a wrazz nim napięcie.Belsey krążył, patrząc na półki i myśląc.Podstarymi prawniczymi tomiszczami leżały dyplomy.NagrodaStowarzyszenia Brytyjskich Służb Policyjnych, pochwala odkrólowej.Niesamowicie cenne wyróżnienia.Zwykle wieszałosię je na honorowym miejscu w gabinecie.Ridpath nawet ichnie oprawił.- Wspomniałeś, że jakiś Kovar twierdzi, jakoby Devereuxnadal działał - odezwał się Belsey.- Zgadza się.- Co o nim wiesz?- Max Kovar? Dość często pojawia się w naszym obszarzezainteresowania.- I ma dostęp do grubych pieniędzy, tak?- To podejrzany typ.Gdybym był biznesmenem pokrojuAleksieja, nie chciałbym mieć z nim nic wspólnego.Wątpię,czy Devereux w ogóle robił z nim interesy.- Co mógłby zaoferować Kovar w zamian za udziały wlondyńskim przedsięwzięciu?- Posmarowałby tam gdzie trzeba? Nie wiem.Bo co? -Ridpath uśmiechnął się dziwnie.- Pewnie wszystko, czego341zażądałby Devereux.Kovar i Aleksiej Devereux? Forsa jest tunajmniej ważna.Wstał, wycelował pilotem w telewizor.Pojawiły się wiado-mości.Strzelanina w City i sceny z piekła, jakie po niej rozpęta-ło się w St Clements Court. Stan podwyższonej gotowości wCity i jednostkach stołecznej policji , mówili dziennikarze.Potem pojawiło się zdjęcie z bożonarodzeniowej imprezy: Nor-thwood wznosi toast z ministrem spraw wewnętrznych, a na-stępnie wypowiedzi rodzin krytykujących działania policji.Przez kilka minut oglądali w milczeniu, potem Ridpath wy-łączył.Zniknął z salonu, a po chwili wrócił z kocem.- Prześpij się tu, jak chcesz.Za parę godzin pojedziemy ra-zem do gości od kart kredytowych.Może pomogą nam ustalić,kto podszywał się pod Devereux.Szorstka gościnność inspektora zaskoczyła Belseya.Wła-ściwie może to i niezły pomysł? Aatwiej przechwyci zdjęcia,jeśli przy nim będzie.Oczami wyobrazni widział już, jak nie-chcący kasuje dysk albo wrzuca nagrania do zsypu.- Zgoda - powiedział.- Wstanę o piątej - uprzedził Ridpath, wychodząc.- Małosypiam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Może sądziła,że tak otworzą się przed nią drzwi do nowego życia, świata, boja wiem? Pewnie uważała, że w pełni jej się należało to, cooferował jej Devereux.I może miała rację.Milczeli przez dłuższy czas.- Gardzisz ludzmi - przerwał ciszę Ridpath.- Nieprawda.Nikogo nie obraziłem.Widziałem dziewczy-nę.Wyglądała na sympatyczną.- Widziałeś ją?- Byłem świadkiem strzelaniny.Akurat wchodziłem do ka-fejki - powiedział Belsey ostrożnie.Ridpath spojrzał na niego.Belsey miał nadzieję, że niewzbudził jego podejrzliwości.- Mówiła coś?- Nie do mnie.Zamówiła waniliowe latte.- I uważasz, że to robota zawodowca?- Minęło czterdzieści osiem godzin, a wciąż nie wiadomo,kto ani dlaczego strzelał.To najlepszy dowód, że mamy doczynienia z zawodowcem.Dwukrotnie w ciągu dwóch dni wsamym środku Londynu padły strzały.Moim zdaniem to zawo-dowiec.Może to pierwsze jego zlecenie w Anglii, ale gość napewno nie jest tani.Zleceniodawcy zapłacili mu okrągłą sumkę,żeby w ich imieniu policzył się z Devereux.To ludzie, którzydbają, by nie zbrukać sobie swoich tłustych, wypielęgnowanychłapsk.Dostarczają sprzęt i informacje, on załatwia resztę.Ridpath kiwał głową.Belsey nie wiedział, czy rozmawia zesprzymierzeńcem, czy wrogiem.A może z jednym i drugim?Ale czuł, że w ten sposób zbliża się do rozwiązania zagadkiDevereux.Ridpath po mistrzowsku go prowokuje, przyznawałw duchu.Prawdopodobnie w pokoju przesłuchań stawał siębezlitosny.340- Szukasz człowieka, który posługiwał się kartami Deve-reux? - spytał inspektora.- Mam dojścia w komórce do spraw nadużyć z wykorzysta-niem kart kredytowych.Zażądałem nagrań z kamer przemysło-wych.- Kiedy się tym zajmą?- Niedługo.- Czyli?- Kiedy tylko przekonam ich, że to poważna sprawa.Jutro zsamego rana mamy rozmawiać o udostępnieniu nagrań z ulicy ize sklepów.Barbara, Ewa, Lidia, Stefan, Ewa, yetiMarta, AnnaPiotr, Robert, Zbigniew, Ewa, Jolanta, Ewa, Barbara, Anna,Natalia, EwaPowrócił znajomy, wszechogarniający, paniczny lęk, a wrazz nim napięcie.Belsey krążył, patrząc na półki i myśląc.Podstarymi prawniczymi tomiszczami leżały dyplomy.NagrodaStowarzyszenia Brytyjskich Służb Policyjnych, pochwala odkrólowej.Niesamowicie cenne wyróżnienia.Zwykle wieszałosię je na honorowym miejscu w gabinecie.Ridpath nawet ichnie oprawił.- Wspomniałeś, że jakiś Kovar twierdzi, jakoby Devereuxnadal działał - odezwał się Belsey.- Zgadza się.- Co o nim wiesz?- Max Kovar? Dość często pojawia się w naszym obszarzezainteresowania.- I ma dostęp do grubych pieniędzy, tak?- To podejrzany typ.Gdybym był biznesmenem pokrojuAleksieja, nie chciałbym mieć z nim nic wspólnego.Wątpię,czy Devereux w ogóle robił z nim interesy.- Co mógłby zaoferować Kovar w zamian za udziały wlondyńskim przedsięwzięciu?- Posmarowałby tam gdzie trzeba? Nie wiem.Bo co? -Ridpath uśmiechnął się dziwnie.- Pewnie wszystko, czego341zażądałby Devereux.Kovar i Aleksiej Devereux? Forsa jest tunajmniej ważna.Wstał, wycelował pilotem w telewizor.Pojawiły się wiado-mości.Strzelanina w City i sceny z piekła, jakie po niej rozpęta-ło się w St Clements Court. Stan podwyższonej gotowości wCity i jednostkach stołecznej policji , mówili dziennikarze.Potem pojawiło się zdjęcie z bożonarodzeniowej imprezy: Nor-thwood wznosi toast z ministrem spraw wewnętrznych, a na-stępnie wypowiedzi rodzin krytykujących działania policji.Przez kilka minut oglądali w milczeniu, potem Ridpath wy-łączył.Zniknął z salonu, a po chwili wrócił z kocem.- Prześpij się tu, jak chcesz.Za parę godzin pojedziemy ra-zem do gości od kart kredytowych.Może pomogą nam ustalić,kto podszywał się pod Devereux.Szorstka gościnność inspektora zaskoczyła Belseya.Wła-ściwie może to i niezły pomysł? Aatwiej przechwyci zdjęcia,jeśli przy nim będzie.Oczami wyobrazni widział już, jak nie-chcący kasuje dysk albo wrzuca nagrania do zsypu.- Zgoda - powiedział.- Wstanę o piątej - uprzedził Ridpath, wychodząc.- Małosypiam [ Pobierz całość w formacie PDF ]